Dawid Grubalski dla Flashscore: Mogliśmy zrobić coś wielkiego dla polskiego futsalu

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Dawid Grubalski dla Flashscore: Mogliśmy zrobić coś wielkiego dla polskiego futsalu

Dawid Grubalski po zdobyciu upragnionego mistrzostwa Polski
Dawid Grubalski po zdobyciu upragnionego mistrzostwa PolskiKS Constract Lubawa
Constract Lubawa zakończył zmagania w futsalowej Lidze Mistrzów w najlepszej "ósemce", co jest ogromnym sukcesem, ale mimo to, trener Dawid Grubalski czuje niedosyt. Opowiada on w rozmowie z Flashscore o tym, jak z lokalnego grania w małej Lubawie, przeszli drogę do mistrzostwa Polski i wyszli na europejskie salony. Mówili też z czego jest najbardziej dumny w pracy trenera i o zakończonych niedawno zmaganiach w Lidze Mistrzów, gdzie rozgrywali niesamowite spotkania. 

Adrian Wantowski: Zacznijmy trochę od historii waszego klubu. Skąd w waszej głowie zrodził się pomysł, żeby w Lubawie stworzyć profesjonalną futsalową drużynę? 

Dawid Grubalski: Na początku graliśmy, tak jak większość, zimą w rozgrywkach niedzielnych lig futsalu, które w całej Polsce są bardzo popularne. My stworzyliśmy zespół juniorski, mieliśmy wtedy po 17-18 lat i przez 2-3 sezony graliśmy w lokalnej lidze, aż w końcu ją wygraliśmy. To zwycięstwo było sprawiło, że zrobiło się o nas głośno w regionie. Byliśmy grupą młodych chłopaków, a ograliśmy zespoły, w których było wielu graczy z 2 i 3 ligi. Wtedy poczuliśmy do tego sportu pasję. 

Wygrywając tę ligę, zaczęliśmy rozglądać się czy jest coś więcej oprócz niedzielnych rozgrywek. U nas w okolicy nawet nie słyszeliśmy słowa futsal – zawsze mówiło się "halówka". Stopniowo zaczęliśmy się coraz bardziej przygotowywać i spróbować bawić się w to nieco bardziej na poważnie. Zgłosiliśmy akces do PZPN, że chcemy dołączyć do 2. ligi regionalnej. Wtedy była akurat reforma rozgrywek w 1. lidze. Wtedy była ona jedna ogólnopolska, a był pomysł podziału na północ i południe, co powodowało, że są wakaty w rozgrywkach 1. ligi. 

Początkowo trochę się obawialiśmy tego poziomu, bo oglądając inne zespoły w Internecie, widzieliśmy, że ten poziom jest dla nas nieco za wysoki, ale ostatecznie porwaliśmy się na tę 1. ligę. Wtedy trenowaliśmy maksymalnie trzy razy w tygodniu, ponieważ wszyscy pracowali, studiowali. Dla nas to i tak był wyczyn spotkać się całą grupą na mecze ligowe i treningi. Pierwszy sezon był bardzo trudny. Nie wygraliśmy żadnego meczu na wyjeździe, U siebie udało się pokonać kilku rywali i pozwoliło to utrzymać się w lidze i ten apetyt z roku na rok coraz bardziej rósł, żeby w Lubawie zbudować profesjonalny zespół. 

Dawid Grubalski na początku swojej z futsalem
Dawid Grubalski na początku swojej z futsalemKS Constract Lubawa

Co było dla was momentem przełomowym, kiedy uznaliście, że można w Lubawie zrobić coś większego? 

Myślę, że pojawienie się kilku młodych, perspektywicznych zawodników m.in. mój brat (Sebastian Grubalski), który w wieku 15 lat przestał grać w piłkę na trawie. Był obiecującym zawodnikiem na dużym boisku, ale zakochał się w futsalu tak, jak my wszyscy w Lubawie. Wraz z rozpoczęciem gry w lidze, zaczęliśmy stawiać na młodzież. Stworzyliśmy akademię, gdzie sześciolatkowie szli razem z nami. Teraz jest już z nami Hubert Zadroga, który przeszedł cały cykl z nami i teraz jako 17-latek jest w pierwszej kadrze zespołu. 

Stwierdziliśmy, że mamy w regionie zdolnych chłopaków i szkoda ich tracić dla innych klubów i zaczęliśmy ich otaczać coraz lepszymi graczami i pomyśleliśmy, że może w przyszłości taki plan da nam upragniony awans do Ekstraklasy. Potencjał tych młodych chłopaków kierował całym zarządem i mną, by pchać ten zespół w górę i dać się im rozwijać w Lubawie, a nie musieć ich wypuszczać do innych większych klubów. 

