Tureckie kluby ryzykują katastrofę finansową, by przyciągnąć wielkie nazwiska

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Tureckie kluby ryzykują katastrofę finansową, by przyciągnąć wielkie nazwiska
Mauro Icardi jest jednym z największych nazwisk, które przybyły do Turcji
Mauro Icardi jest jednym z największych nazwisk, które przybyły do TurcjiProfimedia
Największe tureckie kluby zwabiły w letnim okienku transferowym do Super Lig takie gwiazdy, jak Mauro Icardi, Hakim Ziyech i Wilfried Zaha. Do Turcji pojechali też Polacy, jak Szymański czy Piątek. Za same transfery często nie było wielkich opłat, ale utrzymanie zawodników z gwiazdorskimi umowami to ryzykowna zagrywka nawet w przypadku Galatasaray czy Fenerbahce.

Uwaga światowych mediów skupiła się na bezprecedensowych wydatkach saudyjskich klubów. Nie tylko dorównują tym z czołowych europejskich klubów, ale z łatwością oferowały piłkarzom kilkakrotną przebitkę wynagrodzeń. Jednak tureckie drużyny również podpisywały kontrakty z wielkimi nazwiskami, pozostając nieco w cieniu Saudyjczyków.

Fenerbahce, Galatasaray, Besiktas i Trabzonspor, czyli wielka czwórka Super Lig, wydały prawie 120 milionów euro (555 mln zł) podczas letniego okienka, które w Turcji zakończyło się w piątek wieczorem. Jednocześnie same zarobiły mniej niż 80 milionów euro za sprzedanych zawodników.

"To było bardzo trudne okno transferowe" - powiedział wiceprezes Galatasaray Erden Timur na początku września. Timur powiedział, że tureckie kluby zostały zmuszone do zmiany kursu z powodu zawyżonych cen, spowodowanych nagłym pojawieniem się klubów saudyjskich.

"Średnia cena (zawodników) wzrosła dwukrotnie, a nawet dwuipółkrotnie, więc musieliśmy zmienić naszą strategię. Mieliśmy limit wydatków i musieliśmy korzystać z zawodników możliwych do sprowadzenia bez opłat" - dodał.

Galatasaray sprowadziło kilka znanych nazwisk, z byłą gwiazdą Crystal Palace Wilfriedem Zahą dołączającą za darmo. Z kolei Ziyech i Tanguy Ndombele podpisali umowy wypożyczenia odpowiednio z Chelsea i Tottenhamu. 

Argentyński napastnik Icardi został sprowadzony z Paris Saint-Germain za zaledwie 10 milionów euro po udanym wypożyczeniu w zeszłym sezonie, podczas gdy środkowy obrońca Davinson Sanchez przyjechał za 9,5 miliona euro z Tottenhamu.

Fenerbahce podpisało między innymi kontrakt z Cengizem Underem z Marsylii i brazylijskim pomocnikiem Fredem z Manchesteru United. Sebastian Szymański kosztował Kanarki prawie 10 milionów, ale cena i tak była wyjątkową okazją. Polak jest wart dwukrotnie więcej, a Fenerbahce to jeden z niewielu klubów, które robią interesy w rosyjskimi zespołami (Szymański grał dla Dynama Moskwa).

Alex Oxlade-Chamberlain i Eric Bailly przybyli do Besiktasu na zasadzie wolnych transferów odpowiednio z Liverpoolu i Manchesteru United, podczas gdy Trabzonspor podpisał kontrakt z Nicolasem Pepe, gdy wygasł jego kontrakt z Arsenalem.

Galatasaray, panujący mistrzowie Turcji, wydali tego lata 30 milionów euro, czyli mniej niż 43 miliony w tym samym okienku w zeszłym roku.

Zadłużone kluby

Niższe opłaty transferowe to jednak nie wszystko. Płacenie wysokich pensji - ponad 90 milionów euro na przyszły sezon tylko w przypadku Galatasaray i Fenerbahce - grozi pogrążeniem zadłużonych klubów w kryzysie finansowym. Nagły spadek zaplanowanych w budżetach przychodów (jak np. podczas niedawnej pandemii czy przy destabilizacji ekonomicznej w Turcji) może skończyć się finansową katastrofą. 

Według ekonomisty Kerema Akbasa, autora książki o finansach tureckiej piłki nożnej, pod koniec sierpnia wielka czwórka klubów miała łącznie dług w wysokości dwóch miliardów euro. "Było wielu zawodników u końca kontraktów, takich jak Icardi, którzy byli tani... ale pensje tych graczy są znacznie wyższe niż przychody klubów" - powiedział agencji AFP turecki dziennikarz sportowy Alp Ulagay.

Ulagay zwraca uwagę, że prawa telewizyjne straciły na znaczeniu dla klubów w Turcji z powodu dewaluacji liry tureckiej w stosunku do euro i dolara amerykańskiego. Krajowa waluta w 2018 roku była warta pięciokrotnie więcej niż obecnie w przeliczeniu na dolara czy euro.

Tylko europejskie rozgrywki mogą pomóc tureckim klubom odzyskać pieniądze, ale Galatasaray będzie jedyną drużyną Super Lig w Lidze Mistrzów w tym sezonie. Fenerbahce i Besiktas musiały zadowolić się fazą grupową Ligi Konferencji, gdzie o punkty będzie łatwiej, ale pieniędzy jest znacznie mniej.

Ekonomista Akbas uważa, że próba uspokojenia żądnych sukcesu fanów w kraju zmusza kluby do wydawania pieniędzy, których nie mają. "Niektóre pensje są pokrywane przez sponsorów, choć UEFA tego nie popiera" - mówi Akbas.

"W każdym oknie transferowym drużyny są zasadniczo zarządzane przez fanów za pośrednictwem mediów społecznościowych. Kluby znajdują się w trudnej sytuacji finansowej ze względu na presję ze strony kibiców i dążenie menedżerów do sławy... Rząd na to pozwala. W przeciwnym razie, przy takich sprawozdaniach finansowych, kluby już dawno by zbankrutowały" - wyjaśnił.

Nic nie wskazuje na to, by tureckie kluby zwalniały tempo w swoich staraniach o pozyskanie znanych zawodników. Poza drużynami z wielkiej czwórki, inna znana twarz powróciła do Turcji w ostatnim dniu okienka. Były napastnik Manchesteru City i Interu Mediolan Mario Balotelli po raz drugi podpisał kontrakt z Adana Demirsporem, który wypadł z rywalizacji pucharowej w kwalifikacjach.