Przemysław Zamojski dla Flashscore: Nie spodziewałem się, że zdobędę 10 mistrzostw Polski

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Przemysław Zamojski dla Flashscore: Nie spodziewałem się, że zdobędę 10 mistrzostw Polski
Przemysław Zamojski w barwach reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w Tokio
Przemysław Zamojski w barwach reprezentacji Polski na igrzyskach olimpijskich w TokioProfimedia
Przemysław Zamojski zdobył w swojej karierze aż 10 tytułów mistrza Polski w koszykówce na hali. Grał w najlepszych klubach w kraju i uczestniczył z nimi w najważniejszych europejskich pucharach. Od kilku lat jest też reprezentantem Polski w koszykówce 3x3, która w Tokio zadebiutowała jako dyscyplinaa olimpijska. Zamojski w tej odmianie jest brązowym medalistą mistrzostw świata i Europy. W rozmowie z Flashscore opowiada o swojej karierze w "standardowej" koszykówce na hali, porównuje grę 5x5 z grą 3x3, a także komentuje igrzyska w Tokio oraz zakończone niedawno mistrzostwa świata.

Adrian Wantowski: Zacznijmy od Twojej przeszłości. Jak wspominasz swoją karierę w "standardowej" koszykówce 5x5? Jesteś w pełni zadowolony z jej przebiegu? 

Przemysław Zamojski: Jestem bardzo zadowolony. Nie spodziewałem się przed rozpoczęciem zawodowego grania, że będę miał aż 10 tytułów mistrza Polski na swoim koncie, w tym występy we wszystkich europejskich pucharach i to przez wiele lat. Tak naprawdę to ta moja kariera, 15 lat zawodowego grania, opierała się na Polsce. Miałem wiele ofert zagranicznych, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Były kontuzje, następnie skupiałem się na rodzinie, ponieważ miałem dzieci, patrzyłem po tym względem, żeby im też dobrze się żyło, żebyśmy byli wszyscy razem, jak najwięcej czasu.

Myślę, że wycisnąłem "maksa" ze swojej kariery. Też był taki przełomowy moment, gdy miałem 21 lat i chciałem spróbować gry za granicą, nagle przydarzyły się kontuzje, jedna "krzyżowka" kolana, po roku wróciłem i wtedy ponownie zerwane więzadło krzyżowe, kolejny raz w kolanie. To był taki moment, w którym się zastanawiałem, że będzie ciężko wrócić do zawodowego grania, ale się z tego "odkopałem". Cały czas szedłem do przodu i wróciłem na poziom reprezentacyjny. Przez wiele lat grałem w kadrze. Dlatego myślę, że jeśli chodzi o tę karierę 5x5, to po tych wszystkich kontuzjach i perypetiach, wyciągnąłem "maksa".

Przemysława Zamojski w pojedynku z obecną gwiazdą NBA – Luką Donciciem podczas Euro 2017
Przemysława Zamojski w pojedynku z obecną gwiazdą NBA – Luką Donciciem podczas Euro 2017Profimedia

Wspomniałeś, że nie udało się nigdy wyjechać za granicę. Jaki był twój wymarzony kierunek europejski, w którym chciałeś się sprawdzić i zagrać w tamtejszej lidze? 

Myślę, że zawsze to była Hiszpania. Ta liga jest najmocniejsza w Europie, to był taki kierunek, gdzie mógłbym zagrać. Dwa razy była propozycja w trakcie mojej kariery, żeby tam trafić, ale wtedy miałem dobre rozgrywki tutaj, grałem w drużynie mistrza Polski, mieliśmy gwarantowane miejsce w Eurolidze, a tam bym musiał zaczynać od nowa. Dlatego postanowiłem, że zostanę i będę się bił o kolejne mistrzostwa, przy okazji pozostanę ważnym zawodnikiem w rotacji oraz  będę grał w najważniejszych europejskich pucharach.

Miałeś epizod w Stanach Zjednoczonych. Jak byś ocenił ten czas, co on Ci dał? 

Świetnie go wspominam. Wyjeżdżałem tam jako 18-latek, po ukończeniu IV Liceum Ogólnokształcącego w Elblągu. Dostałem szansę w rozgrywanej kiedyś lidze szkolnej, tam zostałem wybrany do najlepszej trójki całych rozgrywek. Ta trójka dostała możliwość wyjazdu na obóz "Polish Shootout", który był wtedy organizowany w Warszawie. Tam przyjeżdżali trenerzy ze Stanów Zjednoczonych. Zostałem wybrany do najlepszej piątki turnieju, wygrałem konkurs wsadów i zostało mi zaproponowane stypendium na uczelni "Independence Community College".

