Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wyniku

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wyniku
Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wyniku
Jak Iga Świątek obroniła Paryż: Skupienie i walka do końca, niezależnie od wynikuAFP
Trzecie trofeum w turnieju Rolanda Garrosa tuż po 22. urodzinach to wyczyn historyczny. Jednak Iga Świątek sama przyznała, że nie spodziewała się piłki meczowej na swoją korzyść pod koniec meczu finałowego. O sukcesie zdecydowało zachowanie skupienia w kluczowych momentach.

Królowa Paryża jest tylko jedna i dzięki niej od soboty coraz większą karierę robi przeinaczenie "Poland Garros", odkąd polska flaga po raz trzeci załopotała nad kortem Philippe’a Chatriera. A przecież w połowie maja wszyscy kibice Igi Świątek drżeli o jej kondycję po kontuzji. Gdy pisała "bilety do Paryża rezerwujemy" po ćwierćfinałowym kreczu przeciwko Rybakinie w Rzymie, reakcją był ostrożny optymizm. Utrzymał się zresztą przez większość paryskiego turnieju, który Polka rozgrywała bardzo poprawnie, choć bez fajerwerków.

Patrząc wstecz można potwierdzić, że grała pragmatycznie, trzymając poziom zapewniający wygraną w każdym meczu. Dopiero w finale napotkała rywalkę, która była o włos od pokonania faworytki. Dla Świątek sobotni mecz był drugim z rzędu o najwyższe trofeum w Paryżu, dla Karoliny Muchovej pierwszym w karierze. Czeszka – zwłaszcza odesłaniem do domu Sabalenki w półfinale – sprawiła ogromną niespodziankę wielu obserwatorom, jednak nie polskiej tenisistce. Może nie mają bogatej historii pojedynków, ale znają się dobrze ze wspólnych treningów i liderka rankingu WTA komplementowała grę rywalki nie raz.

Muchova jako pierwsza w Paryżu zdołała wygrać seta przeciwko Świątek i w trzeciej partii wyglądało nawet na to, że ma faworytkę na widelcu. Opanowanej na co dzień Polce rzadko puszczają nerwy, a w finale było je widać bardzo dobrze. Odzyskała jednak równowagę i przeniosła ciężar psychologiczny na swoją vis-à-vis.

Choć wielu czekało na pojedynek pierwszej i drugiej zawodniczki WTA w ostatnim meczu, to awans Czeszki okazał się jeszcze ciekawszym rozwiązaniem. Jej odważna i bezkompromisowa gra zdobyła serca widowni, a ilekroć wymuszała błędy na Świątek, uznanie tylko rosło. Dla wielu to był klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem i pokonanie faworytki byłoby wartością samą w sobie.

Nie można jednak Czeszki sprowadzić do roli słabszej, w finale spotkały się dwie godne siebie rywalki. "Członkowie mojego zespołu są świadkami: od pierwszego naszego meczu mówiłam, że będziemy grać zacięte spotkania, będziemy grać w finałach. Uderzyła mnie twoja różnorodność na korcie i mam nadzieję, że jeszcze wiele finałów przed nami" – podkreślała Świątek do rywalki podczas dekoracji.

Kluczowe momenty

Po szorstkich wygranych w pierwszych rundach nie wszyscy byli pewni formy Świątek po majowej kontuzji. Wyjątkowo gładka wygrana z Xinyu Wang i nieoczekiwany krecz Łesi Curenko w 1/8 finału mogły uśpić czujność kibiców, budując wysokie oczekiwania. W końcu seria sześciu wygranych i 10:0 w setach mogą robić wrażenie. Dopiero w półfinale i finale dominacja faworytki została zakwestionowana.

