Krzysztof Piątek radosny, choć od 1088 minut nie strzelił. Dlaczego?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Krzysztof Piątek radosny, choć od 1088 minut nie strzelił. Dlaczego?

Krzysztof Piątek radosny, choć od 1088 minut nie strzelił. Dlaczego?
Krzysztof Piątek radosny, choć od 1088 minut nie strzelił. Dlaczego?Profimedia
W niedzielnym polskim meczu włoskiej Serie A działo się sporo, choć ani Spezia, ani Salernitana nie mają wielkich powodów do radości. Dlaczego więc Krzysztof Piątek celebrował gola, skoro go nie strzelił?

Pod nieobecność Arkadiusza Recy w składzie liguryjskiej Spezii równowagę w liczbie Polaków udało się w niedzielę osiągnąć dzięki przyjazdowi Salernitany. W jej wyjściowym zestawieniu znalazł się Krzysztof Piątek, w którego niezmiennie wierzy Paulo Sousa.

Oglądaliśmy zatem polskiego napastnika próbującego strzelić gola polskiemu bramkarzowi. Bartłomiej Drągowski mógł pocieszać się faktem, że Piątek nie trafił od ponad tysiąca minut, ale mecz pokazał, że – nawet w bezbarwnej pierwszej połowie – bramkarz mógł się spocić. Nie pokonał go co prawda nikt z przeciwników, ale gol tuż przed przerwą wpadł. Jego autorem okazał się obrońca Mattia Caldara, którego instynktowne zachowanie trudno racjonalnie wyjaśnić.

Włocha naciskał właśnie Krzysztof Piątek tuż przed bramką i to Polak wybiegł poza boisko z rozpostartymi rękami, jakby sam skierował piłkę do bramki. Był zresztą bliski tego dzieła w doliczonym czasie gry, gdy jego strzał głową obił poprzeczkę.

Ostatecznie Polak zszedł z boiska już w 55. minucie, zatem jego okres bez zdobytej bramki w Salernitanie wydłużył się do 1088 minut. I choć Sousa zdjął Piątka, a jego passa niezmiennie wygląda koszmarnie, to niedzielny mecz w jego wykonaniu był naprawdę solidny. Pracował na trafienie, był bardzo widoczny i tylko szczęścia brakło do przełamania.

Kilka minut przed zejściem Piątka z boiska pojawił się na nim inny Polak, tym razem w barwach gospodarzy. Szymon Żurkowski wsparł formację pomocy Spezii, która w drugiej odsłonie meczu zdecydowanie przeważała. Orzełki nie tylko zdołały wyrównać, ale i szukały gola na wagę trzech punktów. Jego brak utrzymał obie drużyny nieznacznie ponad strefą spadkową.