Był to świetny okres dla mnie, rok taki bardzo mocno przepracowany. Nastawiłem się wtedy na to, żeby zbudować masę mięśniową. Wyjeżdżałem tam jako "chłopaczek". Ważyłem 78 kg, przy swoim wzroście 194 cm, więc głównym nastawieniem było to, żeby przygotować się do "seniorskiej" koszykówki. Udało się w rok zbudować 15 kg masy mięśniowej, już byłem gotów do koszykarskiej przygody na najwyższym poziomie. Przy okazji nauczyłem się wszystkich zasad tej dyscypliny sportu, jak to wygląda od tej profesjonalnej strony. W uczelnianej koszykówce w Stanach Zjednoczonych widać, że tam już kładą nacisk na wszystko. Jest kilku trenerów, asystentów od wszystkich elementów począwszy od taktyki po obronę, także pod tym względem bardzo dużo się nauczyłem i przygotowałem się do gry na najwyższym poziomie.

Wraz z Asseco Prokom Gdynia, w sezonie 2009/10, dotarłeś do ćwierćfinału Euroligi, obecnie jest to nie do pomyślenia, bo polskie zespoły nawet nie grają w tych rozgrywkach. Wtedy nastąpiła porażka z Olympiakosem. Ten ćwierćfinał to było maksimum waszych możliwości, czy czuliście, że można pokonać Greków? 

Byliśmy w stanie pokonać Olympiakos. To był chyba też jeden z najlepszych momentów w mojej karierze. Wróciłem "świeżo" po kontuzji na fazę top "16 "Euroligi, awansowaliśmy w tej fazie do najlepszej ósemki i graliśmy z Olympiakosem. Było tam wtedy naprawdę wielu zawodników z NBA. Pamiętam, że miałem okazję "kryć" kilku z nich i to były świetne mecze, które rozgrywaliśmy. Pierwszy mecz w Grecji przegraliśmy nieznacznie (79:83, przyp. red.), drugi trochę wyraźniej (73:90). Trzecie spotkanie odbyło się w Gdyni, wygraliśmy (81:78) i było tylko 1-2 w rywalizacji.

Przed czwartym meczem ówczesny prezes, właściciel "Prokomu" – Ryszard Krauze – wszedł do szatni i powiedział: "Chłopaki, jak dzisiaj wygracie ten mecz, to niezależnie czy awansujecie, ja daję milion dolarów do podziału na całą drużynę". Myślę, że to były chyba te słowa, które trochę wszystkich nas "spaliły" i ten mecz niestety zakończył się wysoką porażką (70:86). Ulegliśmy im w rywalizacji 1-3, ale jak najbardziej była to drużyna w naszym zasięgu. Wtedy każdy z nas rozgrywał znakomity sezon.

Zamojski w barwach Stelmetu Zielona Góra zdobył 4 tytuły mistrza Polski
Zamojski w barwach Stelmetu Zielona Góra zdobył 4 tytuły mistrza PolskiFlashscore

Zakończyłeś karierę w koszykówce 5x5 w 2021 roku, ale wcześniej już grałeś w reprezentacji Polski w odmianie 3x3, zdobyłeś brązowy medal mistrzostw świata w 2019 roku. Jak łączyłeś tę grę w koszykówce na hali z występami w 3x3? Jak bardzo różni się przygotowanie w tych dwóch odmianach koszykówki z perspektywy zawodnika? 

Jest to zupełnie inny tok treningowy, kładzie się uwagę na inne elementy. Przy 3x3 jest dużo więcej fizycznej gry, mecze są krótsze, dużo bardziej intensywne, wymagają od Ciebie dużo lepszego przygotowania motoryczno-siłowego. Trzeba wtedy robić więcej jednostek treningowych, ale w krótszym wymiarze czasowym i na większej intensywności.

Przez pierwsze dwa lata (od 2019 do 2021 roku) próbowałem jeszcze "godzić" te dwie dyscypliny. Udawało się to w mniejszym lub większym stopniu. Moim celem, od kiedy dołączyłem do reprezentacji w 2019 roku, był udział w igrzyskach olimpijskich. Wtedy okazało się, że koszykówka 3x3 zadebiutuje w Tokio. Był to dla mnie bodziec, motywacja. Po tych wszystkich latach zawodowej gry chciałem spróbować czegoś innego i to był strzał w "10".

Koszykówka jest w Polsce popularna, ale za sprawą sukcesów reprezentacji w odmianie 3x3 zainteresowanie tą dyscypliną rośnie. W dużej mierze dzięki Tobie, bo byłeś członkiem tego zespołu, który zdobywał medale na mistrzostwach świata i Europy. Co myślisz o koszykówce 3x3? Czy ona będzie się jeszcze bardziej rozwijała i zdobywała nowych fanów, czy jednak był to taki "bum" na coś nowego? 

