Drągowski w świetnej formie po kontuzji, Spezia niepokonana

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Drągowski w świetnej formie po kontuzji, Spezia niepokonana
Drągowski w świetnej formie po kontuzji, Spezia niepokonana
Drągowski w świetnej formie po kontuzji, Spezia niepokonanaProfimedia
Lecce próbowało na różne sposoby, ale Bartłomiej Drągowski był poza zasięgiem. Dzięki niemu Spezia nie przegrała z Lecce, choć i wygrać się nie udało. Na Stadio Alberto Picco pierwszy bezbramkowy remis w sezonie.

Liga to niby włoska, ale w składzie gospodarzy więcej Polaków niż Włochów. Najbardziej cieszy fakt, że obok Jakuba Kiwiora i Arkadiusza Recy do składu wrócił Bartłomiej Drągowski. Po groźnie wyglądającej kontuzji bramkarz nie tylko stracił występ w mundialu, ale też powrót Serie A przeciwko Atalancie.

I choć polskie serca biją za Spezią, to mecz odważniej rozpoczęli przyjezdni. Dwa kornery w dwie minuty zawdzięczają m.in. skutecznemu czyszczeniu pola karnego przez Kiwiora. Z kolei Drągowski w bramce miał szansę wykazać się w 4. minucie, fantastycznie wybijając piłkę słaną wysoko przez Strefezzę. Z kolei w 12. minucie Polakowi sprzyjało szczęście, gdy Lecce w ciągu kilku sekund miało strzały w poprzeczkę i spojenie.

Przez kwadrans zdecydowanie dominowali przyjezdni, później jednak Spezia zaczęła dochodzić do głosu. Konsekwentnie szukali drogi dośrodkowaniami, a pod bramką Lecce kluczowy był Nzola, który jednak nie mógł znaleźć sposobu na umieszczenie piłki w siatce.

Gdy Giallorossi odzyskiwali przewagę, na ich drodze pewnie stał Drągowski. W 36. minucie najpierw dobrze wyszedł i wybił piłkę przed pole karne, by później dobitkę zbić na korner. Ostatnim wartym wspomnienia akordem pierwszej połowy było nieporozumienie Recy z Drągowskim w dojściu do piłki – wydarzenie nieistotne i pozbawione ryzyka, ale też nic bardziej wyrazistego się nie działo. Sędzia był podobnego zdania, nie zdecydował się na dodanie nawet minuty.

O ile w pierwszej połowie padający deszcz nie ułatwiał precyzyjnych zagrań, o tyle w drugiej zamienił się w prawdziwą ulewę, wprowadzając więcej losowości w grze. Nie przeszkodziło to w zaciętej walce, w 47. minucie kontra pozwoliła Nzoli wyjść sam na sam, ale jego strzał świetnie wybronił Falcone. W rewanżu Strefezza ponownie testował Drągowskiego strzałem tuż przy słupku, ale Polak nie dał się zaskoczyć. Minutę później Reca dośrodkowywał na głowę Bourabii, który jednak nie trafił w bramkę.

Przez ponad kwadrans druga połowa trzymała wysoką intensywność, tyle że wymiana ciosów na Stadio Alberto Picco nie doprowadziła do zmiany wyniku. Po 65 minutach z boiskiem pożegnał się Jakub Kiwior, którego zastąpił Mattia Caldara. Spezia miała efektownie zapowiadającą się szansę, ale Gyasi i był na spalonym, i nie dał rady pokonać instynktownie reagującego Wladimiro Falcone. Do 77. minuty całą formację ofensywną wymienił z kolei trener Lecce, licząc na zmianę wyniku w końcówce.

Ta jednak nie należała do pięknych, zamiast ataków na bramki oglądaliśmy te na nogi, zwłaszcza w ataku, a piłka prawie grzęzła w przesiąkniętej deszczem murawie. Po czterech minutach doliczonego czasu gry sprawdziła się reguła, że Spezia nie przegrywa u siebie, za to wygrać też nie zdołała. Pochwały? Przede wszystkim dla świetnego Drągowskiego, który poza dwoma nieporozumieniami z partnerami (bez konsekwencji) był bezbłędny. No, jeszcze dla kibiców, którzy na odkrytych trybunach śpiewali non stop, przemoczeni do suchej nitki.

Spezia - Lecce | statystyki
Spezia - Lecce | statystykiFlashscore