Manchester United złamany w 101. minucie, genialny thriller Chelsea na Stamford Bridge
Dwie wielkie marki angielskiej piłki i dwa kluby, które w tym sezonie bardzo zawodzą oczekiwania. Z dwójki Chelsea-Manchester zdecydowanie gorzej wyglądają The Blues, którzy boksują w miejscu od ponad roku pomimo surrealistycznie wysokich wydatków na kadrę.
Prześledź komplet statystyk meczu Chelsea-Manchester
20 minut dla Chelsea i stopniowy powrót United
Gdy więc obie ekipy spotkały się w czwartkowy wieczór, Chelsea prowadzona przez Pochettino sprawiała wrażenie, jakby chciała za fraki ściągnąć Manchester United w dół tabeli, a samym wspiąć się choć o stopień wyżej. Co prawda Czerwone Diabły były przy piłce nieco częściej, ale piekielnie gorąco robiło się pod ich bramką i już w 4. minucie Conor Gallagher sfinalizował jeden z ataków uderzeniem przy zdezorientowanym Onanie.
Doping na Stamford Bridge dostał dodatkowy impuls i dołożył decybeli, a ściany pchały londyńczyków do dalszych ataków. Wprawdzie kolejne strzały kończyły w najlepszym razie poza światłem bramki, ale presja się opłaciła. Świetne podanie Mudryka w 18. minucie do wszechobecnego Cucurelli, Antony trącił Hiszpana i dał podstawy do odgwizdania rzutu karnego. Wykonawcą był Cole Palmer, a że ten trafia zawsze, to bez problemu podwyższył prowadzenie.
Manchester United nie był w stanie sfinalizować żadnej z akcji groźnym strzałem, ale nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Caicedo, który po 33 minutach gry błędem oddał piłkę Garnacho wychodzącemu przed bramkę, a ten nie dał szansy Petroviciowi. Miejscowi byli o włos od przywrócenia dwubramkowej różnicy za sprawą petardy Enzo Fernandeza, ale Onana zdołał uderzenie zatrzymać. Było czego żałować, bo moment później od Onany piłka jak po sznurku doszła do Dalota, a ten wrzucił ją przed bramkę, wprost na głowę Bruno Fernandesa, który dał remis w 39. minucie.
Zabójcza końcówka Palmera
Po zmianie stron widowisko bynajmniej na atrakcyjności nie straciło, a obie drużyny fundowały sobie i kibicom sprinty z jednej strony na drugą. Choć pozostawali bez uderzenia na bramkę, przyjezdni wyglądali lepiej i udało im się to udokumentować – raz jeszcze – po nieznacznym błędzie Chelsea w obronie. Gdy piłka odskoczyła Badiashile’owi w 67. minucie, doskoczył do niej Antony i po rajdzie prawym skrzydłem wkręcił fantastycznego rogala w pole karne, a głową drugie trafienie zaliczył Garnacho.
Po przewadze United wydartej mimo dwóch bramek straty, Stamford Bridge ucichło i tylko sektor gości pulsował od okrzyków, ale podopieczni Ten Haga nie dali się ponieść. Zamiast kolejnych ataków woleli utrzymać prowadzenie. Stąd szybko cofające się formacje i chwilami całkowite zamknięcie Manchesteru w tercji defensywnej. Widok Rashforda pilnującego piłki w narożniku musiał szczególnie boleć fanów Chelsea stojących kilka metrów od niego. Część kibiców zresztą wyszła, nie czekając do końca.
Żadna ze zmian Pochettino nie przynosiła oczekiwanego efektu i dopiero wprowadzony na minutę przed końcem Madueke odegrał istotną rolę: w 97. minucie faulował go Dalot i sędzia z VAR-em zgodnie przyznali karnego. Już w 100. minucie Cole Palmer pokonał Onanę po raz drugi. Koniec? Nie, jeszcze jeden atak rozpaczy, piękny strzał Chukwuemeki, rykoszet i korner. Tylko na jego rozegranie pozwolił sędzia, ale wystarczyło – Palmer zdążył oddać jeszcze jeden strzał i zmieścił, a Stamford Bridge eksplodowało radością!