Okiem redakcji: To będzie gorący weekend, nie tylko derbowy

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Okiem redakcji: To będzie gorący weekend, nie tylko derbowy

Okiem redakcji: To będzie gorący weekend, nie tylko derbowy
Okiem redakcji: To będzie gorący weekend, nie tylko derbowyProfimedia
Wielkie Derby Śląska, derby Mediolanu, derby Poznania… ale nie samymi derbami żyje człowiek. Ciekawe wyniki mogą paść również w innych starciach najbliższych trzech dni. Zapach niespodzianki można poczuć w Krakowie czy Manchesterze. Oto nasz wybór spotkań, na które warto mieć oko do niedzieli.

Derby rządzą się swoimi prawami – to w sumie banał, ale w 8. kolejce PKO BP Ekstraklasy czekają nas dwa lokalne starcia, w których naprawdę może dojść do niespodzianek. Zresztą, nie tylko w polskiej piłce będziemy świadkami takich starć. Przed nami weekend gorący nie tylko pod względem temperatury, jednak nie samymi derbami człowiek żyje. Oto potencjalnie najciekawsze pojedynki nadchodzących dni.

Piątek. Puszcza Niepołomice – Śląsk Wrocław

Są na przeciwnych końcach tabeli, ale największym błędem Śląska byłoby zlekceważyć Puszczę w Krakowie. Fakt, dotąd Żubry nie wygrały z żadnym z większych faworytów, ale z drugiej strony nie przegrały też żadnego spotkania przy Kałuży, podobnie jak Cracovia. Krakowska Ziemia Święta służy więc gospodarzom niezależnie od barw, choć wiadomo, że nie o sam stadion chodzi. 

Puszcza – jak pokazała w meczu z Legią czy Rakowem – głowy nie spuszcza, nie podkula ogona i nikomu punktów za darmo nie oddaje. Odważna gra nie z każdym rywalem się opłaca, ale nie sposób nie docenić zaangażowania piłkarzy. Legię zatrzymali, a ze Śląskiem do końca walczyli o ratowanie remisu czy choćby gola honorowego. Dlatego Śląsk, pomimo ostatniej świetnej serii i rosnącego morale, musi mieć się na baczności. Jakkolwiek jego gra ostatnio coraz bardziej pasuje do określenia "Wielki Śląsk", psychologiczna przewaga może okazać się kruchsza niż się zdaje. Jeśli Śląsk nie zbuduje przewagi bramkowej pierwszy, z Krakowa może wracać z tylko jednym punktem lub nawet bez dorobku.

Piątek. 122. Wielkie Derby Śląska w Zabrzu

Niewiele jest większych meczów w polskiej piłce, w końcu razem oba zespoły mają po 28 mistrzostw. W tym sezonie kolejne co prawda nie grozi ani Górnikowi, ani Ruchowi, ale niech nikogo nie zwiedzie słaba forma obu zespołów na starcie sezonu – wojenne bębny od początku tygodnia wyznaczają rytm w Chorzowie i Zabrzu. 

Biletów na Arenę Zabrze nie ma od dawna, nawet dodatkowa pula rozeszła się błyskawicznie. Fani Ruchu nie obejdą się smakiem, na swoim stadionie przy Cichej będą oglądać mecz na telebimach. Kluby bardzo skutecznie budują atmosferę przed powrotem do derbowej rywalizacji, czego przykładem może być opublikowany przez oficjalną Ruch TV klip sławiący Niebieskich.

Piłkarsko sprawa oczywiście nie wygląda tak efektownie, jak na trybunach. Mówimy o klubach prawie bez budżetów transferowych, dla których przetrwanie w lidze będzie kluczowym celem na najbliższy rok. Mają solidarnie dopiero po jednej wygranej, trzy remisy i tyleż porażek, a do tego jedne z najgorszych bilansów bramkowych w całej Ekstraklasie. Co z tego? Niewiele, jeśli któryś z zespołów odpali. 

Bukmacherzy uważają za pewniejszą wygraną Górnika, choć to Niebiescy strzelają częściej. Przełamał się Daniel Szczepan, któremu tylko pech (no, może jeszcze nieco rozregulowany celownik) aż do 7. kolejki nie dał gola. Czy błyśnie? Z kolei Trójkolorowi mogą podpierać się zatrzymaniem Kolejorza w Poznaniu. Co prawda Lech jest w kryzysie, ale i sam Górnik po raz pierwszy w sezonie w końcu wyglądał bardzo solidnie. 

Dlatego ten mecz może rozstrzygnąć się jedną iskrą, błyskiem umiejętności indywidualnych. Wstrzeli się Szczepan, a może Podolski przestanie z dystansu ostrzeliwać kibiców za bramką? Intuicja podpowiada, że to Ruch dotąd lepiej neutralizował atuty rywali, a tych – zwłaszcza w ofensywie – Górnik nie ma zbyt wiele. Więc remis lub wygrana Niebieskich, wbrew bukom, wydają się zupełnie realne.

Sobota. Mewy zadziobią Czerwone Diabły?

Jednym z najciekawszych spotkań najbliższej kolejki Premier League jest starcie Manchesteru United z Brighton. Mimo że za faworyta wciąż uważa się gospodarzy, bo to przecież trzecia ekipa poprzedniego sezonu, która w dodatku zagra u siebie, to tak naprawdę wynik w drugą stronę nie będzie żadną niespodzianką. 

