Niedziela z Ekstraklasą: Flaki z olejem po poznańsku, Legia korzysta i goni Lecha

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Niedziela z Ekstraklasą: Flaki z olejem po poznańsku, Legia korzysta i goni Lecha

Zaktualizowany
Niedziela z Ekstraklasą: Zanosiło się na pogrom, a skończyło się dreszczowcem w Radomiu
Niedziela z Ekstraklasą: Zanosiło się na pogrom, a skończyło się dreszczowcem w RadomiuProfimedia
Kolejna implozja defensywna Radomiaka tym razem nie skończyła się pogromem. Niestety, Zieloni odrobili „tylko” trzy z czterech straconych bramek. Siedem goli na start niedzieli, później udany rewanż Legii na Stali w Mielcu. Na koniec Lech próbował przybliżyć się do mistrzostwa, ale Cracovia nie zamierzała się poddać...

Lech Poznań – Cracovia (0:0)

Na wielki mecz przyjaźni w Poznaniu przyszło w niedzielę ponad 40 tysięcy kibiców. Na boisku obie drużyny powinny szukać pełnej puli (Lech do majstra, Pasy do utrzymania), ale początkowo i tu udzielała się przyjazna atmosfera. W zamkniętej grze długo brakowało konkretów ofensywnych. Gdy Cracovia spróbowała zapuścić się w ostatnią tercję, wkrótce pojawiła się odpowiedź gospodarzy. Andersson znalazł Ishaka, a ten zmusił Lukasa Hrosso do pierwszej interwencji. Słowacki bramkarz od tej chwili nie mógł się już nudzić. W 35. minucie bliski pokonania go był – niechcący – Olafsson, trafiając w słupek własnej bramki przy wybiciu piłki. Później dwie odważne próby podejmował Afonso Sousa. Bartosz Mrozek  do przerwy nie miał zajęcia, choć mógł stracić gola. W 36. minucie Makuch idealnie obsłużył niekrytego Kallmana, ale Fin posłał petardę obok słupka.

Kto liczył na szybkie otwarcie wyniku w drugiej części, musiał obejść się smakiem. Lech niezmiennie dominował w grze piłką, nawet oddawał strzały, ale Hrosso pozostał niewzruszony. Co gorsza, tempo spotkania po pierwszym kwadransie drugiej odsłony zaczęło jeszcze spadać, usypiając nawet wypełniony po brzegi stadion przy Bułgarskiej. Gromkie "ku...a mać, Kolejorz grać" jakby zadziałało – niewiele ponad 10 minut przed końcem strzelał Velde, a Glik mógł wbić gola samobójczego. Później znów niecelnie lub bez finalizacji i siedem doliczonych minut zakrawało o torturowanie widzów. Tych, którzy jeszcze nie wyszli. Jedyne ożywienie przyniosła żółta kartka, która wyglądała na drugą bramkarza Cracovii. Ale i to nie okazało się ciekawe – chodziło o Ishaka. Pasy z mozołem umęczyły Kolejorza, który na wygraną absolutnie nie zasłużył.

Wynik i statystyki - ta grafika jest ciekawsza od meczu Lecha z Cracovią
Wynik i statystyki - ta grafika jest ciekawsza od meczu Lecha z CracoviąFlashscore

Stal Mielec – Legia Warszawa (1:3)

Mielczanie stanowczo nie leżą stołecznej drużynie, choć w Mielcu ich bilans jest równy od powrotu Stali do Ekstraklasy, po jednej wygranej, a w trzecim meczu padł remis. Niedziela dała więc szansę na zmianę, choć szans – tych bramkowych – początkowo było niewiele. Legioniści wyraźnie przeważali, ale przewagę dała im po kwadransie kontrowersyjna sytuacja. Faul na Kapustce był poprzedzony ręką Jędrzejczyka, a mimo to Damian Sylwestrzak odgwizdał karnego. Josue pokonał Kochalskiego, stawiając faworytów w komfortowej sytuacji. Wojskowi bronili się konsekwentnie i blokowali drogę do światła bramki, sami mogli z kolei podwoić prowadzenie po 35 minutach gry, gdy sam na sam spudłował Wszołek. Oj, zemściło się! Moment później głęboka wrzutka skończyła się główką Szkuryna i wyrównaniem. Mogło być jeszcze gorzej, gdy w doliczonym czasie szczęścia próbował kąśliwym strzałem Hinokio. Piłka musnęła słupek.

