Zgodnie z wszelkimi przewidywaniami spotkanie rozgrywane na Emirates Stadium od samego początku toczyło się w szybkim tempie. Kibice nie musieli długo czekać na pierwszą gorącą sytuację. Już w 3. minucie spory błąd popełnił Aaron Ramsdale, który "wypluł" dośrodkowanie skierowane z lewej strony boiska. Do piłki dopadł Kevin de Bruyne, ale w ostatniej chwili uprzedził go Thomas Partey. Belg co prawda upadł na murawę, ale sędzia Michael Oliver stwierdził, że to on faulował zawodnika Arsenalu. Ta decyzja wzbudziła spore kontrowersje wśród piłkarzy Manchesteru City, który domagali się podyktowania rzutu karnego.
Jak się okazało, fani nie musieli długo czekać również na pierwszą bramkę. Była 7. minuta spotkania, kiedy gospodarze przejęli piłkę na własnej połowie i wyprowadzili szybką kontrę. Będąc w środku boiska Erling Haaland posłał świetne podanie do De Bruyne, a pomocnik pomknął w stronę bramki i oddał precyzyjne uderzenie przy prawym słupku, pokonując bramkarza gości.
Podopieczni Mikela Artety opanowali jednak nerwy i nie rzucili się do szaleńczych ataków, gdyż zdawali sobie sprawę, że to może spowodować jeszcze większe straty. Zamiast tego nadal spokojnie rozgrywali piłkę, budując akcję z uwzględnieniem każdej formacji. Defensywa rywali była jednak doskonale zorganizowana, nierzadko w obronie aktywnie uczestniczył także choćby sam Haaland.
W 26. minucie, znów po kontrataku i podaniu Norwega, szansę na podwyższenie wyniku miał De Bruyne. Pomocnik zdołał przedostać się w pobliże bramki Arsenalu, ale jego uderzenie zostało zablokowane przez obrońców. Chwilę później groźny strzał Haalanda obronił sam Ramsdale. Przed przerwą napastnik jeszcze kilkukrotnie zagrażał bramce Arsenalu, jednak albo brakowało mu precyzji, albo kunsztem wykazywał się angielski golkiper.
W doliczonym czasie gry pierwszej połowy był jednak bez szans. Po idealnie wykonanym rzucie wolnym przez De Bruyne piłkę głową do siatki skierował John Stones. Radość miejscowych piłkarzy i kibiców została nieco wstrzymana przez VAR, ale po analizie powtórek okazało się, że obrońca nie był na pozycji spalonej, a bramka została zdobyta w sposób prawidłowy.
Genialny De Bruyne, bezzębny Arsenal
Piłkarze Arsenalu chcieli jak najszybciej zdobyć gola kontaktowego, dlatego drugą połowę spotkania rozpoczęli niezwykle odważnie. Ofensywna gra nie przyniosła jednak pożądanego skutku, za to naraziła drużynę na groźne kontrataki. Po jednym z nich ponownie bliski trafienia był Haaland, ale bramkarz The Gunners po raz kolejny wybronił jego uderzenie, tym razem ze środka pola karnego.
Cóż z tego, skoro jego starania poszły na marne. Już chwilę później po zespołowej akcji piłkę do siatki Kanonierów precyzyjnym strzałem posłał De Bruyne. Kibice zgromadzeni na stadionie wpadli w szał radości, natomiast na twarzach zawodników Arsenalu powoli rysowało się zrezygnowanie.
Co więcej, kiedy kolejne próby przedarcia się przez obronę ekipy Pepa Guardioli kończyły się fiaskiem, w ich poczynania wkradała się także frustracja, a ta zamieniała się w nadmierną agresję. Dlatego arbiter coraz częściej musiał sięgać po gwizdek, a na boisku kilkukrotnie doszło do przepychanek.
W 87. minucie udało im się jednak zdobyć gola, kiedy po koronkowo rozegranej akcji Edersona sprytnym strzałem pokonał Rob Holding. Nie było jednak mowy o początku odrabiania strat, było już bowiem zbyt późno.
Tuż przed zakończeniem spotkania swoją 33. bramkę w sezonie zdobył Haaland i tym samym ustalił wynik spotkania na 4:1.
Taki rezultat oznacza, że teraz znacznie bliżej mistrzostwa jest Manchester City. Co prawda Arsenal wciąż prowadzi w tabeli Premier League dwoma punktami, ale Obywatele mają jeszcze dwa zaległe mecze do rozegrania i są w doskonałej formie. Wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych tygodni.