Wojciech Szczęsny, czyli droga w reprezentacji od pechowca do bohatera

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wojciech Szczęsny, czyli droga w reprezentacji od pechowca do bohatera
Wojciech Szczęsny, czyli droga w reprezentacji od pechowca do bohatera
Wojciech Szczęsny, czyli droga w reprezentacji od pechowca do bohateraPAP
Wojciech Szczęsny po raz kolejny okazał się bohaterem reprezentacji Polski. Na mundialu w Katarze obronił dwa rzuty karne, zaś teraz decydującą "jedenastkę" w barażu z Walią o awans do Euro 2024. A przecież przez dekadę nie wszystko układało się po jego myśli w kadrze narodowej.

Od początku wtorkowego spotkania w Cardiff prawie 34-letni Szczęsny był bardzo skoncentrowany i kilka razy ratował zespół z opresji. Nie puścił gola w ciągu 90 minut i dogrywki. Najważniejszą paradą popisał się jednak w piątej serii rzutów karnych, przy stanie 5-4 dla Polski. Obronił strzał Daniela Jamesa i biało-czerwoni mogli świętować awans.

Po raz drugi w ciągu niespełna półtora roku okazał się wielkim bohaterem kadry. Poprzednio na mundialu 2022.

Syn Macieja, w przeszłości również bramkarza reprezentacji, przyleciał na mistrzostwa świata do Kataru w świetnej dyspozycji, po bardzo udanych występach w Juventusie Turyn. W turnieju imponował spokojem, opanowaniem, a gdy trzeba było, fruwał w bramce jak natchniony.

Obronił dwa rzuty karne – w fazie grupowej z Arabią Saudyjską i Argentyną. W tym drugim przypadku nie dał się pokonać słynnemu Lionelowi Messiemu. Powtórzył osiągnięcie Jana Tomaszewskiego z MŚ 1974, który też obronił dwie "jedenastki".

Z Walią w Cardiff bohaterem został po raz pierwszy we wrześniu 2022 w spotkaniu Ligi Narodów, wygranym przez Polaków 1:0, popisując się wieloma świetnymi interwencjami.

Dzięki temu biało-czerwoni utrzymali się w najwyższej dywizji LN, kosztem właśnie Walijczyków. To z kolei przełożyło się na losowanie z pierwszego koszyka w eliminacjach Euro 2024. Zapewniło również Polakom, mimo bardzo nieudanych kwalifikacji (trzecie miejsce w grupie), dobrą pozycję wyjściową w marcowych barażach, gdzie w półfinale zmierzyli się u siebie ze znacznie niżej notowaną Estonią (5:1).

Początki wielkiej kariery Szczęsnego nie były jednak szczęśliwe, pech nie opuszczał go też w kolejnych latach.

No bo ilu bramkarzy podczas treningu – przy podnoszeniu sztangi – złamało sobie obie ręce? Taka kontuzja przydarzyła się mu w 2008 roku.

O tym, że Szczęsny junior zrobi karierę, mówiono od dawna. Jak podkreślano, już jako młody chłopak wyróżniał się na tle rówieśników tym, że bardzo szybko się uczył. Przyswajał bez problemu ćwiczenia, które inni musieli długo powtarzać.

Dorosłą kadrę poznał od środka już w maju 2008 roku, w wieku 18 lat, gdy został awaryjnie, na kilka dni, powołany na zgrupowanie kadry przed mistrzostwami Europy w Austrii i Szwajcarii. Artur Boruc i Tomasz Kuszczak mieli wówczas bowiem jeszcze obowiązki w swoich klubach.

"Też jestem zaskoczony. Wczoraj, gdy prowadziłem samochód, zadzwonił telefon. Jestem dobrym kierowcą, więc nawet nie spojrzałem. Dopiero, gdy zatrzymałem się na parkingu okazało się, że dzwonił Leo Beenhakker. Wypadało oddzwonić. Dostałem szansę, by pojechać do Donaueschingen, grzechem byłoby nie skorzystać" – powiedział wtedy w rozmowie z PAP ówczesny bramkarz rezerw Arsenalu Londyn.

W trakcie tego zgrupowania wystąpił w nieoficjalnym sparingu ze szwajcarskim FC Schaffhausen, zastępując w trakcie drugiej połowy Łukasza Fabiańskiego.

W barwach narodowych zadebiutował natomiast 18 listopada 2009 w spotkaniu z Kanadą w Bydgoszczy (1:0), gdy zmienił w przerwie Kuszczaka.

Pierwszą wielką imprezą dla wychowanka warszawskiej Agrykoli były mistrzostwa Europy 2012 w Polsce i na Ukrainie. Przed tym turniejem bronił znakomicie, wygrany na początku czerwca 4:0 sprawdzian z Andorą był wówczas piątym kolejnym meczem, w który reprezentacja nie straciła gola.

