Olsen w końcówce zdobywa ze Śląskiem twierdzę Płock

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Olsen w końcówce zdobywa ze Śląskiem twierdzę Płock

Wrocławski duet Quintana - Yeboah świetnie się zgrał.
Wrocławski duet Quintana - Yeboah świetnie się zgrał. Mateusz Ludwiczak / Wisła Płock S.A.
Wisła Płock miała bronić genialnej passy bez porażki u siebie, ale przespała większość meczu. Przebudzenie w końcówce nie wystarczyło, Śląsk zasłużenie wygrał u Nafciarzy jako pierwszy w sezonie.

Nowy stadion w Płocku jeszcze nawet nie został w pełni otwarty, a już stał się twierdzą dla świetnie spisującej się w tym sezonie Wisły. Do sobotniego wieczora nie przegrali tu w lidze żadnego meczu, a na tarczy w mazowieckiego miasta wracała niedawno Legia (nawet jeśli cztery dni później w Pucharze Polski przyjechała i wzięła srogi rewanż).

Śląsk gra z kolei bardzo w kratkę, próbując przebić się do górnej połowy tabeli PKO BP Ekstraklasy i walczyć o czołówkę. Niedawno pokonali na wyjeździe Lecha (1-3), ale u siebie mieli spore problemy z Jagiellonią (2-2) pomimo niezłej gry.

W Płocku pokazali jednak pazur i chęć do gry. Pierwsze ostrzeżenie wysłali płocczanom w 3. minucie, gdy John Yeboah trafił do bramki. Na szczęście dla gospodarzy wcześniej piłka została wygarnięta zza linii końcowej. Ten sam Yeboah, popisujący się szybkością i niekonwencjonalnymi zagraniami, pogroził drugi raz w 17. minucie, gdy bramkarz Krzysztof Kamiński zbił strzał na poprzeczkę.

Choć Wisła powinna bronić się solidniej po takich sygnałach ostrzegawczych, to jako zespół słabo reagowała. Efektem tego był strzał Quintany w 21. minucie, który Kamiński ledwo wyciągnął. 10 minut później napastnik Śląska próbował z dystansu, ale wprost w Kamińskiego. W 37. minucie po rożnym huknął Nahuel, Kamiński wybijał, a Bajger nie dobił dość mocno, by strzelić gola.

Śląsk atakował do skutku, od początku do końca meczu
Śląsk atakował do skutku, od początku do końca meczu Mateusz Ludwiczak / Wisła Płock S.A.

Pierwsza połowa skończyła się bez bramek, choć Śląsk włożył wiele energii w ich zdobycie. Wisła z kolei grała na stojąco, tylko Kamiński naprawdę się napracował i ratował zespół przed stratą punktów. Jego seria świetnych interwencji skończyła się jednak w 61. minucie, gdy nieważne było, co zrobi – Yeboah zza pola karnego przymierzył pod dalszy słupek i Śląsk prowadził 1-0.

Czy Nafciarze wyciągnęli wnioski? Nie, Śląsk atakował dalej i w 69. minucie tylko słupek ochronił gospodarzy przed golem dla Quintany. Na pierwszą solidną akcję swojej drużyny kibice z Płocka musieli czekać do 84. minuty (!), gdy po czterech podaniach Warchoł dopadł do piłki i strzelił na 1-1 z ok. 10 metrów między nogami obrońcy Gretarssona.

Minutę później Wisła mogła prowadzić, ale pierwszy strzał był zablokowany, a drugi minimalnie niecelny. Gospodarze nabrali rozpędu, ale znów stracili czujność. Głupia strata Rzeźniczaka w 90. minucie pozwoliła Śląskowi zbudować akcję meczu. A jaką, możecie zobaczyć poniżej:

Śląsk zakończył więc serię Nafciarzy i pozostaje w peletonie goniącym czołówkę. Wisła z kolei straciła dystans do Legii i Rakowa, podobnie jak dzień wcześniej Widzew.

Po meczu trener gospodarzy nie krył rozczarowania postawą drużyny. – Punkt z tego meczu był raczej maxem, co mogliśmy dostać. Wiadomo, że poniosła nas ambicja i chcieliśmy coś w tym meczu zrobić, ale strata piłki i kontratak, gdzie to pięknie trafili i przegrywamy mecz. Żal mi najbardziej tej pierwszej połowy. W drugiej już pokazaliśmy, że umiemy grać, ale nie wystarczyło to w tym meczu. Gratulujemy Śląskowi trzech punktów – powiedział na konferencji Pavol Stano.