Pierwszy pojedynek sezonu 2023/24 w polskiej Ekstraklasie był wyzwaniem dla obu ekip, nawet jeśli zdecydowanym faworytem byli przyjezdni. Nie dość, że przywieźli ze sobą tabuny kibiców, to mają za sobą ciekawe transfery i chcą aspirować do walki o czołowe lokaty w lidze. Trener Dawid Szulczek z kolei w sezon wszedł z bólem głowy: kontuzja Zrelaka i krótka ławka, złożona głównie z młodzieżowców. W takiej sytuacji nie ma miejsca na eksperymenty, zresztą również na błędy.
I błędów w ekipie Zielonych faktycznie prawie nie było – mimo bardzo ofensywnej gry Pogoni gospodarze nie zostawiali na boisku miejsca na dojście do dobrej sytuacji strzeleckiej. Momentami zdawało się, że na każdego Portowca przypadało trzech Warciarzy – tak szybko pojawiało się krycie. Oglądanie całej drużyny poznaniaków w swoim polu karnym też się zdarzało, a Pogoń miała przytłaczającą przewagę w grze piłką, z której niewiele wynikało.
Co z tego? Przez pół godziny nic, a moment później to Stefan Savić oddał pierwszy groźny strzał meczu, wybroniony przez Dante Stipicę w bramce Pogoni. Wydawało się, że Warta przetrwała najgorsze i odzyska inicjatywę, ale nic z tego. Wędrychowski ograł Savicia i doskonale znalazł Efthymiosa Koulourisa w polu karnym. Ten, po zgubieniu krycia, przymierzył pod dalszy słupek i było 1:0 dla Pogoni. Pierwszy gol w lidze po 35 minutach gry? Doskonały wynik!
Jeszcze przed przerwą Warta mogła wyrównać, gdy piłka znalazła Macieja Żurawskiego. Była jednak wysoko zawieszona i nie złożył się idealnie, posyłając ją poza światło bramki. Bardzo blisko wyrównania było też w 54. minucie, gdy piłka w chaosie minęła słupek ze złej strony o centymetry.
Przez ponad pół godziny drugiej połowy kibice nie byli rozpieszczani – akcje zwolniły, celnego strzału nie oddała żadna drużyna. Pogoń przeszła do ataku pozycyjnego, a Warta pozostawała tak skuteczna w defensywie, jak bezradna w ataku. Dopiero w 82. minucie Wahan Biczachczjan obudził wszystkich potężnym uderzeniem z granicy pola karnego. Adrian Lis był czujny.
Trener Szulczek wpuścił świeżą krew, do 85. minuty nie miał już zmian, a młodzi rezerwowi uparcie walczyli o wyrównującego gola. Ostry początkowo atak Pogoni został stępiony w końcówce i to szczecinianie zostali zepchnięci do defensywy. Cóż z tego, skoro więcej bramek w meczu nie było?