Legia robi swoje, a Wisła Płock w Warszawie nie mogła zrobić nic

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Legia robi swoje, a Wisła Płock w Warszawie nie mogła zrobić nic

Legia robi swoje, a Wisła Płock w Warszawie nie mogła zrobić nic
Legia robi swoje, a Wisła Płock w Warszawie nie mogła zrobić nicWisła Płock SA
Medaliki jeszcze nie mogą świętować mistrzostwa. Legia Warszawa bez najmniejszych problemów poradziła sobie z Nafciarzami. Wygrana 2:0 po rzucie karnym Josue i efektownej akcji Muciego przedłuża walkę o pierwsze miejsce w Ekstraklasie.

To mógł być wyjątkowo dobry piątek dla Rakowa Częstochowa. Szansa na pozbawienie Legii Warszawa choćby matematycznych szans na prymat w PKO Ekstraklasie była, ale pod warunkiem odpowiedniego układu dwóch wyników. Poza własną wygraną Medalików trzeba było liczyć na potknięcie Wojskowych przy Łazienkowskiej.

Na to jednak się nie zanosiło, bo na regionalny pojedynek przyjechali Wiślacy z Płocka. I choć Legia ostatnio wytraciła zwycięski impet, to podejmowała drużynę, która od jesieni rozpędu złapać nie może. Zgodnie z oczekiwaniami to Legia przeważała od pierwszych chwil piątkowego meczu, nawet jeśli tempo i poziom zaangażowania sugerowały pogodzenie gospodarzy z drugim miejscem w tabeli.

Jeśli zanosiło się na gola w pierwszym kwadransie, to tylko dla gospodarzy. Zanim jednak zdołali zbudować naprawdę groźną sytuację, otrzymali nieoczekiwany prezent. Adam Chrzanowski faulował Pekharta w polu karnym i Josue mógł ułożyć sobie piłkę na wapnie. Bartłomiej Gradecki bardzo dobrze przewidział jego intencje, ale na precyzję nic nie mógł poradzić – piłka wsunęła się przy samym słupku, dając prowadzenie już w 13. minucie.

Nafciarze zdawali się przyjmować gola jako naturalną kolej rzeczy, przez kolejne pół godziny nie siląc się na odpowiedź. Co prawda czekali przyczajeni na możliwość wyjścia z kontrą, ale ilekroć próbowali, obrona Legii błyskawicznie wybijała im to z głowy. Dopiero przed samym końcem pierwszej połowy udało się drugi raz podejść w pole karne i oddać pierwszy celny strzał, wybroniony bezpiecznie przez Kacpra Tobiasza.

W drugiej połowie zdecydowanie widać było, że Kosta Runjaić jest myślami na PGE Narodowym, gdzie 2 maja zmierzy się z Rakowem w walce o kolejny tytuł. Nic zresztą dziwnego, ponieważ Wisła faktycznie nie wyglądała na zespół, który mógłby odmienić losy tego meczu. Dlatego Runjaić zdjął Kapustkę, Carlitosa, Wszołka i Josue, na 7 minut przed końcem wymieniając też Tomasa Pekharta.

Za Czecha wszedł w 83. minucie Rosołek, który kilkadziesiąt sekund później zaliczył szansę na gola. Bardzo dobry pomysł miał Makana Baku, ale posłał piłkę minimalnie za wysoko, bardziej na głowę niegrającego już Pekharta, który ma dodatkowe 10 cm.

Gdy wydawało się, że w drugiej połowie nie wydarzy się absolutnie nic wartego zapamiętania, w doliczonym czasie gry błąd Jakuba Szymańskiego w obronie wszystko to zmienił. Ernest Muci fantastycznie przeciął piłkę, by następnie ruszyć z nią i posłać jak z armaty pod poprzeczkę bramki Gradeckiego. To była 93. minuta, więc mecz można było nawet skończyć przed ostatnimi 60 sekundami – nic nie miało prawa się zmienić.

Statystyki meczu Legia-Wisła
Statystyki meczu Legia-WisłaFlashscore