Do tych młodzieżowców zaczęliście w pewnym momencie dokładać obcokrajowców. Czym przekonywaliście ich, żeby przeprowadzili się do Lubawy i grali dla Constractu

Pierwszy był Denys Diemiszew, który grał już w Polsce. Jego udało się ściągnąć przez znajomości i możliwość dania mu pracy, bo tak to się zaczynało, że tak naprawdę ludzie przyjeżdżali tutaj do pracy, a piłka była tylko dodatkiem za symboliczną kwotę. Chcieliśmy dawać nowy impuls, a trudno było ściągnąć do Lubawy dobrego zawodnika z Polski. Łatwiej było ściągnąć zawodnika spoza kraju, który szuka pracy i pomysłu na nowe życie. 

Taki pierwszy głośny transfer przeprowadziliśmy, gdy zimą wypadł nam pierwszy bramkarz, a byliśmy blisko awansu. Szkoda nam było marnować całego sezonu, a z Polski było trudno kogokolwiek ściągnąć do Lubawy. Dlatego zaczęliśmy rozglądać się za granicą. To był taki pierwszy bodziec do tego, żeby otworzyć się na zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. 

A kiedy nastąpił moment, że jednak Polacy zaczęli chętniej patrzeć na Lubawę. Teraz gra u was m.in. kapitan reprezentacji Polski – Tomasz Kreizel. 

Po 4-5 latach naszej działalności (sezon 2016-17) cała futsalowa Polska zaczęła się nami interesować. Bardzo prężnie udzielaliśmy się w mediach społecznościowych. Nie mieliśmy jeszcze takiej klasy zespołu, żeby łatwo awansować do Ekstraklasy. Nadrabialiśmy to wszystko marketingowo, dużo pozytywnej opinii budowaliśmy tym w środowisku, że jesteśmy wiarygodni, że staramy się robić wszystko profesjonalnie. 

Przez trzy lata próbowaliśmy awansować do Ekstraklasy, zawsze zajmując drugie miejsce. Ludzie zaczęli się tym emocjonować, że poukładany klub, ale ma problem awansować, przebić się do tej najwyższej klasy. Myślę, że awans był kluczowy dla nas. Robiąc trzy transfery zagraniczne, wchodząc do Ekstraklasy, pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Bez kompleksów weszliśmy do krajowej elity i zajęliśmy w niej od razu drugie miejsce, jako beniaminek. Wtedy spojrzenie na nasz klub się zmieniło i wielu graczy zaczęło się zastanawiać czy przepadkiem Lubawa nie jest dobrym miejscem, żeby kontynuować karierę i walczyć z nią o najwyższe cele. 

Trudno było wam awansować do Ekstraklasy, ale weszliście do niej "z drzwiami". Poprzedni sezon przyniósł dla was pierwsze w historii mistrzostwo Polski. Po tej finałowej rywalizacji z Rekordem Bielsko-Biała, co Pan poczuł, doprowadzając klub z Lubawy na krajowy szczyt? 

Te trudne trzy lata walki o awans, patrząc z perspektywy czasu, sprawiły, że tak dobrze weszliśmy w tę Ekstraklasę. Byliśmy przygotowani, mimo niepowodzeń, co rok budowaliśmy silniejszy skład. Po awansie Polacy byli w dobrej formie, dołożyliśmy do tego trzech obcokrajowców – w tym Pedrinho. On od początku był bardzo jakościowym graczem. Może nie do końca futsalowym, ale miał jakość indywidualną i zrobiła się z tego od razu taka wybuchowa mieszanka. 

Kiedy awansowaliśmy i od razu zdobyliśmy wicemistrzostwo, to wiadomo, że każdy chciał więcej. Raptem z beniaminka zaczęliśmy grać każdy mecz pod presją. Było przekonanie, że jak już zdobyliśmy wicemistrzostwo, to zdobycie  trzeciego czy czwartego miejsce będzie zawodem dla naszej społeczności lubawskiej. Staraliśmy się cały czas piąć w górę. Wymarzonym momentem było to, że akurat mistrzostwo zdobyliśmy na dziesięciolecie klubu, robiąc to jeszcze w takim stylu.  

Naprawdę w fazie play-off byliśmy najbardziej wyrachowani, lepiej przygotowani fizycznie od naszych rywali i stosunkowo w cuglach zdobyliśmy to mistrzostwo Polski, wygrywając trzy mecze z Rekordem Bielsko-Biała. 

Faza play-off w zeszłym sezonie była znakomita w waszym wykonaniu, a w trwających rozgrywkach nie przegraliście jeszcze meczu w lidze. Czy ten Constract jest jeszcze lepszy od tego, który zdobywał mistrzostwo? 

