Arne Senstad: Jestem dumny, że dziewczyny uwierzyły w moją filozofię

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Arne Senstad: Jestem dumny, że dziewczyny uwierzyły w moją filozofię

Arne Senstad podczas meczu reprezentacji Polski
Arne Senstad podczas meczu reprezentacji PolskiProfimedia
“Jesteśmy lepszym zespołem niż cztery lata temu” – zapewnia selekcjoner reprezentacji Polski kobiet Arne Senstad w pierwszej części obszernej rozmowy przed startem Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej Kobiet 2023. Norweski trener opowiada o procesie rozwoju drużyny od czasu, kiedy objął stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski.

Arne Senstad pracę w roli selekcjonera reprezentacji Polski kobiet rozpoczął w sierpniu 2019 roku. Od tego momentu poprowadził Biało-Czerwone w 40 spotkaniach, notując w nich bilans 21 zwycięstw, 3 remisów i 16 porażek. 30 listopada 2023 roku Polki rozpoczną udział w XXVI Mistrzostwach Świata w Piłce Ręcznej Kobiet. Dla selekcjonera Senstada będzie to druga podobna impreza w roli trenera reprezentacji Polski. Dwa lata temu Biało-Czerwone pod wodzą Norwega zajęły 15. miejsce.

Jak zmieniła się reprezentacja Polski po przeszło czterech latach kadencji Arne Senstada w roli selekcjonera?

Arne Senstad: Zdecydowanie mogę powiedzieć, że drużyna podniosła poziom gry, a ja sam rozwinąłem się jako trener. Przede wszystkim, lepiej poznałem polską kulturę, dzięki czemu potrafię radzić sobie z wynikającymi z niej różnicami. Obejmując reprezentację Polski, chciałem wprowadzić do niej nową myśl szkoleniową i zmienić pewne rzeczy w jej funkcjonowaniu. Ten proces wciąż trwa, ale już udało nam się zrobić wiele dobrego.

Prosimy o konkrety.

Jesteśmy zdecydowanie bardziej dojrzałym zespołem. Nie mam problemu, by powiedzieć, że po prostu gramy lepiej niż cztery lata temu i są tego wymierne dowody. Zanim objąłem stanowisko selekcjonera, Polska potrafiła przegrać z Serbią kilkunastoma bramkami i odpaść z eliminacji do mistrzostw świata. Teraz regularnie występujemy na każdej dużej imprezie i wielokrotnie potrafiliśmy nawiązać wyrównaną walkę z faworytkami.

To pokazuje, że jesteśmy coraz bliżej czołowych zespołów, choć wciąż czeka nas bardzo długa droga, by do nich dołączyć. Widzę jednak, że dystans się zmniejsza i to jest dla mnie najważniejsze, bo pokazuje, że nasza filozofia pracy i tworzenia zespołu ma sens.

Jaka to filozofia?

Cztery lata temu wyselekcjonowaliśmy grupę zawodniczek i rozpoczęliśmy budowę zespołu. W czasie tego procesu musieliśmy podjąć trudne decyzje, ale zawsze mieliśmy na celu dobro drużyny i jej wyniki. Wiem, że z powodu niektórych wyborów spada na mnie duża krytyka, ale taka jest rola trenera.

Uważam za swój duży sukces, że udało mi się zaangażować zawodniczki w zdecydowanie więcej spraw wokół reprezentacji. Moją filozofią jest wspólne budowanie zespołu. Oczywiście, na koniec dnia to ja odpowiadam za tworzenie i egzekwowanie planu, ale chciałbym, żeby to była nasza wspólnie wypracowana wizja i drużyna.

Jak wygląda pana codzienna praca z reprezentacją Polski?

Nawet kiedy nie mamy zaplanowanych zgrupowań, cały czas jestem w pracy. Moje zadania nie zaczynają się podczas pierwszego treningu i nie kończą się wraz z ostatnim. Wciąż jestem w kontakcie z zawodniczkami, oglądam ich spotkania w klubach, myślę nad rozwiązaniami, aby poprawić grę kadry. Podczas październikowego zgrupowania, gdy w Elblągu spotkaliśmy po pół roku przerwy, czułem się trochę, jakbyśmy otwierali nowy rozdział, ale czułem też, że jestem przygotowany do niego lepiej niż kiedykolwiek.

W jaki sposób?

