Po trudnych dniach ulew, w piątek nad Londynem zaświeciło słońce. Przy ponad 30 meczach dla nas jednym z najważniejszych był ten pomiędzy Hubertem Hurkaczem a Lorenzo Musettim. Polak walczył z Włochem o 150. zwycięstwo i trzecie w karierze wejście do czwartej rundy Wimbledonu.
To Włoch był wyżej sklasyfikowany, to również on dwukrotnie z Hurkaczem wygrywał, podczas gdy Polak miał na koncie tylko jedną wygraną z młodszym rywalem. Tyle że ta jedna wygrana przyszła na trawie, właśnie na Wimbledonie. Polscy kibice mogli liczyć na jej powtórzenie.
Wyrównany set, jednostronny tie-break
Spodziewaliśmy się, że Hubert będzie dysponował lepszym serwisem, ale aż tak gładkiego startu pewnie mało kto by oczekiwał. W minutę Polak zaliczył pierwszego gema na sucho. Włoch na wygraną do zera czekał do szóstego gema, a podział punktów i gemów był wyjątkowo solidarny. Widowisko nie rozpieszczało początkowo długimi wymianami, choć w siódmym gemie widownia ożyła po dwóch walkach w małej grze. Obie wygrał Hurkacz, oszukując rywala pod siatką.
Bardzo wysoka skuteczność przy pierwszym podaniu i stosunkowo niewiele niewymuszonych błędów oznaczały szybki pojedynek aż do 10. gema. Dwa błędy podwójne z rzędu Musettiego doprowadziły do walki na przewagi. Podenerwowany 21-latek przegrał kolejną wymianę i Hurkacz miał pierwszy break point, do tego na wagę seta. Rywal posłał swojego pierwszego asa na uspokojenie, obronił kolejnego setbola i zamknął gema po wymuszonym na Hurkaczu błędzie.
Poza tym gemem, wszystkie w pierwszym secie były pewnie wygrane przez serwującego zawodnika, a to oznaczało tie-break. W nim Hurkacz fantastycznym bekhendem wywalczył pierwsze mini przełamanie, a piłka posłana w siatkę przez Musettiego i as wrocławianina dały prowadzenie 4-1. Podenerwowany Włoch miał problem z trafieniem w kort i gniewnie wybił piłkę poza kort, a Polak wyszedł na 6-1. Niestety, roztrwonił część przewagi błędami i dopiero wynikiem 7-4 zamknął seta, posyłając delikatny forhend daleko poza zasięgiem upadającego Włocha.
Bezcenna chwila stresu Musettiego
Po tie-breaku drugi set rozpoczął się na znacząco niższym poziomie, choć obaj zawodnicy zgarnęli po jednym gemie na otwarcie. Trzeci okazał się bardzo istotny, ponieważ Lorenzo Musetti dał się ponieść nerwom. Trzy z rzędu błędy zwieńczone gniewem, gestykulacją i głośnymi komentarzami dały Hurkaczowi przełamanie, a w kolejnym gemie nie oddał rywalowi choćby punktu.
Dopiero w piątym gemie Włoch odzyskał pewność siebie, zabawił się nawet tweenerem i wygrał na sucho. Powtórzył to zresztą przy kolejnej okazji, ale do powrotu w secie potrzebował jeszcze wyrwać Hurkaczowi gema przy jego podaniu. Miał świetną okazję po wyjściu na 30:0 w ósmym gemie, ale wrocławianin zachował zimną krew i ani punktu więcej nie dał sobie zabrać.
W 10. gemie wszystko było w rękach Polaka, ale dwie złe decyzje dały Musettiemu pierwszą w meczu szansę na przełamanie. 26-latek szybko wybił mu to z głowy, wymuszając błąd i posyłając winnera, a seta zakończył wyraźny aut Włocha.
Pełna kontrola Hurkacza do końca
Widocznie podłamany swoją pozycją Lorenzo Musetti nie udźwignął pierwszego gema przy swoim serwisie i oddał go Hurkaczowi autowym zagraniem. Próbował agresywniejszej gry, ale drugiego gema Polak zgarnął łatwo, posyłając dziewiątego w meczu asa. Dziesiątym zamknął czwartego gema, którego zapisał na swoim koncie w mniej niż minutę.
Musetti wygrał swojego gema na 2:3 w mozole, wzdychając i kręcąc głową. Polak, w kontraście, grał z dużym luzem i wyszedł na 4:2 na sucho, a na 5:3 po dwóch asach z rzędu. Co prawda Włoch swoje gemy wygrywał, ale widać było, że jego najlepszy tenis oglądaliśmy w pierwszym secie i z biegiem gry zwyczajnie gasł.
Zapowiadało się na gładki koniec, tymczasem w decydującym gemie Włoch wyszedł na 40:15 i miał dwie okazje na przełamanie. Nacieszył się nimi może 20 sekund, Hurkacz dwoma asami wyrównał stan gema. Jeszcze jeden break point? Jeszcze jeden punkt serwisem. Polak po profesorsku skończył mecz, jakby był absolutnie pewien, że serwis wystarczy. Nim właśnie zaliczył ostatni punkt w meczu.
