Ligowy semafor: Komar przyćmił wcale niezłą kolejkę, a szkoda

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ligowy semafor: Komar przyćmił wcale niezłą kolejkę, a szkoda

Ligowy semafor: Komar przyćmił wcale niezłą kolejkę, a szkoda
Ligowy semafor: Komar przyćmił wcale niezłą kolejkę, a szkodaFlashscore
Pod nieobecność obecnych i niedawnych pucharowiczów PKO Ekstraklasa pokazała, że może i bez nich dostarczać emocji. Niestety te sportowe w poniedziałek przyćmiły obyczajowo-kryminalne, z których nic dobrego nie wyjdzie. Gdyby tylko zamiast skandalu z juniorem móc cieszyć się z przełamania ligowego weterana? Obyśmy byli jego świadkami wkrótce.

Światło czerwone. Sprzeciw wobec przemocy, ale co z tą przemocą?

Kiedy późnym rankiem całą Polskę obiegł news o pobiciu Kewina Komara przez chuliganów utożsamiających się z Wisłą Kraków, reakcje były zróżnicowane co najwyżej w skali potępienia, jakie wylało się na krakowski klub. I jest to zupełnie zrozumiałe: bodaj najbardziej znany dziennikarz śledczy w Polsce opisał dość szczegółowo przebieg wydarzeń, nawet wskazał, jaka frakcja chuliganów miała być odpowiedzialna za napaść.

A że ultrasi Wisły już kiedyś się na Komarze wieszali psy w oświadczeniu i pewnie ktoś przy Reymonta nie może mu wybaczyć dwóch asyst (!) przeciwko Białej Gwieździe, łatwo było uwierzyć w przedstawioną historię. Optyka zmieniła się jednak po południu, gdy do głosu doszli małopolscy policjanci oraz prezes OSP w Wiśniczu Małym, gdzie miało dojść do pierwszego etapu incydentu. Policjanci zakwestionowali fakt, jakoby piłkarz w ogóle wzywał służby, choć tak stało w tekście Wirtualnej Polski. Wspólnie z prezesem OSP Piotrem Putem – obecnym i interweniującym podczas przepychanki – zaprzeczyli również, jakoby miało chodzić o konflikt na tle kibicowskim. Komar miał znać osoby, z którymi doszło do szarpaniny.

Środowisko wokół Wisły jest teraz wściekłe za pomówienia, duża część opinii publicznej z pewnością pozostaje przekonana, że to kibole stoją za zdarzeniem, a prawdy pewnie dowiemy się dopiero, kiedy sprawa przycichnie. Niezależnie, czego się o całym zdarzeniu dowiemy – nie takich historii chcemy w polskiej piłce. Jeśli faktycznie napaść była formą odwetu chuliganów, trzeba to nie tylko potępić z każdej strony, ale przede wszystkim sprawców sumiennie ukarać. Dokładnie to samo powinno jednak spotkać piłkarza, gdyby okazało się, że celowo chciał zrzucić winę za doznaną w głupiej bójce kontuzję na chuliganów. A może poznamy kolejną wersję?

Światło pomarańczowe. Kciuki zaciśnięte za kolejny błysk Starzyńskiego

Odejście z Zagłębia po latach, powrót do Ruchu po jeszcze większej liczbie lat i już dekadę po sezonie, w którym zaliczył rekordowe w niebieskich barwach 10 goli w 34 meczach. Do tego wywiady o ciężarze tej decyzji… W połączeniu z najwyżej przeciętnymi występami Filipa Starzyńskiego w chorzowskiej jedenastce całość skłania do – wybaczcie prymitywną grę słów – wniosku, że Starzyński się starzeje.

No raczej, 32 lata u piłkarza to już bliżej niż dalej końca kariery. Mam wrażenie, że – jak cały Ruch – jest bardziej przygaszony niż powinien, a przez to jego powrót z Dolnego na Górny Śląsk wygląda nazbyt niemrawo. Podobnie jak Szczepan z celnością uderzeń, jakby obu włączyło się odgórne ograniczenie prędkości. Z Jagiellonią Starzyński był cieniem samego siebie, dlatego liczyłem, że w Piastem się przełamie. 

I gdy mierzył w 33. minucie z wolnego, serce zabiło szybciej. Strzał był groźny, ale niecelny, więc jeszcze nie teraz. Mam wielką nadzieję, że szybciej niż później znów błyśnie. Tak jemu, jak Ruchowi należy się, by jeszcze pokazali ligowym rywalom, na co ich stać. Mamy już właściwie pokolenie, które może o sobie powiedzieć, że odkąd kibicują, Starzyński strzela w lidze. Bo strzela – już 10 sezonów z rzędu i 72 gole, czas otworzyć dorobek w rozgrywkach 23/24.

Światło zielone. Liga bez faworytów też może być ciekawa

W weekend nie grały najbogatsze i najlepsze zespoły zeszłego sezonu. Raków, Legia, Lech i Pogoń miały wolne na poczet gry w pucharach, co miało dać im więcej czasu na regenerację, ale dla ligi oznaczało utratę marek, które najbardziej elektryzują kibiców na trybunach i przed telewizorami. Ubyło faworytów znanych z bramkostrzelności, jak i faworytów do zaskoczenia przez nominalnie słabsze zespoły. Innymi słowy: to mogła być bardzo nudna kolejka.

Po jej zakończeniu można już odetchnąć z ulgą, nie było nudno. Nawet w dwóch meczach bez bramek (przyznajmy, wcale nie najgorzej jak na kolejkę Ekstraklasy) padły łącznie aż 42 strzały! Rumieńców kolejce nadał rosnący apetyt prowadzącej w tabeli Jagiellonii, która tym razem pożarła Górnika Zabrze 4:1. W walce beniaminków Puszcza ponownie pokazała, że nie odpuszcza, a i pobity faworyt się znalazł – bo kto by się spodziewał, że pierwsza w sezonie wygrana Korony Kielce przyjdzie kosztem spisującego się bardzo solidnie Zagłębia Lubin?

Autor
AutorFlashscore