W połowie roku Związek Piłki Ręcznej w Polsce udzielił mi pozwolenia na podjęcie pracy w klubie Larvik HK. To dla mnie nowa sytuacja, gdy rolę selekcjonera mogę łączyć z pracą w charakterze trenera klubowego i myślę, że jest to bardzo pozytywna wiadomość, ponieważ teraz mam okazję prowadzić treningi codziennie i pozostawać w rytmie szkoleniowym. Co więcej, w Norwegii swój zespół prowadzę w bardzo podobny sposób, dlatego mogę uczyć się z sukcesów i porażek w Larvik, a doświadczenie zgromadzone w Norwegii przełożyć potem na kadrę.

Gdy rozmawialiśmy przeszło trzy lata temu, krytycznie zdiagnozował pan kondycję polskiej reprezentacji. Chciałbym skonfrontować pana z niektórymi z pana ówczesnych tez, by sprawdzić, jakich postępów dokonaliśmy. W porządku?

Jak najbardziej.

“Pierwszą siódemką możemy walczyć z każdym, ale potrzebujemy głębi składu”.

Podtrzymuję. Myślę, że nasza wyjściowa “siódemka” wciąż jest bardzo mocna, ale różnica polega na tym, że trzy lata temu o wiele łatwiej było przewidzieć, kto do niej należy. Od tego czasu zbudowaliśmy większą głębię składu, dzięki czemu nie zależymy już aż tak bardzo od dyspozycji pojedynczych zawodniczek.

”Polskie zawodniczki są dobre technicznie, ale muszą poprawić motorykę”.

To dla mnie jedna z najważniejszych kwestii szkoleniowych odkąd objąłem reprezentację Polski. Muszę przyznać, że piłka ręczna w Norwegii i Polsce znacznie się różni, zwłaszcza w zakresie przygotowania fizycznego. Razem z dziewczynami wykonaliśmy ogromną pracę i myślę, że właśnie na tym polu najbardziej rozwinęliśmy się jako zespół.

“Mamy talenty, ale potrzeba silniejszej ligi krajowej”.

Uważam, że ORLEN Superliga Kobiet się rozwinęła, czołowe zespoły są jeszcze mocniejsze, a ogólny poziom wciąż idzie w dobrym kierunku. Dużym pozytywem jest to, że KGHM Zagłębie Lubin gra w Lidze Mistrzyń. Nawet jeśli Zagłębie ma duże problemy, by zdobywać punkty, zawodniczki zbierają bezcenne doświadczenie. Mam nadzieję, że liga dalej będzie rosnąć w siłę, bo – mimo postępu – wciąż potrzebujemy jeszcze bardziej wymagających rozgrywek.

“Polskie dziewczyny nie są przyzwyczajone do bycia pytanymi, jak chcą trenować i jak chcą grać”.

Najbardziej dumny jestem właśnie z tego, że dziewczyny uwierzyły w moją filozofię i stworzyły zgrany zespół, który konsekwentnie się rozwija. Mam doskonałą pomoc ze strony Ani Ussorowskiej, naszej trenerki przygotowania mentalnego, która ułatwiła dziewczynom znalezienie wielu cennych rozwiązań i przejęcie większej odpowiedzialności. Jeśli reprezentacja ma się rozwijać, osobiste zaangażowanie zawodniczek jest niezbędne. Dziewczyny muszą czuć, że to ich drużyna i nie zawsze to ja mam mówić, co mają robić. Chodzi o to, by przychodziło im to naturalnie.

“Możemy grać naprawdę ładny i skuteczny handball”.

Dziś powiem nawet więcej. Jeśli chodzi o ofensywę, przy dobrym dniu możemy rywalizować właściwie z każdym. Myślę, że w ataku wyglądamy naprawdę dobrze. Problem polega na tym, że w reprezentacji zaburzona jest równowaga, bo wciąż trudno nam osiągnąć stabilizację w obronie, zwłaszcza w obliczu kilku kontuzji. Spowodowały one, że w środku defensywy zrobiła się luka, którą teraz musimy wypełnić.

W dwóch poprzednich spotkaniach przeciwko Argentynie straciliście odpowiednio 26 i 25 bramek, za każdym razem zdobywając nieco więcej.

W meczach z Argentyną były wzloty i upadki, zwłaszcza w drugim spotkaniu. Mieliśmy okazję wypróbować wiele wariantów, próbowaliśmy znaleźć odpowiedni rytm gry. Myślę, że udało nam się wypracować wiele dobrych rzeczy. Naszym głównym celem były właśnie treningi w defensywie. Jeśli na zbliżających się mistrzostwach świata mamy coś osiągnąć, musimy znaleźć sposób na szybką poprawę i ustabilizowanie obrony.