Powrót z szatni przyniósł znaczącą przewagę Legii, tyle że jedynie w posiadaniu piłki. Kolejne akcje albo rozbijały się przed polem karnym, albo kończyły się niecelnymi, względnie zbyt czytelnymi strzałami. Na frustrującym biciu głową w mur Legia spędziła pół godziny, gdy Rafał Augustyniak wyprowadził akcję i poszedł za nią. Próbował strzelać, skiksował, a wycofana piłka okazała się idealnym wyłożeniem dla Kapustki, który wpakował piłkę do bramki przy bocznej siatce. Mur skruszony i momentalnie Wojskowi zwolnili, skupiając się na dyscyplinie i niedopuszczeniu Stali w pole karne. To nie okazało się szczególnie trudne, a w doliczonym czasie rzut karny zmienił wynik na 3:1. Josue podszedł do piłki, ale oddał ją Maciejowi Rosołkowi, a ten nie zostawił szans Kochalskiemu, za co dostał nie tylko owacje – również gromką przyśpiewkę na swoją część z sektora gości. Stal domagała się jeszcze rzutu karnego po ręce Kapuadiego, ale tym razem sędzia jedenastki nie odgwizdał.

Wynik i statystyki meczu Stal-Legia
Wynik i statystyki meczu Stal-LegiaFlashscore

Radomiak Radom – Zagłębie Lubin (3:4)

W spotkaniach tych drużyn zawsze wygrywają przyjezdni, więc rola gospodarza – zamiast przewagi – wydawała się klątwą Radomiaka w niedzielne popołudnie. Zieloni próbowali temu zapobiec i już po trzech minutach Grzybek ratował Dioudisa przed stratą gola. Miedziowi momentalnie chcieli się odgryźć, ale Wdowiak sekundy później zwieńczył rajd uderzeniem na wiwat. Otwarcie wyniku przyszło na początku 20. minuty. Chodyna do Mroza, Mróz wpuścił go w uliczkę, a Chodyna spod linii końcowej wyłożył Kurminowskiemu piłkę na wprost pustej już bramki. 

Zbyt łatwo poszło? Nie, zbyt łatwo było 10 minut później. W 30. minucie Grzybek posłał piłkę – z pozoru – za głęboko, ale spod linii końcowej odbił ją Chodyna na wagę drugiej asysty w meczu, tym razem oddając futbolówkę na głowę Ławniczaka. Pod bramką było trzech niepilnowanych Miedziowych. To nie był koniec. Choć chwilę wcześniej groźnie uderzył twarzą w bandę reklamową, Dawid Kurminowski już w 39. minucie miał drugiego gola, tym razem po podaniu Mroza i kąśliwym uderzeniu pod dalszy słupek. Nim zeszli rozbici i wygwizdani na przerwę, zawodnicy Radomiaka nasłuchali się od trybun – w trzech ostatnich meczach stracili już 10 goli, a zostało 45 minut.

Po przerwie trener Kędziorek wprowadził Vuskovicia, Donisa i Vagnera. Miał nosa? Ten ostatni zdobył pierwszego gola w lidze po pięciu minutach. Pomogło mu nieudane wybicie Kłudki, ale Kabowerdeńczyk zachował przed bramką zimną krew. Tej nie brakło także Zagłębiu – już w 53. minucie duet Chodyna-Kurminowski uderzył ponownie na 4:1. Dłuższą chwilę Zieloni nie mogli nic zrobić, ale na kwadrans przed końcem ponownie niefortunne odbicie Kłudki stało się asystą przy pięknym trafieniu Jana Grzesika. I nie zatrzymali się! W 86. minucie Dawid Abramowicz prawie z zerowego kąta zapewnił kontakt po rękawicy Dioudisa. Nawet gra lotnym bramkarzem w doliczonym czasie nie dała jednak wyrównania, Radomiak przegrywa.

Wynik i statystyki meczu Radomiak-Zagłębie
Wynik i statystyki meczu Radomiak-ZagłębieFlashscore