Dominacja Lecha w Poznaniu niezagrożona, przełamanie kosztem Warty

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Dominacja Lecha w Poznaniu niezagrożona, przełamanie kosztem Warty

Kamień z serca? Po trzech meczach bez wygranej na pewno!
Kamień z serca? Po trzech meczach bez wygranej na pewno!Profimedia
Po trzech meczach bez zwycięstwa, Kolejorz odbił się w derbach z Wartą Poznań. Wygrana 2:0 po – bądźmy szczerzy – przeciętnym widowisku powinna poprawić humory fanom przy Bułgarskiej.

Jedyne takie derby? Pod wieloma względami tak. Dla Warty organizacja meczu na stadionie Lecha to okazja nie tylko na powrót do Poznania, ale również na zastrzyk pieniędzy z dnia meczowego. Ruch strategiczny sprzyjał zresztą również kibicom obu zespołów, a możliwy był dzięki sympatii, jaką darzyły się oba zespoły.

Warta była więc gospodarzem niedzielnych zielono-niebieskich derbów, ale nie tylko wybór stadionu i proporcje widowni wskazywały na to, że derby będą bardziej niebieskie. Sam tylko Filip Marchwiński w czwartej i piątej minucie dwukrotnie atakował bramkę Jędrzeja Grobelnego, wtedy jeszcze bez powodzenia. 

Po apetycznym starcie Lech nieco rozluźnił swój uścisk i mecz złapał nieco równowagi sił. Jej kres położył jednak Marchwiński. To on – po otrzymaniu celnego dośrodkowania od Afonso Sousy w 28. minucie – doskonale wyskoczył do piłki i sprytnie trącił ją, pokonując i interweniującego Stavropoulosa, i zaskoczonego Grobelnego.

Przewaga została udokumentowana, Kolejorz kontrolował grę przez zdecydowaną większość pierwszej połowy i tylko kilka razy pod bramką Mrozka robiło się nerwowo. Niebieskiej Lokomotywie kolejne sytuacje również przychodziły z trudnością, ponieważ Warta robiła to, z czego jest dobrze zanana: szybko się cofała i zwierała szyki.

Z szatni oba zespoły wróciły bez zmian kadrowych, jednak zmianę w nastawieniu Warty Poznań widać było gołym okiem. Podopieczni Dawida Szulczka nie tylko grali jak równi Lechowi, ale też zdecydowanie poprawili odbiór i szukali okazji do strzału. Niestety, atuty ofensywne Zielonych są bardzo ograniczone i dopiero w 55. minucie Kajetan Szmyt doszedł do pierwszego strzału. Wysoko nad poprzeczką. Chwilę później Wiktor Pleśnierowicz zmusił już Mrozka do obrony.

Jego próba bardzo długo pozostawała jedynym celnym uderzeniem drugiej połowy, ku niezadowoleniu rekordowej dla poznańskich derbów publiczności 28 419 widzów. Pod nieobecność Mikaela Ishaka również siła Lecha wydawała się ograniczona i dopiero w 81. minucie widownia doczekała się drugiej bramki. Po zmarnowanym – jak się wydawało – rozegraniu rzutu wolnego piłkę dostał Ba Loua z prawej i podał ją wysoko. Po drugiej stronie pola bramkowego czekał Filip Dagerstal i zrobił swoje bez pudła

Przy jednym celnym strzale, dwie bramki straty były dla Warty już nie do odrobienia, co widać było po piłkarzach. I choć porażka z faworyzowanym Kolejorzem wstydu Warcie nie przynosi, to na pewno Zieloni liczyli na coś więcej. Fani z niebieskich dzielnic Poznania (oraz John van den Brom) mogą za to odetchnąć – seria trzech meczów bez wygranej przerwana, a Lech ponownie jest w górnej części tabeli.