Liverpool bawił się kosztem spiętej Sparty, dalsza gra w Lidze Europy już niemal pewna

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Liverpool bawił się kosztem spiętej Sparty, dalsza gra w Lidze Europy już niemal pewna
Liverpool bawił się kosztem spiętej Sparty, dalsza gra w Lidze Europy już niemal pewna
Liverpool bawił się kosztem spiętej Sparty, dalsza gra w Lidze Europy już niemal pewnaProfimedia
The Reds pojechali do Pragi zrobić swoje i przyszło im to nadspodziewanie łatwo. Początkowo sprzyjały okoliczności, później mistrzowie Czech już sami gubili się w obronie, otwierając drogę do wygranej 5:1.

Wyjazd Liverpoolu na Letną w Pradze dla wielu kibiców The Reds wydawał się tylko formalnością, trzeba przecież znać różnicę potencjałów pomiędzy mistrzami Czech a kandydatami na mistrzów Anglii jest gigantyczna.

Prześledź komplet statystyk meczu Sparta-Liverpool

Noty za mecz Sparta-Liverpool
Noty za mecz Sparta-LiverpoolFlashscore

Zanim tę różnicę można było dobrze dostrzec, Anglicy już prowadzili. Pomógł im faul Asgera Sorensena w polu karnym, po którym Mac Allister wykorzystał jedenastkę. Po kwadransie gry blisko wyrównania znalazł się Haraslin, niestety nie udało mu się skierować piłki za linię. Ta sytuacja okazała się później niezłą reprezentacją trendu: Liverpoolowi wychodziło nawet w bardzo trudnych sytuacjach, Sparcie nie szło nawet w tych najbardziej dogodnych.

Uosobieniem powodzenia Liverpoolu stał się Darwin Nunez, który w 25. minucie podwoił prowadzenie The Reds, pakując piłkę pod poprzeczkę z 20 metrów, kompletnie ignorując defensorów prażan.

Urugwajczyk ponownie błysnął w doliczonym czasie, gdy kozłującą piłkę od Mac Allistera uderzył jakby od niechcenia, a ta wpadła nieoczekiwanie przy dalszym słupku, nie dając żadnej szansy Vindahlowi, który wcześniej zaliczył kilka co najmniej dobrych interwencji.

Piłkarze Sparty schodzili do szatni poirytowani, bowiem z ich czterech strzałów nie weszło nic, podczas gdy goście umieścili piłkę trzykrotnie w bramce, mając pięć uderzeń. Być może dlatego po powrocie nie minuty, lecz sekundy (!) zajęło im strzelenie bramki, po odbiorze piłki przy nieudanym ataku gości. Birmancević wrzucał przed bramkę, a samobójcze trafienie zaliczył Conor Bradley.

Czesi szukali kolejnej bramki i niedługo później mogli mieć kontaktowy wynik, gdy Haraslin z ostrego kąta sprawdzał Kellehera. Irlandzki bramkarz był zresztą testowany ponownie z dystansu w 55. minucie przez Angelo Preciado. Zanim golkiper wybronił i tę próbę, jego koledzy wykorzystali niedokładność w obronie Sparty i Luis Diaz dopisał się do listy strzelców.

Po cichu liczyliśmy, że wysokie prowadzenie da możliwość wejścia na boisko 20-letniemu Mateuszowi Musiałowskiemu, ale nie oszukujmy się – znacznie bardziej realny był powrót Mo Salaha wśród zmian Kloppa i tak też się stało na kwadrans przed końcem. Po 10 minutach Egipcjanin już cieszył się z gola, ale niezbyt długo. Pomimo trafienia VAR wskazał spalonego.

Koniec końców Liverpool zagrał jednak na "piątkę", gdy w 94. minucie Dominik Szoboszlai ustalił wynik spotkania i – na to wygląda – pozbawił Spartę resztek nadziei na dalszą grę w Europie. Węgier sam przejął piłkę po złym przyjęciu Preciado i poszedł z nią do końca, mieszcząc piłkę po nodze interweniującego bramkarza.