Za zespołem z Old Trafford bardzo nieudany początek sezonu. Po czterech meczach ma on na koncie tylko sześć punktów, a trzy z nich uratował w spotkaniu z Nottingham, gdy w 4. minucie goście prowadzili w Manchesterze już 2:0. Oprócz słabej formy, wokół Czerwonych Diabłów panuje strasznie gęsta atmosfera. Klub musi radzić sobie z problemami obyczajowymi Masona Greenwooda i Antony'ego, a Erik ten Hag popadł w medialny konflikt z Jadonem Sancho.

Zupełnie inne nastroje panują za to w Brighton. Cztery mecze przyniosły tam trzy zwycięstwa i jedną zaskakującą porażkę z West Hamem. Ostatnie spotkanie to jednak bardzo pewna wygrana 3:1 z mocnym przecież Newcastle, w którym hat-trickiem popisał się Evan Ferguson. Latem Mewy straciły kilka ważnych elementów ze swojego składu, ale wygląda na to, że na The Amex nic się nie zmienia i mają już tam godnych następców sprzedanych zawodników. 

I nie zapominajmy co stało się w tej rywalizacji przed rokiem. W 1. kolejce sezonu Brighton przyjechało na Old Trafford i po dwóch bramkach Pascala Grossa prowadziło do przerwy 2:0, ostatecznie wygrywając 2:1. 

Sobota. Wszystkie oczy na Mediolan!

We włoskiej Serie A będzie się działo: najpierw Juventus z Lazio, a zaraz po nich zagotuje się San Siro. Wyjątkowo, w porównaniu do ostatnich lat, obie mediolańskie ekipy zaliczyły bezbłędny start rozgrywek i mają na koncie po trzy wygrane. We włoskich mediach trwa już wojenka na słowa pomiędzy szkoleniowcami i pompowanie balonika. Komu pęknie w twarz?

Na razie Inter i Milan dzielą się ligowym prymatem, a tylko bilans bramkowy daje Interowi przewagę. Jest to bilans nie do przecenienia: zero z tyłu w każdym spotkaniu i średnia prawie trzech goli strzelonych. Sęk w tym, że i Rossoneri mają czym się puszyć – strzelili dokładnie tyle samo bramek (osiem) i tylko w straconych są gorsi, mają dwie. 

Nawet na poziomie personalnym trudno wskazać jednoznacznego faworyta. Na początku sezonu Serie A letnie transfery zdają się doskonale wpisywać w drużyny. Christian Pulisic w Milanie ma już dwa gole, podczas gdy Marcus Thuram w Interze gola i dwie asysty. Czołowi snajperzy też śrubują wyniki ze średnią więcej niż jednego gola na mecz. Olivier Giroud ma już cztery gole i asystę, podczas gdy Lautaro Martinez pięć trafień. 

I jeśli czegoś w tym meczu trzeba się bać, to powtórki z ostatnich ligowych derbów Mediolanu. Wtedy oba zespoły były zbyt zachowawcze i neutralizowały się nawzajem, a zdecydowała jedna bramka po pojedynku, który trudno było nazwać widowiskiem. Więc powtarzamy do jutra: byle oba zespoły pokazały wszystkie atuty. 

Niedziela. Jedyne takie derby na wagę posady Van den Broma?

Nie oszukujmy się, to jedne z najchłodniejszych derbów w Ekstraklasie. Nie tylko dlatego, że Warta ma garstkę kibiców w porównaniu do Lecha, ale też potencjał piłkarski trudno porównywać. Dość powiedzieć, że Warta nie zdołała choćby zremisować żadnego meczu z Lechem od powrotu na najwyższy szczebel rozgrywek. Trzy gole strzelone w sześciu starciach przy 10 straconych to bilans   godny pożałowania. 

Żeby jeszcze podnieść Zielonym poziom trudności, ich wąska kadra jest dodatkowo osłabiona kontuzjami i niemożliwością wpuszczenia Filipa Borowskiego (za występ przeciwko macierzystemu klubowi trzeba by Lechowi zapłacić). Zresztą, Warciarze w roli gospodarza zagrają przy ogromnej przewadze kibiców Kolejorza na swoim stadionie. 

Co prawda atmosfera między oboma klubami jest przyjazna i na tym budują wizerunek jedynych takich derbów (całkiem zręcznie!), a jednak ogromna większość z ponad 20 tysięcy fanów będzie niebieska, nie zielona. Czyli Lech jest pewniakiem? Nominalnie tak, bukmacherzy wypłacają za jego wygraną grosze, ale wcale nie musi być tak, że to właśnie Kolejorz będzie górą.

Zieloni co prawda strzelają mało, lecz i rywalom skutecznie nie pozwalają strzelać. A za rywali będą mieli spowolnioną poznańską lokomotywę, która ostatnio – jak pisał Tuwim – ledwo sapie i ledwo zipie. Wygrana Warty byłaby sensacją, ale remis raczej nikogo nie zaskoczy. Pytanie, na ile John van den Brom zdoła zmotywować piłkarzy. Odpowiedź może być warta uratowania lub straty pracy przez Holendra.