Lech zwycięski, ale musi pożegnać się z Ligą Konferencji po ćwierćfinale

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Lech zwycięski, ale musi pożegnać się z Ligą Konferencji po ćwierćfinale

Zaktualizowany
Lech zwycięski, ale musi pożegnać się z Ligą Konferencji po ćwierćfinale
Lech zwycięski, ale musi pożegnać się z Ligą Konferencji po ćwierćfinaleProfimedia
Kolejorz przerwał trwającą od dwóch miesięcy passę zwycięstw Fiorentiny. Na Artemio Franchi świętowali jednak gospodarze, ponieważ porażka 2:3 dała im awans do półfinału Ligi Konferencji. Na pocieszenie: dzięki tej wygranej w rankingu krajowym Polska awansuje z 26. na 24. miejsce.

Przed rewanżem Fiorentiny z Lechem we Florencji napięcia nie było, w końcu Viola wygrała na wyjeździe 4:1. Nerwowo zrobiło się dopiero wtedy, gdy tysiące kibiców Kolejorza zrezygnowały z podstawionych autobusów na rzecz wspólnego przemarszu na Stadio Artemio Franchi. To wyraźnie przestraszyło policję, ale ostatecznie – po tarciach – niebieski korowód dotarł na stadion.

Fani gospodarzy nie zlekceważyli mniej znanego rywala i na pojedynek z Lechem zawitali niemal w komplecie, przynajmniej w tańszych sektorach. Polskie gardła było słychać bardzo donośnie, a na boisku nieźle pokazywali się piłkarze. Po stosunkowo łagodnym początku zawodnicy Lecha zaczęli szukać swojej drogi do bramki Terracciano. Doskonała okazja przytrafiła się Afonso Sousie w 9. minucie, gdy piłkę niefortunnie wybił pod jego nogi Venuti. Portugalczyk kątem oka zerknął i technicznie posłał piłkę pod słupek. Terracciano nawet nie drgnął, a Kolejorz prowadził 1:0.

I choć kolejne minuty upływały głównie na szarpanej grze obu drużyn, to emocje zdecydowanie były po stronie mistrzów Polski. Po nich widać było ambicję, po gospodarzach – zdecydowanie frustrację niemożnością powstrzymania Lecha. Zresztą, za nerwy szybko żółtą kartkę zobaczył kapitan Violi, Cristiano Biraghi.

Tuż przed półgodziną gry ogromne szczęście mieli jednak piłkarze Lecha, że nie było ani kartki, ani rzutu karnego po faulu Radosława Murawskiego. Piłkarz polskiej ekipy nie szukał w polu karnym piłki, chciał tylko powalić na ziemię Gonzaleza. Ten nie tylko upadł, ale i rozciął głowę, a jego koledzy domagali się jedenastki.

Czego nie dał im sędzia, próbowali ugrać sami, osiągając w ostatnim kwadransie pierwszej połowy zdecydowaną przewagę w ofensywie. I choć gospodarze zagrażali bramce KKS-u częściej, a przyjezdni oddali w sumie jeden celny strzał przez 45 minut, to właśnie oni schodzili do szatni z przewagą. Zbyt skromną do awansu, ale wciąż cenną.

Chcąc zniwelować przewagę przyjezdnych, piłkarze Violi bardzo ofensywnie weszli w drugą odsłonę, posyłając dwa strzały w niewiele ponad dwie minuty, oba niecelne. Tuż przed godziną gry wynik mógł zmienić Jović, ale Bednarek zostawił nogę i instynktownie spowolnił piłkę, którą następnie wybił Joel Pereira. Minutę później po drugiej stronie boiska w polu karnym padł Michał Skóraś. Po weryfikacji VAR sędzia przyznał karnego Lechowi, a tego na bramkę z zimną krwią zamienił Velde. Do dogrywki brakowało już tylko jednej bramki.

Dwie kolejne minuty to kolejne dwa strzały Lecha (kolejno Sousy i Murawskiego), a za trzecim razem udało się wpakować trzeciego już gola. Na 20 minut przed końcem meczu w rywalizacji ćwierćfinałowej ponownie był remis. Tym razem po wrzucie z autu doskonale Sobiecha znalazł w polu karnym Karlstrom. Piłkarze Violi kipieli ze złości, próbując wrócić do rywalizacji i zatrzymać marsz Lecha. Udało się dopiero w 78. minucie, gdy Murawski wybijał piłkę po rzucie rożnym, a ta spadła wprost pod nogę Sottila. Ten z 14 metrów nie miał problemu z posłaniem piłki do siatki, wprawiając trybuny w euforię.

Mając w garści wynik dający awans gospodarze skupili się na destrukcji, przeszkadzaniu, szanowaniu gry – by emocje brały górę u Lechitów. Udało się o tyle, że kartki dostali Kvekveskiri i Skóraś, a wszystko to zabierało cenny czas. Poznaniacy walczyliby pewnie do upadłego, ale w doliczonym czasie gry fatalny błąd Dagerstala w defensywie otworzył zawodnikom Violi drogę do bramki. Celny strzał Castrovillego zamknął kwestię awansu i utwierdził gospodarzy w przekonaniu, że to przed nimi półfinał Ligi Konferencji.

Niewiele więcej się działo, ale nie oszukujmy się: oglądaliśmy kawał dobrego futbolu i pięć bramek. Byliśmy też świadkami godnego pożegnania mistrzów Polski z europejskimi pucharami, dopiero w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Pokonał przy tym zespół, który od pierwszej połowy lutego pozostawał niepokonany, ograwszy niedawno obu półfinalistów Ligi Mistrzów: Inter i Milan.

Statystyki meczu Fiorentina-Lech
Statystyki meczu Fiorentina-LechFlashscore