Kierowca rajdowy Michał Streer: Jazda z żoną w roli pilota to wielka frajda

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Kierowca rajdowy Michał Streer: Jazda z żoną w roli pilota to wielka frajda
Kierowca rajdowy Michał Streer: Jazda z żoną w roli pilota to wielka frajda
Kierowca rajdowy Michał Streer: Jazda z żoną w roli pilota to wielka frajdaPAP
Kierowca rajdowy Michał Streer wrócił do ścigania po dziewięcioletniej przerwie. Tym razem z debiutującą w roli pilota żoną Karoliną. "Wiedziałem, że będzie fajnie, ale wyniki przeszły moje oczekiwania. Satysfakcja i frajda są olbrzymie" - powiedział PAP katowiczanin.

Jak przyznał, najpierw zaczął rozważać powrót na rajdowe trasy, potem pomyślał, że na prawym fotelu może zasiąść żona.

"Mieliśmy za sobą udział w półamatorskich imprezach, kilka razy pojechaliśmy też samochodem funkcyjnym, czyli bez pomiaru czasu. Była więc okazja dogadania się. Dużych obaw nie miałem, wybrałem Memoriał Janusza Kuliga i Mariana Bublewicza w Wieliczce, bo to stosunkowo mały rajd. Po tym pierwszym starcie, zakończonym wygraną w klasie 2, okazało się, że jest lepiej niż myślałem i pojechaliśmy w większych imprezach" - opowiadał Streer.

Zaznaczył, że choć często dochodzi do rozbieżności między pilotami i kierowcami, to w ich przypadku nie doszło do żadnych napięć.

"Wiedziałem, że Karolina zaczyna i nie jest w stanie dyktować trasy tak, jak pilot mający za sobą setki startów. Nie nakładaliśmy na siebie żadnej presji, nie pompowaliśmy oczekiwań. Pojechaliśmy bezpiecznie i to dało efekt" - tłumaczył.

Jego zdaniem żona w trakcie kilku startów zrobiła duże postępy.

"Kiedy czuć, że dyktowane komendy się sprawdzają, nabiera się zaufania, a jak coś się nie zgadza - zapala się +lampka+ i się zwalnia. Nie miałem takich problemów, mam sto procent zaufania do Karoliny" - dodał.

Karolina Szulęcka-Streer przyznała, że kończący się rok był dla niej rajdową próbą na prawym fotelu Peugeota 208 Rally4.

"Z mojej perspektywy jak najbardziej udaną. Jestem szczęśliwa, że udało się nam przejechać razem ten sezon. Wiadomo, że to drogi sport, a nas nie stać na starty bez pomocy osób i firm z zewnątrz. Wygraliśmy pierwszy rajd, co ułatwiło zebranie środków na start w kolejnym. Michał pojechał też w Rajdzie Como, czego w ogóle na początku roku nie braliśmy pod uwagę" - powiedziała i przypomniała, że wygrali klasyfikację cyklu Tarmac Masters 2023, rozgrywanego na Dolnym Śląsku.

Wyjaśniła, że wspólne treningi polegają m.in. na przejechaniu powoli maksymalnie krętego odcinka drogi i jak najlepszego opisania go tak, by przewidzieć, co się może stać na zakrętach, kiedy nie będzie się ich pokonywało z szybkością 60 tylko 150 km/h.

"Teraz skupiamy się na tworzeniu oferty, rozmowach z naszymi partnerami i potencjalnymi sponsorami. Bardzo zależy nam, by pojawić na trasach rajdowych w przyszłym roku. Plan zakłada obronę tytułu w cyklu Tarmac i udział w kilku dłuższych rajdach. Bardzo chciałbym wystartować w Rajdzie Polski na Mazurach. Mam do tej imprezy duży sentyment" - zaznaczył Streer.

Nie ukrywał, że liczy na możliwość ponownych startów we włoskich rajdach - Como i Mille Miglia. "Mają potężną historię i wielki prestiż. Konkurencja jest naprawdę bardzo wymagająca" - zauważył.

W tegorocznym Como pilotem Streera był Jakub Wróbel.

