Humory na Johan Cruijff ArenA nie były najlepsze jeszcze przed piątkowym meczem – reprezentacja Holandii jest przetrzebiona kontuzjami, punktowo na styku z Grecją, a do Amsterdamu przyjechała Francja. Nie dość, że Les Bleus są niepokonani, to nawet gola w eliminacjach do Euro 2024 jeszcze nie stracili, tymczasem z Holendrami wygrywali mecze kwalifikacyjne za każdym razem od 2008 roku.
Startująca w dość eksperymentalnym składzie kadra Ronalda Koemana w pierwszych minutach nie wyglądała źle, a jednak bardzo szybko Francja przejęła kontrolę nad rywalizacją. Już w 7. minucie Griezmann bardzo dobrze znalazł Claussa na skraju pola karnego, ten wrzucił piłkę do Mbappe, a on parę metrów przed bramką się nie myli. Nie upilnował go Gertruida, a 21-letni debiutant Verbruggen w bramce nie miał szans.
Przy konsekwentnej kontroli gry ze strony Francuzów, Oranje mieli ogromny problem z zagrożeniem bramce przyjezdnych. Nie pomagała usypiająca atmosfera na stadionie, a widownię obudziła dopiero sytuacja z 27. minuty. Wycofaną piłkę otrzymał Veerman na wprost bramki i gdyby tylko zachował zimną krew, mógłby stać się bohaterem. Przestrzelił.
Do stworzenia kolejnej groźnej sytuacji Holendrzy potrzebowali pomocy Adriena Rabiota, który popełnił dwa koszmarne błędy. Pierwszym umożliwił start z akcją, drugim pozwolił Xaviemu Simonsowi oddanie groźnego strzału. Na szczęście, Maignan był na posterunku. Golkiper Francji miał większe problemy tuż przed przerwą, gdy z dystansu pod poprzeczkę strzelał Quilindschy Hartman, pierwszy raz występujący w pomarańczowych barwach. Weteran bronił na raty.
Dobry debiut Hartmana, Mbappe górą
Poza paroma momentami, Francuzi pewnie kontrolowali grę w pierwszej połowie i podobnie wyglądał obraz gry po zmianie stron. Podobnie również wystarczyło tylko siedem minut drugiej odsłony, by Kylian Mbappe strzelił gola. Tym razem uderzał cudownie z ok. 18 metrów i bez problemów pokonał skaczącego Verbruggena.
Dopiero wtedy zapachniało zmianą obrazu meczu, ponieważ w rewanżu Malen zdołał pokonać Maignana moment później i trybuny wybuchły radością. Niestety, asystent i VAR potwierdzili: spalony. Niewykorzystana szansa zdała się podciąć skrzydła gospodarzom, którym w żaden sposób nie szło odwrócić losów meczu.
Les Bleus nie musieli wcale grać wybitnie, wystarczyło przytomne i solidne rozgrywanie piłki, by utrzymać pełnię kontroli. Gdy już ruszali do przodu, Oranje musieli się napocić, by nie padła kolejna bramka. Tak było choćby w 70. minucie, gdy Coman doszedł do strzału i dopiero Hartman wybił piłkę na kolejny rzut rożny.
Ten sam Hartman skarcił w końcu zbyt pewnych siebie Francuzów i odebrał im status zespołu bez straconego gola. Rozegrał piłkę świetnie z Bergwijnem, wbiegł pod samą bramkę i ośmieszył błędnie interweniującego Maignana, strzelając mu za plecami przy bliższym słupku. Była 83. minuta, a temperatura z letniej zrobiła się gorąca.
Kylian Mbappe nie zamierzał pozwolić na oddanie prowadzenia i chwilę później to on grał główną rolę. Strzałem zza obrońców obił poprzeczkę. Obie strony wymieniały się ciosami na finiszu przy coraz głośniejszym wsparciu widowni, jednak wynik nie uległ już zmianie.