Samobój Malarczyka i pudło Piaseckiego. Trudna przeprawa Rakowa, ale jest wygrana z Koroną

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Samobój Malarczyka i pudło Piaseckiego. Trudna przeprawa Rakowa, ale jest wygrana z Koroną
Samobój Malarczyka i pudło Piaseckiego. Trudna przeprawa Rakowa, ale jest wygrana z Koroną
Samobój Malarczyka i pudło Piaseckiego. Trudna przeprawa Rakowa, ale jest wygrana z KoronąFoto: Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa
Po niezwykle zaciętym spotkaniu 18. kolejki PKO BP Ekstraklasy mistrz Polski pokonał u siebie Koronę Kielce 1:0. Jedyny gol w meczu to samobójcze trafienie Piotra Malarczyka. W końcowce jedenastkę zmarnował Fabian Piasecki.

Pierwszy kwadrans meczu rozgrywanego na stadionie w Częstochowie to przewaga gospodarzy. Zawodnicy Dawida Szwargi kilkukrotnie znajdowali się pod polem karnym rywali, ale pierwszą dogodną akcję na zdobycie gola stworzyli po przypadkowym zagraniu. 

Mocne dośrodkowanie w pola karne posłał Srdjan Plavsić. Piłka po drodze rykoszetem odbiła się od interweniującego Dominicka Zatora i zmierzała prosto w okienko bramki Konrada Forenca, jednak golkiper wykazał się czujnością i błyskawiczną paradą zapobiegł stracie gola. 

W 23. minucie zaskoczyć próbował go Marcin Cebula. Wychowanek Korony złożył się do strzału nożycami, ale futbolówka przeleciała nad poprzeczką. Wciąż miał jednak mnóstwo pracy, gdyż chwilę później z trudem musiał obronić techniczne uderzenie Johna Yeobaha.

Po drugiej stronie boiska przed przerwą potężny strzał ze skraju pola karnego oddał Dawid Błanik, ale i Vladan Kovacević pokazał, że zachowuje pełną koncentrację. 

W przerwie meczu na murawie pojawił się Tomas Petrasek - były zawodnik Rakowa, który w klubie grał przez siedem sezonów, zaczynając od drugiej ligi. Zwieńczeniem jego przygody w Częstochowie było zdobycie mistrzostwa Polski. Latem trzykrotny reprezentant Czech przeniósł się do koreańskiego Jeonbuk i dopiero teraz nadarzyła się okazja, by spotkać się z kibicami. Fani Rakowa zgotowali obrońcy fantastyczne przyjęcie, a wzruszony zawodnik podziękował im za wiele lat wsparcia.

Pech Malarczyka, niemoc Piaseckiego

Na początku drugiej odsłony rywalizacji kolejną świetną okazję miał Yeboah, ale Niemiec z bliskiej odległości trafił prosto w ręce Forenca. Gospodarze wciąż atakowali szukając kolejnych szans, jednak mieli spore trudności z przedarciem się przez defensywę zespołu Kamila Kuzery. 

W końcowej fazie spotkania przeciwnicy mogli otworzyć wynik po dynamicznym kontrataku, ale sędzia Marcin Musiał anulował bramkę wprowadzonego chwilę wcześniej na boisko Dalmau z powodu zagrania ręka innego gracza Korony.

Wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem i podziałem punktów, ale w 88. minucie gospodarze objęli prowadzenie i to przy "pomocy" gracza gości. Dośrodkowanie z rzutu rożnego w pole karne posłał Bartosz Nowak, a piłka odbiła się od pleców Piotra Malarczyka i wpadła do pustej bramki. 

To nie był koniec pecha obrońcy Korony. Już chwilę później po jego interwencji i odbiciu futbolówki od ręki arbiter podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Fabian Piasecki, ale przegrał pojedynek z świetnie dysponowanym tego dnia Forencem. Golkiper odbił jego pierwsze uderzenie, a następnie dobitkę.

Pomeczowe oceny zawodników
Pomeczowe oceny zawodnikówFlashscore

Niewiele to jednak dało jego drużynie, gdyż zabrakło czasu na odrobienie strat. Raków po trudnym spotkaniu zainkasował trzy punkty i awansował na czwarte miejsce w tabeli. 

Podział punktów w Łodzi

W pierwszym niedzielnym spotkaniu doszło do pojedynku beniaminków, w którym zwycięzcy nie wyłoniono - ŁKS zremisował w Łodzi z Ruchem Chorzów 1:1. Oba zespoły nadal są na najniższych pozycjach w tabeli: zamyka ją ŁKS z 10 punktami, a jego "Niebiescy" mają o trzy więcej.

Ruch wygrał w tym sezonie tylko raz - 28 lipca z... ŁKS. Niewiele krócej na komplet punktów czekają łodzianie, którym ostatnio udało się zwyciężyć 20 sierpnia.

"Skończyło się remisem, choć od jakiegoś czasu mówimy o tym, że takimi rezultatami nie uratujemy ekstraklasy dla Chorzowa. Punkt to jest mało, ale wywalczony w ten sposób jak dziś na pewno w jakimś stopniu musi cieszyć" - przyznał trener gości Jan Woś.