Konrad Wysocki dla Flashscore: Nie zamieniłbym się z Nowitzkim

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Konrad Wysocki dla Flashscore: Nie zamieniłbym się z Nowitzkim

Konrad Wysocki dla Flashscore: Nie zamieniłbym się z Nowitzkim
Konrad Wysocki dla Flashscore: Nie zamieniłbym się z NowitzkimProfimedia
Urodzony w Rzeszowie, a wychowany w niemieckim Giessen Konrad Wysocki zawsze chciał przekraczać granice i zmieniać perspektywy. Dziś spełnia się jako architekt.

Jako koszykarz rozegrał 256 meczów w niemieckiej lidze i 146 spotkań w polskiej ekstraklasie. Pozwolono mu założyć koszulkę reprezentacji Niemiec 50 razy, być świadkiem mistrzostw Europy w koszykówce w swoim rodzinnym kraju i igrzysk olimpijskich w Pekinie u boku Dirka Nowitzkiego. Nigdy nie żałował, że zszedł z koszykarskiej sceny. Tuż po swoim ostatnim meczu Konrad Wysocki zmienił koszykarską koszulkę na garnitur architekta. Rozmawialiśmy z nim o jego życiu na boisku do koszykówki i poza nim.

Konradzie, dorastałeś w dwóch kulturach. Jaką rolę Niemcy i Polska odgrywały dla ciebie jako dziecka?

Urodziłem się w Polsce i przyjechałem do Niemiec, gdy miałem cztery lata. Kiedy byłem mały, mój tata (przyp. red.: Krzysztof Wysocki) otrzymał propozycję gry w koszykówkę w Giessen. Potem sprowadził nas do Niemiec. Oboje moi rodzice są Polakami i wychowali się w Rzeszowie. Moje dzieciństwo ukształtowała kultura polska. Mama gotowała po polsku, w domu rozmawialiśmy po polsku. Moja mama uczęszczała na kursy językowe i wkrótce nauczyła się dobrze mówić po niemiecku. Mój tata oczywiście również, poprzez swoją pracę i klub. Kiedy zaczynałem przedszkole i szkołę, szybko nauczyłem się też niemieckiego. Polskie tradycje są obecne do dziś – kultura kulinarna i moja mentalność są polskie. I jedno zawsze było niezmienne: jeśli zrobiłem coś źle, bura była po polsku. (śmiech)

W Niemczech grałeś między innymi w Oldenburgu, Ulm i Crailsheim. W Polsce walczyłeś w barwach Turowa Zgorzelec i Anwilu Włocławek. Jakie różnice między krajami zauważyłeś?

Przyjazd do Polski, kraju, w którym się urodziłem, był niesamowicie ekscytujący. Pomyślałam, że fajnie byłoby poznać Polskę z zupełnie innej perspektywy. Jeśli chodzi o sport, to oczywiście była to dla mnie wielka sprawa. Dostałem polski paszport i byłem wartościowym zawodnikiem, bo każda drużyna musiała mieć przez cały czas przynajmniej dwóch Polaków na parkiecie. To był świetny czas. Podróżowałem z żoną po kraju, czy to w Gdyni na plaży, czy w górach pod Karpaczem. Polska jest bardzo różnorodna. Niemcy i Polska różnią się pod względem koszykówki. W Niemczech widzowie biją brawa i cieszą się. W Polsce to trochę bardziej blok wschodni. Jest krzyk, wrzask, picie, świętowanie, płacz. Dostaniesz gęsiej skórki.

Czy Niemcy i Polacy zbliżyli się do siebie po 30 latach od upadku żelaznej kurtyny, czy też nadal obowiązują stereotypy?

Oba kraje odnoszą ze sobą korzyści. W Zgorzelcu znajdziesz wielu Görlitzerów, którzy wychodzą na zakupy do restauracji lub odwrotnie, wielu Polaków przyjeżdża do Niemiec na zakupy. W regionie można uzyskać to, co najlepsze z obu światów. Oczywiście, że są stereotypy, klisze. Ale to są celowe klisze, które nosisz ze sobą z pokolenia na pokolenie.

Swój pierwszy międzynarodowy mecz rozegrałeś w 2008 roku akurat przeciwko Polsce. Czy wyobrażałeś sobie kiedyś grę w reprezentacji Polski?

Wtedy to w ogóle nie było opcją. Przed wyjazdem do Polski byłem już w reprezentacji Niemiec. Gdybym był wcześniej w Polsce, sprawy mogły potoczyć się inaczej. Ale jak się stało, tak jest dobrze. Mogłem wiele przeżyć w moich 50 międzynarodowych meczach – igrzyskach olimpijskich razem z Dirkiem Nowitzkim.

Nowitzki wkrótce zostanie wprowadzony do Hall of Fame. Jak go wtedy odbierałeś?