"Bardzo fajnie, ale taki rekord nie będzie miał większego znaczenia, jeśli nie uda nam się zachować czystego konta w meczu z Grecją na inaugurację Euro 2012" – podkreślił wówczas Szczęsny.

W pierwszym meczu turnieju (1:1) puścił bramkę po strzale Dimitrisa Salpingidisa, a co gorsza w 69. minucie zobaczył czerwoną kartkę za faul w polu karnym. Do bramki wszedł za niego Przemysław Tytoń i obronił "jedenastkę".

"Ciężko mi znaleźć pozytywy po tym, jak zostałem usunięty z boiska. Odbieram to w ten sposób, że rozgrywając jeden z najważniejszych meczów w karierze, nie udało mi się go dokończyć, osłabiłem zespół i nie wystąpię z Rosją. Trudno, trzeba żyć dalej" – przyznał wówczas Szczęsny i dodał, że decyzja sędziego o czerwonej kartce była prawidłowa.

Musiał pauzować w starciu z Rosją (1:1), a ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda nie dał mu już szansy w ostatnim meczu grupowym – przegranym 0:1 z Czechami.

Cztery lata później znacznie lepiej rozpoczął mistrzostwa Europy we Francji. Nie dał się pokonać w wygranym 1:0 meczu z Irlandią Północną w Nicei, ale już w pierwszej połowie – jak się później okazało – nabawił się urazu uda, gdy zderzył się z napastnikiem rywali Kyle'em Laffertym.

Zastąpił go Łukasz Fabiański, który spisywał się tak dobrze, że pozostał między słupkami do końca udanej przygody Polaków z turniejem, czyli do ćwierćfinału.

Szczęsny wciąż był jednak bardzo ważną postacią dla Adama Nawałki. Selekcjoner zaufał mu także przed meczem mistrzostw świata 2018 z Senegalem (1:2). W Moskwie golkiper Juventusu nie spowodował rzutu karnego, nie doznał kontuzji, lecz znów pierwsze spotkanie okazało się dla niego pechowe.

W 60. minucie wybiegł daleko przed pole karne i nie zdołał powstrzymać Mbaye Nianga, który minął go i bez kłopotów trafił do pustej bramki.

"Dopełnieniem wszystkiego była przebieżka naszego bramkarza. Chyba do kiosku z napojami wyskokowymi" – ocenił surowo w TVP Sport jego ojciec Maciej.

Tymczasem syn podkreślił, że nie będzie bał się podobnych interwencji w kolejnym meczu.

"Teraz można powiedzieć, że wyjście nie było konieczne, bo straciliśmy bramkę. Nie zdążyłem do piłki, ale mogę jedynie +gdybać+. Gdybym został w bramce, miałbym sytuację sam na sam. Nie zrobiłem kariery, grając na alibi. Jeśli taka sytuacja powtórzy się w meczu z Kolumbią, to się nie cofnę" – zadeklarował.

W rywalizacji z Kolumbią w Kazaniu Szczęsny nie popełnił większych błędów, ale nic to nie dało, ponieważ Polska przegrała 0:3 i pożegnała się z turniejem. W meczu o "honor" z Japonią (1:0) bronił już Fabiański.

Kolejna wielka impreza – przesunięte o rok (na 2021) z powodu pandemii mistrzostwa Europy – znów rozpoczęła się pechowo dla Szczęsnego.

W pierwszym spotkaniu biało-czerwoni przegrali w Sankt Petersburgu ze Słowacją 1:2, a polski bramkarz już w 18. minucie zaliczył... samobójcze trafienie.

Chwilę wcześniej na lewej stronie Robert Mak minął Bartosza Bereszyńskiego oraz Kamila Jóźwiaka, pobiegł w kierunki bramki i oddał strzał w tzw. krótki róg. Piłka odbiła się od słupka, następnie pleców Szczęsnego i wpadła do bramki. Oficjalnie gol został zaliczony jako samobójczy golkipera.

W drugim meczu – z Hiszpanią w Sewilli (1:1) – Szczęsny zrehabilitował się, popisując się kilkoma znakomitymi interwencjami. Gospodarze nie zdołali pokonać go nawet z rzutu karnego – Gerard Moreno trafił w słupek, a dobitka Alvaro Moraty była nieudana.

Wprawdzie na koniec biało-czerwoni ulegli Szwecji 2:3 i pożegnali się z imprezą, ale występ Szczęsnego z potężną Hiszpanią i zmarnowana przez rywali "jedenastka" pozwalała wierzyć, że polski bramkarz odczarował wreszcie swój los na wielkich imprezach.

I tak właśnie jest. Mundial 2022 w Katarze był tego dobitnym potwierdzeniem, a z taką formę polski golkiper, mając już mnóstwo doświadczenia, może czekać ze spokojem i optymizmem na rozpoczynające się 14 czerwca ME w Niemczech. Będzie to prawdopodobnie jego ostatnia wielka impreza. Już po meczu w Cardiff zasugerował, że trudno będzie go namówić, by dłużej grał w drużynie narodowej.