Szukając nowych rozwiązań, dał pan szansę debiutu aż pięciu reprezentantkom: Paulinie Masnej, Natalii Pankowskiej, Nikoli Głębockiej, Marlenie Urbańskiej oraz Paulinie Uścinowicz.

Rzeczywiście, w październiku kilka dziewczyn zadebiutowało w reprezentacji, co zawsze jest pozytywem. Niestety, prawda jest taka, że nie mamy zbyt wielu zawodniczek na najwyższym poziomie, dlatego każda z nich jest bardzo ważna. Kontuzja Aleksandry Olek, która w ubiegłym roku była dla mnie kluczowa, była dla mnie dużym ciosem. Oprócz niej, także z powodu urazu, z zespołu wypadła Natalia Nosek. Karierę reprezentacyjną zakończyła Kinga Achruk. Od dłuższego czasu próbowaliśmy znaleźć odpowiednie zawodniczki na ich miejsce, co stanowiło wyzwanie, zwłaszcza w kontekście budowy defensywy.

Z czego wynika ograniczona liczba zawodniczek?

Mam kilka przemyśleń na ten temat. Na pewno warto zastanowić się nad formą treningów. Nasze reprezentacje juniorskie wciąż grają w dywizjach B. Dlatego ostatnio zorganizowaliśmy spotkanie razem z przedstawicielami federacji, trenerów, szkół i klubów. Mówiłem, że wiele rzeczy robimy naprawdę dobrze i musimy kontynuować pracę, ale musimy także być jeszcze bardziej otwarci na nowe rozwiązania.

Co ma pan na myśli?

Kiedy polska zawodniczka kończy wiek juniorski, musi wykonać ogromny skok jakościowy, by odnaleźć się wśród seniorek na poziomie ORLEN Superligi. Gdy zadomowi się w lidze, musi wykonać kolejny wielki krok, żeby zapracować na wyjazd za granicę. Niewielu udaje się przejść przez pierwszy etap, jeszcze mniej – przez drugi.

To zapytam z innej strony, z rozwoju, której zawodniczki jest pan szczególnie dumny?

Nie uważam, żebym jako selekcjoner reprezentacji mógł przypisać sobie zasługi za rozwój poszczególnych zawodniczek. Przecież o wiele więcej czasu dziewczyny spędzają w klubach, a najważniejsze w procesie ich rozwoju są one same.

Za przykład mogę podać jednak Natalię Nosek. Kiedy objąłem reprezentację, była ona trzecim wyborem w MKS Lublin na swojej pozycji. Dostrzegłem w niej jednak potencjał, bo widziałem, jak potrafi trenować. Rok później była już podstawową zawodniczką w swoim klubie, a następnie zapracowała na transfery do Francji i Rumunii, gdzie gra na bardzo wysokim poziomie, a w kadrze jest dobrą partnerką dla Moniki Kobylińskiej. Ola udowadnia, że można się rozwijać. To daje mi satysfakcję, ale nie uważam tego za swoją zasługę. Cieszę się, że mogłem pomóc i wskazać drogę, ale to przede wszystkim efekt pracy samej zawodniczki. Mam nadzieję, że więcej dziewczyn podąży podobną drogą.

Jak możemy im w tym pomóc?

Musimy czerpać od najlepszych i wzorować się na tym, jak system szkoleniowy wygląda w Norwegii, Danii czy we Francji. Myślę, że najważniejszym tematem jest przygotowanie fizyczne. Poprawiliśmy już poziom treningów motorycznych, ale wciąż wiele nam brakuje. Oprócz tego, w kategoriach juniorskich zbyt duży nacisk kładzie się na rywalizację i wyniki. W ten sposób można przegapić wiele talentów. W Polsce, kiedy zawodniczka ma 15 lat i nie jest wystarczająco dobra, często odrzuca się ją już na tym etapie. Według mnie to wielki błąd.

Gdy o tym opowiadam, lubię pokazywać przykład mojej dobrej przyjaciółki, Heidi Løke. W 2011 roku Heidi została wybrana najlepszą zawodniczką na świecie, ale mam nagrania jej meczów z czasów, gdy miała 18 lat. Wyglądała bardzo źle i nigdy nie powiedziałbyś, że zostanie tak doskonałą zawodniczką! Niektórzy potrzebują więcej czasu, by w pełni pokazać swój potencjał. Nie stać nas, by pomijać takie dziewczyny.