"Już z nim jeździłem, znamy się prywatnie. Rally di Como to bardzo trudny rajd, właściwie nie ma prostych. Na jednym z odcinków naliczyliśmy ponad 480 zakrętów" - ocenił kierowca, który nie widzi się w roli pilota.

"Nie sprawdziłbym się, wiem o tym. Dyktowanie i czekanie, czy kierowcy się uda, czy nie, jest bardzo stresujące. Niewielu kierowców, by siadło na prawym fotelu" - powiedział.

Jego żona podkreśliła, że pilot musi się dostosować do kierowcy.

"To on robi notatki, zapisując słowa kierowcy, a następnie w trakcie odcinka specjalnego czyta je w tempie oczekiwanym przez kierowcę. Michał np. zwracał mi uwagę, żebym zmieniła intonację głosu, bo lepsza intonacja pozwala lepiej akcentować konkretny opis drogowy. Rola pilota jest bardzo plastyczna" - oceniła.

Streer przyznał, że nie da się idealnie w stu procentach opisać całej trasy.

"Zawsze zostaje element improwizacji. Rzadko mi się zdarza, bym opisał zbyt optymistycznie zakręt, raczej idzie to w kierunku 90 procent niż 110. Trzeba wchodzić w zakręt z taką prędkością, żeby z niego wyjechać. Ryzyko jest wtedy, kiedy wjeżdżamy i liczymy, że się uda" - nadmienił.

Jak zauważył, przy wyborze samochodu do rajdów liczy się – poza budżetem – tylko jego szybkość.

"Ona nie jest uzależniona wyłącznie od mocy silnika, ale przede wszystkim od tego, jak pracuje zawieszenie, które ma kilkaset możliwości indywidualnego ustawienia, jak rajdówka zachowuje się na zakrętach, jak hamuje, jak można ją kontrolować w ekstremalnych warunkach. Oczywiście kolor nie ma znaczenia..." - dodał ze śmiechem.

Małżeństwo startowało wypożyczonym od wyspecjalizowanej firmy autem.

"Można rajdówkę kupić, ale – poza budżetem – wymaga to odpowiedniej logistyki, serwisu, garaży, lawety. My takich środków nie mamy. Rzecz jasna bardzo drogie jest ubezpieczenie" - wspomniał.

Nie ukrywał, że obecnie przed startem wciąż czuje stres, ale śpi dobrze.

"Przed swoim pierwszym startem w Cieszyńskiej Barbórce ponad 20 lat temu nie zmrużyłem oka. Zdarzają się etapy imprez kończące się późną nocą, a wczesnym rankiem trzeba już być w serwisie. Mając do dyspozycji 3-4 godziny snu trzeba ten czas optymalnie spożytkować na regenerację. No i zjeść lekkie śniadanie. To też ma duże znaczenie" - przyznał.

Oboje zaznaczyli, że udział w rajdzie jest bardziej męczący psychicznie niż fizycznie.

"Ja przyznaję, że na mecie jestem totalną dętką. Start to duża presja, konieczność szybkiego przetwarzania dużej ilości danych" - oceniła Szulęcka-Streer, a jej mąż zwrócił uwagę, że w rajdówce bywa gorąco.

"Nie ma klimatyzacji, izolacji, wygłuszenia. Jest za to goła blacha, która się nagrzewa i czasem wewnątrz bywa 60 stopni. Po przejechaniu w kilkanaście minut odcinka w pełnym skupieniu jestem mokry od potu i zmęczony. Kiedy zapala się zielone światło na starcie człowiek jest jak w transie. Słychać komendę w interkomie i jedziemy" - powiedział.

Nie ukrywał dumy z żony-pilota.

"Zawsze się cieszyłem po dojechaniu do mety, uzyskaniu dobrego wyniku. A jeśli to się udało z żoną – satysfakcja jest bardzo duża. Wiedziałem, że będzie fajnie, ale nie spodziewałem się, że nawiążemy walkę z naprawdę szybkimi kierowcami. To przeszło moje oczekiwania i dlatego frajda była olbrzymia" - podsumował Streer.