O Nowitzkim nakręcono wiele historii i nakręcono wiele filmów. Mogę tylko potwierdzić całość. Jest takim przyziemnym facetem, super miłym i super przyjaznym. Ale nie chciałem zamienić się z nim ani jednego dnia. Ilość zdjęć i autografów, które musi rozdawać każdego dnia jest niewyobrażalna. W wiosce olimpijskiej musieliśmy go osłaniać, bo zawsze wokół niego były tłumy ludzi. Fakt, że rozpoczął nową erę jako koszykarz, jest bezdyskusyjny – wielki człowiek, który potrafi rzucać i dryblować. Dał wiele nie tylko koszykówce w Niemczech. Jest kimś, z kim – będąc Niemcem – człowiek lubi i chce się identyfikować.

W międzyczasie zarówno w reprezentacji Niemiec, jak i reprezentacji Polski schedę przejęło nowe pokolenie. Na zeszłorocznym Eurobaskecie Niemcy i Polska zajęły trzecie i czwarte miejsce. Śledzisz pozytywny rozwój obu drużyn narodowych?

Oczywiście. Duże wrażenie zrobili na mnie Polacy, którym niestety zabrakło tchu w ostatnich dwóch meczach. Pojawiło się nowe pokolenie. Bardzo lubiłem Aleksandra Balcerowskiego. Mateusz Ponitka od lat gra w Eurolidze i jest wyjątkowo popularny. Miło patrzeć na grę Polaków. Nowe młode pokolenie wyłania się także wśród Niemców. Nie wszyscy gracze NBA byli wtedy na miejscu. Znani faceci, tacy jak Tibor Pleiß, również mogli odegrać swoją rolę. Potencjał jest bardzo duży.

Zakończyłeś karierę piłkarską w Crailsheim w 2019 roku i świętowałeś awans z drużyną. To był ostatni sezon przed pandemią. Jak spoglądasz wstecz na czas?

Tego wszystkiego nie dało się przewidzieć. Od początku było dla mnie jasne, że rok 2019 będzie moim ostatnim. Niektórzy z moich ówczesnych kolegów z drużyny mogliby być moimi dziećmi. W pewnym momencie dochodzisz do punktu, w którym mówisz: teraz nadszedł czas. Nawet jeśli w Bundeslidze są wyjątkowi gracze, jak Rickey Paulding czy Tremmell Darden, którzy grają do 40. roku życia. Chciałem przyczynić się do dobrych występów mojego zespołu w moim ostatnim roku. Myślę, że mi się udało. Zakończenie kariery z takim uczuciem jest dla mnie warte więcej niż siedzenie na ławce rezerwowych przez kolejny rok czy dwa. Oczywiście pandemia nie była dobra dla koszykówki. Sama myśl o graniu przy pustych halach byłaby dla mnie koszmarem. Zawsze byłem zawodnikiem, który potrzebował bliskości i publiczności.

Nowa kariera: Konrad Wysocki (żółta koszula) na jednej ze swoich budów
Nowa kariera: Konrad Wysocki (żółta koszula) na jednej ze swoich budówStadt Heidenheim

Co się stało po zakończeniu kariery sportowej?

Dwa miesiące po moim ostatnim meczu dołączyłem do urzędu miasta Crailsheim jako architekt. Przejście nastąpiło szybciej niż oczekiwałem. Ani przez chwilę nie żałuję tego kroku. Obecnie mieszkam z rodziną w Heidenheim i nadal pracuję jako architekt. Mam pozwolenie na prowadzenie dużych projektów i wiele się nauczyłem w ostatnich latach. Rzeczy, których nie można dostać w świecie koszykówki. Nadal rozwijasz się jako osoba. Ale są też wyzwania, którym musiałem sprostać. Przede wszystkim inna codzienność. Doświadczenie w koszykówce to nisza, w której masz wszystko, czego potrzebujesz: mieszkanie, samochód, pieniądze, wizyty fizjoterapeutyczne, wizyty u lekarza. Po zakończeniu kariery sportowej musisz sam zadbać o te rzeczy. Ale każdego dnia cieszę się, że mogę pracować jako architekt.

Jakie projekty budowlane obecnie nadzorujecie?

Jesteśmy w trakcie remontu ratusza w Heidenheim. Ogromny projekt z inwestycjami o wartości 30 milionów euro. Jednocześnie koordynuję rozbudowę przedszkola i remont sali gimnastycznej, który rozpocznę latem i zakończę w ciągu najbliższych dwóch lat. To moje trzy projekty. Mam dużo pomocy w ratuszu, pozostałe dwa projekty prowadzę sam. Fajnie jest być odpowiedzialnym za projekt, podział pomieszczeń czy projekt elewacji. W końcu, coś po mnie zostanie. Przechodzisz obok i mówisz: Hej, to byłem ja!

Jaki inny projekt budowlany możesz sobie wyobrazić?

Człowiek zawsze robi nowe plany. Dlaczego by nie zaprojektować boiska do koszykówki? Byłoby świetnie.