Myślę, że tak. Jesteśmy bogatsi o doświadczenie ze zdobycia mistrzostwa Polski. Jesteśmy mocniejsi o przeżycia z Ligi Mistrzów, gdzie kilkukrotnie "uciekaliśmy spod topora", już praktycznie żegnając się z tą ligą, a silna szatnia i wiara w to, że jesteśmy w stanie wygrywać kolejne mecze, mimo że często zostawało bardzo mało czasu, zaczęła budować w naszej szatni coraz mocniejszą atmosferę i myślę, że teraz jesteśmy bardzo silni psychicznie. Nie ma dla nas straconych momentów. 

Mamy głód na zdobycie kolejnego mistrzostwa Polski, a ten głód podsyca to, że bardzo nam się podobało w tej Lidze Mistrzów, nie chcieliśmy się z tą przygodą żegnać, bo to inny poziom futsalu, inny poziom organizacji i z tą myślą będziemy walczyć, żeby wiosną znowu zdobyć mistrzostwo i jesienią ponownie zagrać w Lidze Mistrzów.  

Zdjęcie zespołu z kibicami po zdobyciu mistrzostwa Polski
Zdjęcie zespołu z kibicami po zdobyciu mistrzostwa PolskiKS Constract Lubawa

Przechodząc właśnie do wątku z Ligą Mistrzów. Czym była dla Lubawy organizacja turnieju kwalifikacyjnego do tych rozgrywek? 

To było coś nieznane i kompletnie nowe. Cały zespół, który zajmuje się organizacją meczów,  stanął przed dużym wyzwaniem, z którym poradził sobie perfekcyjnie. Wtedy praktycznie nie spali, bo nie myśleliśmy, że aż tak dużo pracy jest przy zrobieniu takiego wydarzenia. Też ostatni mecz przyniósł mnóstwo emocji nam i kibicom. 

Specyficzna sytuacja była w końcówce meczu, bo wiedzieliśmy, że remis da nam awans, więc trzeba było przemyśleć (przy stanie 1:1 w meczu z kosowską Prishtiną) czy bierzemy ten remis, czy do końca gramy o zwycięstwo, ale gdy byliśmy pewni, że ten remis daje nam awans do kolejnej rundy i postawiliśmy na to i w tych szalonych okolicznościach pozostaliśmy w zmaganiach i znaleźliśmy się w pierwszej fazie grupowej Ligi Mistrzów. 

Podczas tej fazy zasadniczej w Chorwacji zagraliście z trudnym rywalem – Futsal Dinamo. Ten mecz miał niesamowity przebieg, bo zaskoczyliście ich od początku i wysoko prowadziliście, ale w końcówce mogliście wypuścić awans z rąk. Co się wtedy wydarzyło? 

Przede wszystkim wiedzieliśmy, z jakiej klasy rywalem przyjdzie nam się zmierzyć. Myślę, że pierwszy raz graliśmy z taką marką i przeciwko takiej liczbie klasowych zawodników. Uważam, że w naszej lidze mało jest zespołów, które mają po 7-8 mocnych graczy, którzy mogą zrobić przewagę w dryblingu, a tam tak było. Myślę, że stąd wzięło się trochę niepokoju w naszej grze. 

Taki mecz gra się myślę raz, dwa, maksymalnie trzy razy w życiu. Bo wyszliśmy na prowadzenie 4:0 (Do przerwy było 8:3). w kilkadziesiąt sekund od rozpoczęcia meczu, to się nie zdarza. Ta niesamowita atmosfera, która towarzyszyła tam na trybunach, trochę zrobiła na nas wrażenie. Cztery tysiące żywiołowo reagujących kibiców Dinamo, robiło robotę. W tym meczu zdarzyło się wszystko. Nasza nerwowość, niepotrzebne faule, przeciwnik dochodził nas przedłużonymi rzutami karnymi. To dawało im cały czas nadzieję. 

Musieliśmy w drugiej połowie radzić sobie z obroną 4 na 5, bo rywale grali w przewadze. No i sytuacja przy stanie 8:7, gdzie Dinamo mogło wyrównać. Gdyby trafili, to myślę, że już by nas w tych rozgrywkach nie było. Mieliśmy sporo szczęścia, nagle sytuacja się odwraca. Strzelamy bramkę na 9:7 i zamykamy to spotkanie. Myślę, że ten mecz, wszyscy, którzy tam byli, zapamiętają do końca życia. 

Pedrinho i Jakub Raszkowski po strzeleniu gola z Dinamo Zagrzeb
Pedrinho i Jakub Raszkowski po strzeleniu gola z Dinamo ZagrzebKS Constract Lubawa

Podczas tegorocznej Ligi Mistrzów wasze mecze dostarczały kibicom mnóstwa emocji. Wróciliście właśnie z Hiszpanii, gdzie graliście w rundzie elity (16  zespołów podzielonych na cztery grupy), gdzie gra toczyła się o półfinał tych rozgrywek. Zaczęliście oczywiście od szalonego meczu przeciwko HIT Kiev, gdzie na kilka minut przed końcem meczu z wyniku 1:4, wyszliście w moment na prowadzenie. Co się tam wydarzyło? 

