Ligowy semafor: Ekstraklasa niczym wesołe miasteczko. Jest nawet dom strachów

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Ekstraklasa niczym wesołe miasteczko. Jest nawet dom strachów

Ligowy semafor: Ekstraklasa niczym wesołe miasteczko. Jest nawet dom strachów
Ligowy semafor: Ekstraklasa niczym wesołe miasteczko. Jest nawet dom strachówProfimedia/Flashscore
Polskie zespoły zapewniają nam coraz więcej radości i pozytywnych emocji, zarówno w europejskich pucharach, jak i PKO BP Ekstraklasie. Generalnie tendencja jest zwyżkowa, ale nadal jest się o co martwić. Najgorzej niestety wciąż jest w Zabrzu, gdzie trwa wyścig o to, co zostanie zbudowane pierwsze: czwarta trybuna czy solidna drużyna.

Światło czerwone. Zabrze znaczy niekompletne

Bardzo przepraszam za te suchary, ale metafory i porównania dotyczące obiektu Górnika oraz samej drużyny pojawiają się niemal same i są tak ewidentne, jak jej problemy ze skutecznością. Z jednej strony wszystko wygląda całkiem dobrze, europejsko, a dla niektórych wręcz imponująco. W gabinetach znajdziemy młodego i obeznanego dyrektora sportowego, którym jest Łukasz Milik, mającego również ułatwiony kontakt z piłką (i ludźmi) na najwyższym poziomie dzięki swojemu bratu. Jest również prezes Adam Matysek, który wnosi doświadczenie z funkcjonowania w klubach niemieckich połączone z kompetencjami wypracowanymi choćby w Śląsku Wrocław.

W szatni czy też na boisku jest trener Jan Urban, polski Carlo Ancelotti, choć oczywiście o wiele młodszy. Wiele już w futbolu widział i przeżył, emanuje opanowaniem i niechęcią do komplikowania spraw najprostszych. Czasem niestety ponoszą go nerwy, ale to już zasługa jego podopiecznych. W drużynie jest odpowiednia mieszanka doświadczenia, z mistrzem świata na czele, z młodzieńczą fantazją, energią i ambicją. Niby jest wszystko, co potrzebne średniakowi do konsekwentnego budowania swojej pozycji i pięcia się w górę w ligowej hierarchii, a jednak brakuje najważniejszego - wyników.

Czyż to wszystko nie przypomina Areny Zabrze? Stojąc z jednej strony widać piękne trybuny, często pełne zapalonych oddanych kibiców. Wystarczy się jednak odwrócić, by zobaczyć zwyczajnie mało estetyczny krajobraz placu budowy - brud, dziury, nieporządek. Ech, oby wszystko to zakończyło się pomyślnie jak najszybciej, bo Ekstraklasa tak bardzo zasługuje na taką markę, jaką jest Górnik, jak wyświechtane jest to powiedzenie.

Światło pomarańczowe. Kryzys Legii? Oby wzrost formy Jagi

Mam ich zresztą dużo więcej. Na przykład to o trudności łączenia gry w europejskich pucharach i ligowych rozgrywkach. Legia Warszawa, która dotąd imponowała postawą na każdym froncie, została rozbita przez Jagiellonię 0:2 i pokazała, że wcale nie jest tak kolorowo, jak się wydawało. To wersja pesymistyczna. Optymistyczna jest taka, że Wojskowi to wciąż świetna drużyna idąca pewnym krokiem we właściwym kierunku, tylko po prostu Jagiellonia staje się równie fantastyczna. Chcę wierzyć, że właśnie ta jest tą prawdziwą i zwyczajnie poziom poszczególnych klubów, a co za tym idzie, także i całej ligi, wzrasta. Życzę tego trenerowi Adrianowi Siemienicowi, bo jego praca zasługuje na wielkie uznanie i szacunek. Szkoleniowiec buduje świetną drużynę i wprowadza ją na szczyt tabeli, a jednocześnie toruje drogę młodym fachowcom, którzy jako wieczni asystenci czekają na swoją szansę w innych klubach. 

To wszystko sprawia, że być może w niedalekiej przyszłości, aby podziwiać piłkę na wysokim poziomie, nie będziemy musieli spoglądać tylko za granicę - ani na graczy, ani na trenerów. 

Światło zielone. Ból uszu na stadionie w Szczecinie

Czy mam więcej tych frazesów? Ależ oczywiście. Rollercoaster, jazda bez trzymanki! Na taką przejażdżkę zabrali nas zawodnicy Pogoni Szczecin i w jakimś sensie także Lecha Poznań. Ta wizyta w lunaparku była doskonała pod każdym względem. Nie dość, że spektakularna, to niespodziewana, co tylko spotęgowało emocje i radość kibiców gospodarzy oraz tych niechętnych Kolejorzowi. Kto bowiem przewidywał taki wynik przed spotkaniem? Nieznacznym faworytem byli nawet goście, dysponujący będącym w świetnej formie Filipem Marchwińskim i dużą dawką pewności siebie po pokonaniu mistrza Polski w poprzednim meczu zaległej kolejki. A jednak ogłuszający tyfon okrętowy zabrzmiał aż pięć razy. 

Uczta to coś dobrego, jeśli zdarza się raz na jakiś czas. Przynajmniej dla naszych żołądków. Jeśli jednak chodzi o spektakle sportowe, to nie mamy żadnych limitów. Chcemy tylko więcej, bez jakichkolwiek granic, tu nie trzeba wyrzeczeń. To nie tylko gratka dla kibiców, ale także klubów. Najwięcej zarabia się przecież na graczach ofensywnych, a graczom ofensywnym najłatwiej pokazać się w zespołach nastawionych na atak. Ten slogan też zacny, prawda?

Autor: Joachim Lamch
Autor: Joachim LamchFlashscore