Raków wydarł wygraną pod koniec doliczonego czasu, po dwóch nieuznanych golach Widzewa. Lech Poznań po emocjonującym spotkaniu zremisował z Jagiellonią Białystok 2:2, a Legia Warszawa na zwieńczenie niedzielnych zmagań pokonała Pogoń Szczecin 1:0.
Legia Warszawa - Pogoń Szczecin (1:0)
Legia Warszawa od pierwszych minut narzuciła rywalowi swój styl gry. I na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 4. minucie spotkania gospodarze otworzyli wynik rywalizacji. Mileta Rajović pewnie wykonał bowiem rzut karny po faulu Juwary na Weisshaupcie. Legioniści od razu po zdobyciu gola chcieli pójść za ciosem i Cojocaru dwukrotnie musiał ratować swoich kolegów przed stratą gola. Na kolejną ciekawą sytuację czekaliśmy do 32. minuty spotkania. Wówczas Noah Weisshaput uderzył z kilkunastu metrów i Cojocaru musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, aby sparować uderzenie gracza Legii. Do końca pierwszej odsłony wynik już się nie zmienił i Legioniści zeszli na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem.
Druga odsłona rozpoczęła się bardzo ospale i początkowo obie ekipy głównie walczyły ze sobą w środkowej części boiska. Podbramkowych sytuacji było jak na lekarstwo, aż do 76. minuty spotkania. Wówczas po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jędrzejczyk trafił w słupek bramki Pogonii. W 85. minucie mogło być już natomiast po meczu. Cojocaru popełnił prosty błąd we własnym polu karnym, ale później odpowiednio się zrehabilitował, broniąc strzał Rajovicia. Summa summarum wynik do końca spotkania już się nie zmienił i po bardzo ospałej drugiej połowie, Legia odniosła cenne zwycięstwo po meczu, który zdecydowanie nie porwał nikogo na kolana.

Lech Poznań - Jagiellonia Białystok (2:2)
Początek spotkania należał do zawodników Lecha Poznań, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce. W 9. minucie spotkania Joel Pereira nieźle zagrywał do Mikaela Ishaka, jednak Szwedowi zabrakło kilku centymetrów, aby dojść do tego dośrodkowania. Mecz od pierwszej minuty toczony był w intensywnym tempie i obie strony szukały sobie dogodnych sytuacji do zdobycia gola. W 21. minucie po płaskim dograniu Joao Moutinho w pole karne, niewiele brakowało, a samobójczego gola zdobyłby Stojinović. W 42. minucie do dobrej sytuacji doszła Jagiellonia. Wdowik świetnie dośrodkował z rzutu wolnego, a do piłki, tym razem pod odpowiednią bramką, dopadł Stojinović. Piłka po uderzeniu trafiła jednak tylko w poprzeczkę. Co się odwlecze, to nie uciecze. W doliczonym czasie gry Jagiellonia dopięła swego. Po akcji prawej stroną, dośrodkowanie w pole karne posłał Pozo. Tam czekał już Jesus Imaz i Hiszpan pewnym strzałem zdobył gola do szatni, wyprowadzając swoją ekipę na prowadzenie!
Ledwo obie drużyny wyszły z szatni, a już mieliśmy kolejne trafienie, tym razem dla Lecha. Kolejorz z wysokiego C rozpoczął drugą odsłonę. Filip Jagiełło zagrał piłkę do Bengtssona, a ten z 16 metrów nie dał szans Abramowiczowi na skuteczną interwencję. Lech ledwo zdążył się nacieszyć golem wyrównującym, a już było 2:1 dla Jagiellonii. Joel Pereira w prosty sposób stracił piłkę na własnej połowie, którą przejął Oskar Pietuszewski. Brylant w talii Adriana Siemieńca przejął futbolówkę i pewnym strzałem pokonał Mrozka w 48. minucie meczu. Mieliśmy zatem za nami trzy minuty drugiej odsłony i aż dwa trafienia.
W 57. minucie doszło do przepychanki w polu karnym między Skrzypczakiem a Flachem. Sędzia uznał, że gracz Jagiellonii faulował piłkarza Lecha i wskazał na jedenasty metr. A jak rzut karny, to oczywiście do piłki podszedł Mikael Ishak. Szwed nie zawiódł i doprowadził do wyrównania. W 68. minucie Lech mógł wyjść na prowadzenie. Kozubal kapitalnie zagrał do Bengtssona, jednak uderzenie gracza Kolejorza w ostatniej chwili zablokował Pozo. Lech z minuty na minutę coraz bardziej się rozpędzał, jednak Jaga dobrze detronizowała ataki gospodarzy. Ostatecznie mimo jeszcze kilku niezłych okazji wynik już się nie zmienił i spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2, który może nie zadowala obu drużyn, ale jest jak najbardziej wynikiem sprawiedliwym, biorąc pod uwagę przebieg całego widowiska.

Widzew Łódź - Raków Częstochowa (0:1)
Choć w porze niedzielnego rosołu, starcie zaczęło się niezwykle żywiołowo. Po kilkunastu sekundach Bulat pierwszy testował Ilicia, a Ivi Lopez drugi szukał otwarcia po trzech minutach, obie sytuacje wypracował łodzianin Michael Ameyaw. Widzew wkrótce przejął inicjatywę i w 9. minucie Fornalczyk odpalił kąśliwy pocisk z ponad 20 metrów, Trelowski miał kłopoty. RTS szedł za ciosem i wkrótce fetował gola. Shehu poszedł na obieg, wrzucił piłkę z lewej na głowę świetnie ustawionego Samuela Akere, który pokonał Trelowskiego. Radość trwała kilka minut zanim VAR potwierdził spalonego Fornalczyka.
Szansę na ponowne uradowanie trybun miał w 24. minucie Zeqiri po świetnej akcji Frana Alvareza, jednak z dobrej pozycji posłał piłkę obok słupka. Raków stopniowo przejmował inicjatywę i do przerwy mógł prowadzić. W 35. minucie Amorim położył dwóch rywali i spomiędzy dwóch kolejnych testował Ilicia. Po nim znów uderzał Bulat, a w 38. minucie Medaliki miały trzy mocne próby w jednej akcji, Visus wybijał z linii. Salwy gości kończyło uderzenie Brunesa w trybuny w 42. minucie. Widzew nie miał zaś szczęścia do spalonych, w 50. minucie do siatki trafił Zeqiri po pięknej akcji, w której spalił Alvarez.
Obie drużyny oferowały swoim kibicom żwawą grę i tylko wyniku nikt nie był w stanie otworzyć. Golem zapachniało w 67. minucie, gdy szarżował z lewej do środka Fornalczyk. Rykoszet od nogi Racovitana uratował Trelowskiego. Nawet ofensywne zmiany obu trenerów nie przyniosły efektu, choć końcówka toczyła się niemal stale na połowie łodzian. Minął czas regulaminowy i kończył się doliczony, gdy Ameyaw wrzucił piłkę z prawej krawędzi jedenastki, a Lamine Diaby-Fadiga wcisnął główkę przy bliższym słupku, rozstrzygając mecz!