Myślę, że z każdym rokiem poziom tych rozgrywek strasznie szybko idzie w górę. To jest przyszłościowa dyscyplina. W dobie Internetu, tego całego "bumu" technologicznego, ludzie nie mają czasu na takie długie rozgrywki (mowa o tradycyjnej koszykówce). Tutaj mecz trwa 10 minut. Dostępność tych spotkań jest bardzo duża, bo wystarczy tylko mieć Internet, odpalić mecz, który jest dynamiczny, bardzo widowiskowy dla kibica. Widzę po turniejach organizowanych w Polsce, że ta dyscyplina "stale rośnie". Coraz więcej zawodników z koszykówki 5x5, wyraża zainteresowanie grą w 3x3 i chce próbować swoich sił.

To bardzo cieszy, bo 3-4 lata temu nikt by nawet nie pomyślał, że ta dyscyplina może się tak u nas rozwinąć. Myślę, że głównym elementem było to, że wygraliśmy turniej kwalifikacyjny w Graz i awansowaliśmy na igrzyska olimpijskie w Tokio. To był taki najważniejszy moment, który pociągnął tę dyscyplinę do góry. W tym roku będzie pierwszy w historii challenger rozgrywany w Lublinie pod koniec września. Bardzo to cieszy, że turnieje coraz wyższej rangi są organizowane w Polsce.

Zamojski wraz z kolegami podczas ME w 2021, gdzie zdobyli brązowy medal
Zamojski wraz z kolegami podczas ME w 2021, gdzie zdobyli brązowy medalProfimedia

Wspomniałeś, że zainteresowanie tą dyscypliną nastąpiło właśnie po awansie na igrzyska. W Tokio było naprawdę blisko awansu do fazy pucharowej i walki o medale. Czego zabrakło wtedy, żebyście mogli spełnić swoje marzenia o olimpijskim krążku? 

Na pewno troszeczkę szczęścia. Szczęście jest bardzo ważne w sporcie, a w szczególności takiej dyscyplinie, jak 3x3. Tutaj jest tylko 10 minut i każdy błąd może Cię kosztować zwycięstwo. Mieliśmy swoje szanse. Mogliśmy spokojnie awansować do najlepszej czwórki. Niestety nam się nie udało. Dwa mecze przegraliśmy po dogrywce. Jeden bardzo minimalnie.

Myślę, że też nie byliśmy w najlepszej formie fizycznej. Ciężko nam się było dostosować do tego, jak mamy się przygotować. Nikt nie grał takiej imprezy w swoim życiu. To było tak naprawdę siedem spotkań w fazie grupowej, gdzie zazwyczaj gra się dwa spotkania pierwszego dnia, później jest dzień przerwy i znowu ewentualnie dwa lub trzy spotkania w fazie pucharowej. Na igrzyskach było siedem meczów praktycznie dzień po dniu. Na pewno te przygotowania nie były takie dobre, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale to już jest za nami. Teraz musimy patrzeć do przodu. Kolejny taki kamień milowy dla nas, to na pewno przyszłoroczne igrzyska w Paryżu.

Jesteśmy po mistrzostwach świata, które ostatnio odbywały się w Austrii. Na starcie przegraliście z niżej notowanymi rywalami, a następnie pokonaliście zespoły, które w teorii były lepsze od was. Skąd taki początek turnieju? Był to brak koncentracji, czy jakieś inne czynniki na to wpłynęły? 

To była chyba najbardziej wyrównana grupa w historii mistrzostw świata. Izrael z kwalifikacji awansował na mistrzostwa świata, więc jeżeli wygrywasz kwalifikacje, to nie jesteś przypadkową drużyną. Portoryko to jest zawsze groźna drużyna, szczególnie w ofensywie. Obie reprezentacje były niżej notowane niż my, ale te mecze skończyły się porażką jednym posiadaniem (18:21 z Portoryko i 19:21 z Izraelem – przyp. red.), To najlepiej pokazało, że jedna błędna decyzja może pozbawić Cię zwycięstwa. Ten pierwszy dzień potoczył się dla nas bardzo źle. Zakończyliśmy go z bilansem 0-2 i awans do fazy pucharowej się mocno skomplikował.

Co mogliśmy wtedy zrobić? Mogliśmy tylko "oczyścić" głowy i wierzyć dalej w swoje umiejętności. Też jesteśmy "nową drużyną", która gra w tym składzie od kilku tygodni, a w koszykówce 3x3 jednym z najważniejszych elementów, jest zgranie. Turnieje, wyjazdy, obozy, to ile czasu spędzisz w tym samym gronie, później determinuje to, jak działa drużyna. Topowe drużyny grają ze sobą nawet kilka lat w jednym składzie, ale chcieliśmy pokazać, że jesteśmy drużyną, która może pokonać wszystkich.