Świątek – Gauff 6:4, 6:2

Pierwszy pojedynek z rywalką z czołówki (a z finału Rolanda Garrosa sprzed roku!) nie postawił poprzeczki najwyżej, choć w każdym z dwóch setów Coco przynajmniej raz próbowała podważyć przewagę faworytki. W pierwszej partii zdołała przy drugiej okazji przełamać Polkę i wyrównać stan rywalizacji. W drugiej miała trzy break pointy na uzyskanie przewagi, a Świątek po ich obronie skorzystała z pierwszej wywalczonej okazji do przełamania i nie oddała uzyskanego prowadzenia do końca seta.

Świątek – Haddad Maia 6:2, 7:6(7)

Przełamana w pierwszym gemie Iga zdołała natychmiast odrobić stratę, rozumiejąc sygnał wysłany przez rywalkę. Wygrana czterema gemami w pierwszym secie może być myląca – pojedynek nie należał do łatwych. Potwierdziła to druga partia, w której Brazylijka jako pierwsza w turnieju miała zdecydowane prowadzenie i szansę na urwanie seta obrończyni trofeum w Paryżu. Z sześciu break pointów zdołała wykorzystać tylko jeden, a i tak dopiero po zaciętym tie-breaku Świątek zapewniła sobie wygraną i awans.

Świątek – Muchowa 6:2, 5:7, 6:4

Nerwowy początek Karoliny Muchovej pozwolił szybko wygrać pierwszego seta i trzy gemy drugiego. Czeszka pokazała jednak charakter i z 0:3 pewnie wyszła na 3:3. W sześciu kolejnych gemach tylko raz pozwoliła Świątek wygrać i na finiszu seta przewaga była po jej stronie. Fantastyczny kolejnych return obu zawodniczek doprowadził do wzajemnych przełamań i thrillera w końcówce. W ostatnim secie 26-latka z Ołomuńca dwukrotnie wychodziła na prowadzenie i tylko na ostatniej prostej rakieta stała się ciężka od presji, pozwalając Świątek wygrać 6:4.

Kluczowe liczby

4

Tyle wygranych turniejów wielkoszlemowych ma Iga Świątek po sobotnim finale. Tyle też razy w Paryżu wygrała w stosunku 6:0. To pozwoliło jej zachować sporo energii na ostatni mecz, przed którym spędziła na korcie niecałe siedem godzin, o połowę mniej czasu od swojej rywalki.

23

Dokładnie tyle gemów z rzędu wygrała Polka w trzech meczach (z Liu, Wang i Curenko) zanim ostatnia z rywalek zdołała przełamać serię. Z jednej strony taki wynik imponuje, ale – jak przyznała Świątek po meczu z Wang – gładkie wygrane mogą też usypiać czujność.

82

Dokładnie tyle winnerów posłały rywalki Igi Świątek w całym turnieju. Z tej puli aż 30 zaliczyła Karolina Muchova w ostatnim meczu. W pierwszych sześciu meczach Polka posyłała rywalkom średnio tylko osiem takich piłek na mecz, a w finale dominacja Muchovej w ataku była trudna do podważenia. Co jednocześnie podkreśla, jak dobrze Polka broni, że mimo to potrafi wygrać cały turniej.

#4 Surreal

Trudno o piękniejszy prezent na 22. urodziny niż dołożenie do kolekcji trofeów czwartego Wielkiego Szlema. A że z czterech aż trzy tytuły pochodzą z Paryża, to tylko potwierdzenie szczególnej relacji Igi Świątek z tym miastem i turniejem. Jak przyznała podczas dekoracji, właśnie w stolicy Francji czuje się najlepiej, kocha tamtejszą publiczność i niezależnie od wyniku każdy przyjazd na Rolanda Garrosa to coś szczególnego.

Gdy podpisywała na kamerze "#4 Surreal. Thank you Paris" widać było, jak schodzi z niej napięcie. Sama przyznała po finale, że nie spodziewała się piłki meczowej na swoją korzyść. Na tym etapie chciała po prostu grać swoje, bez pewności wyniku.