Katastrofa w Kiszyniowie, historyczna przegrana Polski z Mołdawią

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Katastrofa w Kiszyniowie, historyczna przegrana Polski z Mołdawią

Zaktualizowany
Ion Nicolaescu schodził z boiska jako bohater. Zasłużenie, trzykrotnie trafiał do siatki (dwa gole uznano)
Ion Nicolaescu schodził z boiska jako bohater. Zasłużenie, trzykrotnie trafiał do siatki (dwa gole uznano)Profimedia
Mołdawia nigdy nie wygrała z Polską ani żadną inną drużyną notowaną równie wysoko. Mołdawia nigdy nie zaliczyła trzech meczów u siebie bez porażki. To już nieaktualne, nigdy skończyło się dziś. Polska w drugiej połowie oddała mecz rywalom, a oni zrobili z tego użytek.

Gdy Polacy wyszli we wtorek na boisko stadionu Zimbru, na murawę nie mogli narzekać – chwalili ją już w poniedziałek. Nie mogli też przestraszyć się atmosfery pełnych trybun w Kiszyniowie, ponieważ to polscy kibice byli lepiej zorganizowani i gromko wspierali drużynę od pierwszych sekund. Pozostało więc tylko zrobić swoje i zabezpieczyć komplet punktów.

Z nieba w pierwszej połowie...

Pierwsze minuty wskazywały na to, że gospodarze nie dadzą rady utrzymać remisu długo. Szybki start Polaków sprawił Tricolorii sporo problemów, choć po 10 minutach wydawało się, że pierwszy szturm Mołdawia przetrwała. Zwolnione tempo było jednak ciszą przed burzą, po 12 minutach doskonałe dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego znalazłp głowę Roberta Lewandowskiego, a ten spoza światła bramki posłał futbolówkę w pole bramkowe. Tam Arkadiusz Milik w zamieszaniu dołożył nogę i otworzył wynik meczu.

Gol na 1:0 nie tylko dał szybką przewagę i komfort psychiczny, ale pomógł też śrubować rekord. Jak wyliczył przed spotkaniem statystyk Wojciech Frączek, to już 11. z rzędu mecz wyjazdowy, podczas którego Biało-Czerwoni strzelają bramkę.

Mołdawia formalnie grała z trzema obrońcami z tyłu, ale boisko pokazywało co innego: defensywa i pomoc szybko zwierały się w niemal jedną ścianę, z czego zresztą gospodarze z Kiszyniowa są znani. Skupienie na obronie kosztem ofensywy to znak rozpoznawczy 171. ekipy w rankingu FIFA. Nawet konieczność odrabiania straty nic nie zmieniała, ponieważ atutów w ataku Mołdawia po prostu nie miała. Próby przeniesienia gry na połowę Polski najczęściej kończyły się szybkimi stratami.

Ponieważ Mołdawianie mieli problem z uzbieraniem 50 podań w ciągu pół godziny (czterokrotnie mniej od Polaków), obraz gry musiał być bardzo jednostronny. A efektem było podwojenie prowadzenia przez Orły już w 33. minucie. Tym razem Arkadiusz Milik wziął na siebie trzech rywali, a piłkę oddał Robertowi Lewandowskiemu. Kapitan nie takie akcje kończył, choć piłka szczęśliwie przeszła między nogami defensora przed minięciem bramkarza.

...do piekła po przerwie

Bardzo dobra współpraca napastników to jedno, ale pochwalić można było niemal całą drużynę. W obliczu nisko zawieszonej poprzeczki pierwsza połowa była swobodna w wykonaniu Biało-Czerwonych, współpraca między formacjami wyglądała niemal wzorowo. Tym trudniej było uwierzyć, gdy w 49. minucie Mołdawia strzeliła gola kontaktowego przy pierwszym oddanym w meczu strzale. Po stracie Zielińskiego piłkę dostał Nicolaescu, obrońcy nie ruszyli do niego, a ten wykorzystał czas i przestrzeń na precyzyjny strzał pod lewy słupek, poza zasięgiem rękawic Szczęsnego.

Gol snajpera Mołdawii uczynił go współrekordzistą reprezentacji Trójkolorowych pod względem strzelonych goli (11). Stateczni dotąd gospodarze wyglądali jak na dopalaczach i tuż po kwadransie drugiej połowy strzelili drugą bramkę. Sędzia nie uznał fantastycznej główki Nicolaescu w okienko z powodu faulu w ataku, ale obraz gry stał się przerażający.

Każdy błąd Polaków – a tych zaczęło przybywać – stwarzał kolejną okazję do szturmu miejscowym, ku uciesze wiwatujących fanów. Ich energia też dawała kopa i Fernando Santos musiał reagować. Pierwsze wymienił oba wahadła (weszli Bartosz Bereszyński i Jakub Kamiński), następnie za Milika wpuścił Świderskiego.

Gdy na kwadrans przed końcem Mołdawia miała dwukrotnie więcej strzałów od Polaków, nadarzyła się idealna okazja do ucięcia zapędów Tricolorii. Kamiński oddał piłkę Szymańskiemu przed pustą bramką, ale minimalnie za plecy i zanim ten przyjął, defensorzy wyjaśnili sytuację. W odpowiedzi gospodarze idealnie wykorzystali błąd Kędziory w obronie, po którym ponownie do piłki dopadł Ion Nicolaescu, strzałem w dalszy róg raz jeszcze pokonując Szczęsnego na wagę remisu. Właśnie wszedł do historii, wyprzedzając selekcjonera swojej reprezentacji w liczbie bramek.

W 83. minucie piłka zatańczyła na poprzeczce Mołdawii po rzucie rożnym, ale Polacy wciąż wyglądali na zagubionych i niedowierzających, że to dzieje się naprawdę. Parę minut później mieli coś jeszcze do przetrawienia, ponieważ Maxim Cojocaru posłał piłkę na głowę Vladyslava Baboglo, a ten wsunął ją pod poprzeczkę i Mołdawia wyszła na prowadzenie.

Statystyki meczu Mołdawia-Polska
Statystyki meczu Mołdawia-PolskaFlashscore

Drużyna Tricolorii bez większych problemów dowiozła wynik do końca. Wynik historyczny, ponieważ Mołdawia ostatni raz w meczu o punkty strzeliła trzy gole 10 lat temu, formowanej dopiero reprezentacji Czarnogóry. Tak dobrego wyniku przeciwko tak wysoko sklasyfikowanej drużynie (przypomnijmy, 23. miejsce Polski, 171. Mołdawii) gospodarze w Kiszyniowie nie osiągnęli nigdy. 

We wtorkowy wieczór reprezentacja Polski z drugiego miejsca w grupie spadła na przedostatnie, wyprzedzając już tylko Wyspy Owcze.

Sytuacja grupowa po trzech meczach kwalifikacyjnych
Sytuacja grupowa po trzech meczach kwalifikacyjnychFlashscore