OPINIA: Nie tylko petrodolary. Dla piłkarzy w Arabii liczy się również… rodzinna atmosfera

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

OPINIA: Nie tylko petrodolary. Dla piłkarzy w Arabii liczy się również… rodzinna atmosfera

Zaktualizowany
OPINIA: Nie tylko petrodolary. Dla piłkarzy w Arabii liczy się również… rodzinna atmosfera
OPINIA: Nie tylko petrodolary. Dla piłkarzy w Arabii liczy się również… rodzinna atmosferaProfimedia
"Kiedy przyjechałem do Arabii Saudyjskiej, poczułem się jak w prawdziwej rodzinie" - tymi słowami Steven Gerrard uargumentował dołączenie do Al-Ettifaq. Pozornie mogą one wydawać się śmieszne czy wręcz absurdalne i szokujące, ale spróbuję dzisiaj dowieść, że jest inaczej i to naprawdę jest możliwe.

Choć powszechnie wiadomo, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, to jednak warto chwilę pochylić się nad jej funkcjami. W dobrze zorganizowanej familii chodzi o zaspokajanie potrzeb poszczególnych jej członków oraz wspólny, harmonijny rozwój.

Dążenie do jednego celu, podczas którego dba się również o wszystkie zrzeszone w grupie indywidualności. Wówczas każda z jednostek ma poczucie bezpieczeństwa, które jest niezbędne do prawidłowego dojrzewania oraz czynienia postępów w każdym aspekcie życia. Jeśli jest inaczej, wtedy mówimy o patologii, zjawiskach hamujących wspomniany rozwój.

Słowa Gerrarda odbieram jako pochwałę nie tylko samej serdeczności i życzliwości witających go osób, które przecież w takich okolicznościach są czymś oczywistym. Myślę, że mam do tego prawo, bowiem w kolejnych zdaniach Anglik udowadnia, że wcale nie jest naiwny i nie uważa za takich odbiorców tych słów. Wyjaśnia, że chodzi o dobro jego bliskich, ambitny projekt oraz o zabezpieczenie finansowe. 

Czy piłkarze i szkoleniowcy mogą odnaleźć to samo w Europie? Jeśli w tym momencie pomyślimy o kraju, jako wielkiej rodzinie, to w wielu miejscach podobnej symbiozy działań i zgodności intencji już brak.

Rozbieżność interesów to okazja dla innych

W interesie klubów i samej ligi jest kontraktowanie najlepszych zawodników, którzy będą podnosić lub utrzymywać jej poziom. A takim, jak wiadomo, trzeba oferować wysokie kontrakty. Jednak w Hiszpanii czy Francji milionowe umowy są wysoko opodatkowane (nawet 50%), co powoduje, że klub ponosi koszt, ale piłkarz otrzymuje ok. połowę tej kwoty.

Jednocześnie wielu znanych piłkarzy, na czele z Cristiano Ronaldo czy Leo Messim przekonało się, że fiskus bacznie przygląda się ich finansom i jeśli dopatrzy się domniemanych nieprawidłowości, to nie ma zmiłuj, taryfy ulgowej brak. Co więcej, takie sprawy stają się bardzo medialne, co oczywiście nie dziwi.

Sami zawodnicy, jak choćby Portugalczyk, mieli wielki żal do swoich klubów, że nie stanęli wówczas w ich obronie. Czemu tego nie zrobiły, można się łatwo domyślić. Nikt nie chce zadzierać z rodzimym urzędem skarbowym. Do dziś zresztą mówi się, że to właśnie ten brak wstawiennictwa był głównym powodem wcześniejszego odejścia Ronaldo z madryckiego zespołu. A i pewnie Messiego nie zachęcił do powrotu na hiszpańskie boiska.

Ronaldo pierwszy ruszył tunelem do nowego piłkarskiego świata
Ronaldo pierwszy ruszył tunelem do nowego piłkarskiego świataAFP

Nie jest to ocena systemu gospodarczego czy podatkowego danych państw, ale chęć ukazania perspektywy zawodnika. Piłkarz często myśli bowiem w ten sposób: "otrzymuję wysoki kontrakt w europejskim utytułowanym klubie, ale w momencie składania podpisu już jestem na radarze fiskusa, który od razu widzi we mnie potencjalnego złodzieja. Chcę chronić swój majątek i otrzymać tak dużo pieniędzy z tytułu umowy, jak to tylko możliwe. Kiedy jednak zaczną się kłopoty, a widać, że mogą zacząć się w każdym momencie, nie mogę liczyć na dyrektorów i prezesa, na polu bitwy zostaję sam ze swoimi prawnikami".

Jestem daleki od robienia z graczy ofiar i żałowania ich, ostatecznie nikt zwykle z tych powodów nie trafia za kratki. Zresztą dla niektórych to tylko dodatkowa presja, której i tak doświadczają na co dzień. Jednak wszystko zmienia się, kiedy pojawia się lepsza alternatywa.

Ostatecznie wszyscy chcą tego samego

Jak bowiem wygląda to w Arabii Saudyjskiej? Tam kluby i władze, mówiąc językiem piłkarskim, grają do jednej bramki. Jak się okazuje, niespotykana dotąd aktywność na rynku transferowym jest częścią wielkiego planu "Wizja 2030", który wykracza poza piłkę nożną.

Zawodnicy mają zatem świadomość, że nikt nie czyha na ich błędy w zeznaniach podatkowych oraz że wszystkie instytucje państwowe są do nich przyjaźnie nastawione. Bo każda strona realizuje tu bowiem swój interes, to jasne.

Vision 2030 to wielki projekt Arabii Saudyjskiej
Vision 2030 to wielki projekt Arabii SaudyjskiejProfimedia

Ponownie, z ich perspektywy, oznacza to po prostu "święty spokój". Coś, czego szukają niemal wszyscy na całym świecie, bez względu na status społeczny czy materialny. I dla tych zawodników to jest właśnie "rodzinna atmosfera". Możliwość wykonywania swoich obowiązków w poczuciu komfortu i bezpieczeństwa.

Zatem, choć może się wydawać to irracjonalne, to w tych niestabilnych czasach piłkarze światowej klasy odnaleźli swoją spokojną przystań na Bliskim Wschodzie. Karim Benzema, N'Golo Kante, Ruben Neves, Sergej Milinković-Savić czy Kalidou Koulibaly. Tych zawodników nie będziemy już oglądać na europejskich stadionach. A wszystko wskazuje na to, że ten exodus to dopiero początek.

Joachim Lamch - autor
Joachim Lamch - autorFlashscore