Ons Jabeur odwraca losy meczu i wraca do finału Wimbledonu kosztem Sabalenki

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ons Jabeur odwraca losy meczu i wraca do finału Wimbledonu kosztem Sabalenki

Ons Jabeur, solidniejsza, wraca do finału
Ons Jabeur, solidniejsza, wraca do finałuAFP
Przegrała seta, dała się przełamać, a potem Ons Jabeur całkowicie odwróciła losy meczu, triumfując nad Aryną Sabalenką w trzech setach, w konsekwencji pozbawiając Białorusinkę pierwszego miejsca w światowym rankingu. Niefortunna finalistka z zeszłego roku spróbuje szczęścia ponownie w sobotę.

Półfinałowe starcie w losowaniu kobiet uchodziło za przedwczesny finał Wimbledonu. W końcu to był finał "mocniejszej" połowy drabinki i weszły do niego wielkie nazwiska. Zeszłoroczna finalistka Ons Jabeur miała nadzieję, że poradzi sobie co najmniej równie dobrze w swoim dążeniu do pierwszego Wielkiego Szlema. Ale to Aryna Sabalenka była faworytką, nie tylko dlatego, że była najlepszą zawodniczką od początku sezonu, ale także dlatego, że w przypadku zwycięstwa mogła wyprzedzić Igę Świątek na szczycie rankingu WTA.

Początek meczu ujawnił wyraźny i niezaskakujący trend: im dłużej trwała wymiana, tym bliżej punktu była Jabeur. Mimo to mecz rozpoczął się błyskawicznie, z kilkoma szansami na przełamanie po obu stronach. Tunezyjka zdawała się zyskiwać niewielką przewagę, choć bez objęcia prowadzenia.

Napięcie stopniowo rosło, a gemy były zacięte, ale obie tenisistki niezmiennie zachwycały publiczność. Obie utrzymały swoje serwisy w pierwszym secie i konieczny okazał się tie-break. Jabeur objęła prowadzenie mocarnym podaniem z bekhendem, ale siła Sabalenki pozwoliła jej na przejęcie inicjatywy i objęcie prowadzenia. Z 4-2 dla Jabeur zrobiło się 7-5 dla rywalki.

Sfrustrowana Ons Jab eur nie poddała się. Serwując jako pierwsza, próbowała przechytrzyć rywalkę. Ale plan się nie powiódł, gdy Białorusinka przełamała ją w piątym gemie. W kolejnym ponownie wygrała na sucho, przy kompletnej bezsilności Tunezyjki. Ons była wyraźnie w dołku i chwilę zajęło jej wygrzebanie się z niego. Sytuacja była krytyczna, ale po tym właśnie poznaje się mistrzynie: Ons "otrzepała się" w siódmym gemie, oddając tylko punkt, po czym przeszła do kontrofensywy.

Została nagrodzona powrotem do 4:4. W tym momencie Białorusinka była porażona jak obuchem i choć nerwowo walczyła o kolejne punkty, to nie mogła znaleźć recepty na różnorodność zagrań Tunezyjki. Do końca seta Jabeur wygrała wszystkie cztery gemy. Jedna piłka wystarczyła, aby zakończyła seta 6:4 i przedłużyła walkę o kolejną partię.

Napięcie sięgało zenitu, szczególnie dla Sabalenki. Teraz cała presja była po jej stronie, a celem nr 1 stało się zatrzymanie Jabeur przed spektakularnym powrotem. Wydawało się, że utrzymanie dwóch swoich gemów pozwoli uspokoić rytm gry, ale iluzja nie trwała długo. Tunezyjka ponownie przełamała rywalkę w szóstym gemie, aby przy swoim podaniu zbudować przewagę 5:2. Przewaga była tak duża, że mogła pozwolić Sabalence na wygraną przy swoim podaniu. Nawet tego Jabeur nie chciała odpuścić i miała dwie piłki meczowe w ósmym gemie. Nie udało się, ale dynamiki pojedynku obroniony gem nie zmienił.

Ons Jabeur była jak drapieżnik: raz schwytanej zdobyczy nie zamierzała wypuścić. Ostatecznie wygrała 6:7(5), 6:4, 6:3 i zagra w finale Wimbledonu, podobnie jak przed rokiem. Pierwszy tytuł wielkoszlemowy Tunezyjki nigdy nie był tak blisko. Podobnie - tyle że z żalem o wypuszczenie z rąk meczu - może myśleć Aryna Sabalenka. Ona też była o włos od odebrania Idze Świątek korony i wygranej w Londynie.