To jest to, co ciągle podkreślam, to jest futsal – dyscyplina dla ludzi o mocnych nerwach. Czasami dzieją się tak po prostu rzeczy niemożliwe. Tak, jak już wcześniej wspominałem, jesteśmy bardzo silną szatnią. Zawsze wierzymy do ostatniej chwili, że możemy strzelać bramki, ale też znamy swój potencjał, bo mamy w tym sezonie mnóstwo strzelonych goli. Tak, jak pokazywała Liga Mistrzów, my jesteśmy w stanie w 2-3 minuty zdobyć 4 gole z 4 strzałów z klasowymi rywalami. Do tego też uważam, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowani fizycznie. Pokazała to właśnie końcówka meczu z Ukraińcami, bo byliśmy pełni wiary i pewni siebie, mimo że przez większość spotkania biliśmy głową w mur. 

Te sytuacje wynikają też z naszych treningów. My podczas nich staramy się tworzyć zawodnikom specyficzne warunki. Często właśnie w trochę takiej "dżungli", robimy ćwiczenia, żeby to było tak, jak właśnie wyglądała ta końcówka meczu z HIT. Wprowadzamy taką fazę "straty kontroli nad meczem", a my tę fazę bardzo lubimy. 

Myślę, że dzięki temu ten mecz wygraliśmy. Byliśmy bardzo wyrachowani, potrafiliśmy zirytować przeciwnika. Nie powiem, że to było zaplanowane, bo nie da się czegoś takiego zaplanować, ale myślę, że pracujemy na to, by być w stanie "wykręcać takie numery". 

Graliście tam też z obrońcami tytułu – Palmą Futsal z Majorki. Jakie emocje towarzyszyły temu spotkaniu, że mierzyliście się z takiej klasy zespołem? Walka o półfinał Ligi Mistrzów na ich terenie. 

Skupialiśmy się na tym, że jest to możliwe do zrobienia, żeby podjeść do meczu w taki sposób, bez kompleksów. Myślę, że to założenie spełniliśmy. Byliśmy długimi momentami równorzędnym przeciwnikiem dla Palmy. Oczywiście z Hiszpanami, a tak naprawdę Brazylijczykami, bo trzeba powiedzieć, że tam gra dwóch ich reprezentantów, a reszta to gracze z Ameryki Południowej. Oni mają kompletnie inną kontrolę piłki, lubią się przy niej utrzymywać, a my staraliśmy się ich z tego wybijać i tworzyć swoje okazje. 

Na pewno szkoda, bo długi czas utrzymywał się remis. Około 30 minuty mieliśmy swoje okazje na to, żeby wyjść na prowadzenie – tak się nie stało, a w końcówce Palma nas wypunktowała (porażka 1:3). Wielu uważa za sukces to, że zajęliśmy drugie miejsce w grupie (TOP 8 tegorocznej Ligi Mistrzów), a my mimo wszystko czujemy, że to był ten moment, kiedy mogliśmy zrobić coś wielkiego dla polskiego futsalu i awansować do wielkiej czwórki. Ja mam mieszane uczucia. Już myślę, co możemy zrobić lepiej w przyszłości, żeby w takich spotkaniach dać sobie jeszcze większą szansę, żeby wygrywać takie mecze. 

Zamykając rozmowę, zapytam jeszcze o reprezentację Polski. Do kadry na grudniowe mecze eliminacji mistrzostw świata przeciwko Serbii i Ukrainie zostało powołanych pięciu graczy Constractu Lubawa. W tym zawodnicy, których Pan wychował. Czy to jest największy powód do dumy dla trenera, że Pana wychowankowie, trafiają na najwyższy poziom?

Nigdy tego nie ukrywałem, że to mój konik i odczuwam największą satysfakcję z rozwijania chłopaków tutaj, niebrania do końca już ułożonych zawodników. Oczywiście jedno bez drugiego nie jest możliwe, bo musisz mieć na treningu doświadczonych, jakościowych zawodników, by Ci młodzi mogli się przy nich rozwijać. 

Zawsze najbardziej cieszy mnie to, że młodzi zawodnicy stąd rozwijają się przy tym klubie i coraz częściej stanowią o jego sile. Jest to dla mnie bardzo ważne, bardzo się z tego cieszę. Od zawsze, tak jak mówiłem na początku wywiadu, nie tracić tych młodych graczy, wspierać ich i obudowywać coraz lepszymi zawodnikami, żeby gracze stąd mogli reprezentować Polskę i może w przyszłości, któryś z nich wyjedzie za granicę do wielkiego klubu i będziemy wtedy wszyscy w Lubawie z nich dumni.