Wszystko zaczęło się dla gości z Liverpoolu idealnie, ponieważ już w szóstej minucie James Trafforda technicznym strzałem pokonał Darwin Nunez, po czym wydawało się, że podopiecznych Jurgena Kloppa czeka łatwy wieczór w domu jednej z najsłabszych drużyn tego sezonu Premier League.
Później jednak sprawy nie nabrały takiego obrotu, jakiego oczekiwałby niemiecki menedżer. Prowadzenie jego zespołu nie wzrastało, a minuty na zegarze mijały. Piłkarze The Reds trafiali jednak do siatki.
Swojego gola zdobył bowiem Cody Gakpo, ale wówczas sędzia momentalnie odgwizdał faul Nuneza tuż przed strzałem Holendra. Burnley było w głębokiej defensywie, ale rywale nie potrafili znaleźć do niej klucza.
Kolejną bramkę goście zdobyli już po przerwie, gdy w 55. minucie sprytnym strzałem po krótki słupku popisał się Harvey Elliott. Arbiter ponownie im jednak nie sprzyjał, ponieważ doszukał się Mohameda Salaha, który zasłaniał widok Traffordowi, przez co absorbował jego uwagę, a gol musiał zostać cofnięty.
The Reds mogli poczuć się, jakby prowadzili już 3:0, a jednak na tablicy wyników wciąż było tylko 1:0 i gospodarze byli o jedną bramkę od punktów. Wówczas ruszyli do odważniejszych ataków, by poszukać swoich szans. Najlepszą z nich miał Johann Berg Gudmundsson, który oddawał strzał po dośrodkowaniu Wilsona Odoberta. Zupełnie się jednak pomylił, a Alisson nie musiał wykazywać się na linii bramkowej.
Liverpool wynik ustalił jednak dopiero w doliczonym czasie gry, gdy z ostrego kąta do bramki trafił powracający do gry po kontuzji Diogo Jota.