Panczenista Marek Kania: jazda na rolkach to inny rodzaj adrenaliny

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Panczenista Marek Kania: jazda na rolkach to inny rodzaj adrenaliny
Panczenista Marek Kania: jazda na rolkach to inny rodzaj adrenaliny
Panczenista Marek Kania: jazda na rolkach to inny rodzaj adrenalinyPAP
Dwukrotny medalista mistrzostw Europy w łyżwiarstwie szybkim Marek Kania przyznał, że po zakończonym sezonie zimowym z radością wróci na krótko do ulubionych rolek. "Wywodzę się z tego sportu i ma on szczególne miejsce w moim sercu” – podkreślił.

Panczenista w rozmowie z PAP potwierdził, że co prawda to jest inny rodzaj adrenaliny, ale jazda na rolkach cały czas mu się podoba. Z przyczyn oczywistych przed igrzyskami olimpijskimi w Mediolanie będzie jednak mógł poświęcać na to coraz mniej czasu.

"Igrzyska są moim celem. Łyżwy to sport olimpijski, a rolki nie" – wskazał, ale wspomniał, że być może wystartuje w lipcowych mistrzostwach Starego Kontynentu w jeździe na rolkach.

Kania w styczniowych ME w holenderskim Heerenveen wraz z Piotrem Michalskim i Damianem Żurkiem w sprincie drużynowym wywalczył złoto, a za start na 500 m na jego szyi zawisł brązowy medal.

"To bardzo, bardzo, bardzo pozytywnie mobilizuje. Medale zawsze dają takiego fajnego +kopa+. Po nich widać, że praca, którą się wykonuje przez wiele miesięcy, daje efekty. Że jesteś na szczycie i walczysz z najlepszymi. Że potrafisz się bić o medale. Czasami zdarza się, że zagrają nasz hymn. To są naprawdę niesamowite przeżycia" – tłumaczył 25-latek.

Jak zauważył, każdy z ich medalowej trójki jest na swój sposób inny. Inne są też ich charaktery, ale dobrze się uzupełniają. Owszem, zdarzają się drobne sprzeczki, ale to w ich przypadku rzadkość.

"Jesteśmy dobrani przez trenerów, ale nie wybieraliśmy się tak, jak dobierają się znajomi. Zadecydowała o tym dobra jazda na łyżwach. Myślę jednak, że bardzo dobrze się dogadujemy. Większość roku spędzamy ze sobą, śpimy w tych samych pokojach. Fajnie się uzupełniamy i motywujemy" – zauważył.

Ich trio składa się z samych sprinterów. To sprawia, że Kania – pełniący rolę rozprowadzającego – może zacząć start w zasadzie na "99 procent możliwości". Ma świadomość, że koledzy wytrzymają tempo. Jego zdaniem najtrudniejsze zadanie w teamie ma Żurek, gdyż jedyny pokonuje pełne trzy rundy toru, a to jednak więcej niż 1000 metrów.

Michalski, pasjonat Formuły 1, młodszych kolegów ze sztafety zaraził fotografowaniem.

"Damian ostatnio kupił sobie nawet kilka obiektywów. Gdy z powodu kontuzji nie startował w mistrzostwach świata w wielobojach w Inzell, to robił nam zdjęcia. Dzięki niemu mamy fajne fotki" – dodał Kania, który przyznał, że aparatu jeszcze nie nabył, ale "wszystko w tej materii przed nim".