Janusz Kołodziej zostaje wierny swojemu klubowi: lepsze jest wrogiem dobrego

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Janusz Kołodziej zostaje wierny swojemu klubowi: lepsze jest wrogiem dobrego

Janusz Kołodziej nie zamierza kończyć kariery
Janusz Kołodziej nie zamierza kończyć kariery PAP
Żużlowiec Fogo Unii Leszno Janusz Kołodziej postanowił nie zmieniać otoczenia i pozostał wierny swojemu klubowi, bo jak mówi "lepsze jest wrogiem dobrego". Obecnie wraca do pełni sił po operacji barku i nie ukrywa, że wciąż myśli o startach w cyklu Grand Prix.

39-letni zawodnik po zakończonym sezonie postanowił poddać się rekonstrukcji więzadeł w barku. To pokłosie odniesionej kontuzji, ale też wcześniejszych urazów. Z ręką na temblaku na razie nie może trenować, ale liczy, że szybko wróci do pełnej dyspozycji.

"Generalnie po tego typu operacjach długo się dochodzi, natomiast dla żużlowców nie ma rzeczy niemożliwych i wierzę, że ten czas przeznaczony na rehabilitację skrócę o połowę. Z drugiej strony też muszę już coś zacząć robić, dlatego staram się wykorzystywać zdrową resztę swojego ciała. W tej chwili mam jednak takie trochę wakacje z temblakiem" – przyznał lider leszczyńskiego zespołu.

Mimo ofert z innych klubów, a także pewnych sugestii ze strony środowiska żużlowego, które namawiało go na opuszczenie Unii, Kołodziej nie zdecydował się na zmianę barw. Kolejny sezon będzie już jego dziesiątym w leszczyńskim zespole, a ósmym z rzędu.

"Taka była moja decyzja. Uważam, że lepsze jest wrogiem dobrego, a ja tu się naprawdę bardzo dobrze czuję. W Lesznie spotyka mnie bardzo dużo ciepła, dużo dobrych ludzi, kibiców, a do tego mamy fajny tor. Jak dla mnie, wszystko jest na świetnym poziomie, więc po co to zmieniać. Cieszę się, że mogę zostać tu na kolejny sezon" – tłumaczył.

Za nim udany sezon, choć z powodu poważnego urazu odniesionego na początku czerwca w meczu ligowym w Gorzowie, musiał przez miesiąc pauzować. Wrócił do drużyny w wielkim stylu i pomógł jej w utrzymaniu się w ekstralidze. Zespół prowadzony jeszcze przez Piotra Barona zajął ostatecznie szóste miejsce. Wypadek w Gorzowie wykluczył go jednak z pierwszej eliminacji mistrzostw Europy (SEC). Żużlowiec Unii dokonał jednak niezwykłej rzeczy, bowiem w trzech kolejnych turniejach spisywał się znakomicie i zakończył rywalizację z brązowym medalem.

"To, że jeździłem ze stratami punktowymi, dobrze na mnie wpłynęło. Zauważyłem pewną przypadłość w mojej sytuacji – widząc, jak duży dystans punktowy mam do odrobienia, sprawiło, że do kolejnych zawodów podchodziłem na luzie. Jeśli startujesz w całym cyklu te nerwy, stres czasami cię dopadają i sami podcinamy sobie te skrzydła i odbieramy punkty. I to jest też pewna wskazówka, pomysł na przyszłość, aby z taką głową podchodzić do najważniejszych turniejów. Nie byłem w stanie wygrać cyklu, bo nie jeżdżę aż na tak wysokim poziomie, zależało mi, by się w nim utrzymać" – podkreślił.

Kołodziej obecnie należy do najbardziej utytułowanych zawodników polskiej ekstraligi. Ma na koncie dziewięć tytułów drużynowego mistrza Polski (pięć z Unią Tarnów i cztery z Unią Leszno) i do tego cztery złote medale indywidualnych mistrzostw Polski. Z reprezentacją kraju czterokrotnie sięgnął po Drużynowy Puchar Świata, ale lista sukcesów w Grand Prix jest dość skromna. Jako pełnoprawny uczestnik startował tylko w dwóch cyklach – w 2011 i 2019 roku i dwukrotnie został sklasyfikowany na 14. pozycji. Największym sukcesem było zwycięstwo w Pradze cztery lata temu. Kapitan "Byków" nie zamierza jednak rezygnować ze startu w najbardziej prestiżowych zawodach i chce zakwalifikować się do cyklu GP 2025.

"W tym roku jeździłem w eliminacjach do Grand Prix z bólem barku i nie byłem do końca zdrowy. Jak w końcu wyleczę ten uraz i będę w pełni sił, to wierzę, że w przyszłym roku wrócę do rywalizacji jeszcze silniejszy. Temat Grand Prix nie jest zamknięty. A tak pół żartem, pół serio, miałem niedawno zapytanie od Phila Morrisa (dyrektor cyklu Grand Prix i jednocześnie dyrektor zarządzający żużlowej Premiership), który zaproponował mi jazdę w Anglii. Odpisałem mu, że nie chcę, ale w Grand Prix jak najbardziej" – opowiadał.

Sam finał eliminacji do indywidualnych mistrzostw świata, czyli Grand Prix Challenge odbędzie się w czeskich Pardubicach, gdzie dwa miesiące temu Kołodziej wygrał ostatnią rundę mistrzostw Europy.

"Wtedy jednak padało, warunki były trudne, ale nie ukrywam, że w tym roku udało mi się idealnie trafić z silnikiem. Dostałem go krótko przed turniejem od Ashleya Hollowaya i dlatego udało mi się wygrać. Nie mogę zgubić tych moich zapisków z Pardubic i muszę pielęgnować ten silnik do samych zawodów. Oczywiście, najpierw trzeba dostać się do tego finału" – zaznaczył.

W przyszłym roku pochodzący z Tarnowa żużlowiec skończy 40 lat, ale jak przyznał, absolutnie nie myśli o zakończeniu kariery, Jak zapewnił, wciąż czuje się młodo.

"Na pewno nie mogę powiedzieć, że fizycznie jestem taki sam, jak 10 lat temu, choćby ze względu na te wszystkie kontuzje, ale to jest tylko moje ciało, bo duchowo czuję się na zupełnie innym etapie, może tak na… 25 lat. Z drugiej strony lata startów dają mi coś cennego – doświadczenie, co może być czymś mocniejszym od kwestii fizycznych. Ostatnio jedynie ból w barku sprawiał, że nie mogłem planować żużla w moim życiu zbyt daleko w przyszłość. Jeśli nie będę miał żadnych ograniczeń, to na razie nie myślę o zakończeniu kariery" – podsumował Kołodziej.