Trzeci dzień rozgrywek zaczynaliśmy "meczem otwarcia" i "zarazem meczem o wszystko". Rywalem byli wicemistrzowie świata – Litwini. Wygraliśmy ten bardzo trudny mecz po dogrywce (22:20 przyp. red.). Zbudowaliśmy wtedy taką mentalność i pewność siebie, że możemy pokonać każdego. Kolejny mecz graliśmy z czwartym zespołem świata, czyli Belgią. Tam już pokazaliśmy swój styl. Skuteczność nas nie zawiodła, cały mecz kontrolowaliśmy i pewnie wygraliśmy (21:15 przyp. red.). Reszta spotkań tak się ułożyła, że jeszcze z ostatniego miejsca, po pierwszym dniu, awansowaliśmy na pierwsze i weszliśmy bezpośrednio do ćwierćfinału. Także to była piękna historia.

Ten ćwierćfinał był bardzo trudny, fizyczna gra, mało rzutów. W grupie zdobiliście najwięcej punktów i dzięki temu zajęliście pierwsze miejsce. Czy Brazylijczycy was czymś zaskoczyli, że nie udało się powtórzyć tej skuteczności w ćwierćfinale? Ten rzut z ostatnich sekund dalej "siedzi gdzieś z tyłu głowy"? 

Spodziewaliśmy się tego, że będzie to "brudny mecz", że tak to określę. Oni preferują taki styl. Grają bardzo fizycznie. Dużo "bicia się" o piłkę, dużo fauli. Rzadko korzystają z rzutów z dystansu, tylko bardziej grają na kontakcie pod koszem. Cóż można powiedzieć… Mieliśmy z nimi praktycznie mecz w kieszeni na 13-14 sekund przed końcem. Mieliśmy piłkę, wtedy Mateusz Szlachetka chciał po prostu przypieczętować nasze zwycięstwo (Polacy prowadzili 11:10, przyp. red.). Gdyby trafił "tę dwójkę", to nie byłoby mowy o tym, żeby Brazylijczycy mogli wyjść na prowadzenie. Niestety oni mieli ostatnie posiadanie i te cztery sekundy wykorzystali na rzut z dystansu. Zaryzykowali, bo mogli też pójść na rzut za jeden, żeby była dogrywka. Ryzyko im się opłaciło i pierwszy raz w swojej historii zajęli czwarte miejsce na mistrzostwach świata, także gratulacje dla nich.

Przemysław Zamojski podczas grupowego starcia z Chinami na MŚ 2022
Przemysław Zamojski podczas grupowego starcia z Chinami na MŚ 2022Profimedia

Ten rok przynosi sporo imprez. Mieliśmy już mistrzostwa świata, gdzie niewiele zabrakło do gry o medale. Niestety nie udało się awansować na mistrzostwa Europy, co jest na pewno dla was dużym rozczarowaniem, bo ostatnio przywieźliście medal z tej imprezy. Myślę, że nie tak wyobrażaliście sobie wyniki w tym roku? 

Na pewno nie tak wyobrażaliśmy sobie te wyniki. Chcieliśmy być w tej strefie medalowej na mistrzostwach świata, bardzo niewiele zabrakło. Na mistrzostwach Europy niestety nie będzie nam dane zagrać w tym roku, ale nie zwieszamy głów. To jest sport, w którym musisz mieć bardzo krótką pamięć. Nie można długo rozpamiętywać tych momentów, które już są za Tobą. Trzeba iść ciągle do przodu. Celujemy w medal na igrzyskach europejskich.

Dokładnie. Teraz czekają was jeszcze zmagania na igrzyskach europejskich w Krakowie. Będzie to dla was nowe doświadczenie, bo to jednak duża impreza przed własną publicznością. Czy kibicie będą atutem, czy jednak odczuwacie z tym związany dodatkowy wzrost oczekiwań i stres? 

Nie czujemy stresu. Jesteśmy szczęśliwi i bardzo zaszczyceni, że tak wielka impreza może się odbywać w Polsce. Mam nadzieję, że kibice dopiszą, będą nas wspierali. Ci na żywo, jak również Ci przed telewizorami, którzy oglądają transmisję. My dołożymy wszelkich starań, żeby zostawić na parkiecie wszystko, co mamy w nogach i postaramy się o jak najlepszy wynik dla Polski. Mam nadzieję, że uda się zakończyć igrzyska europejskie z medalem.