Polacy gonili mistrzów w meczu otwarcia, ale dogonić się nie udało

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polacy gonili mistrzów w meczu otwarcia, ale dogonić się nie udało
Polacy gonili mistrzów w meczu otwarcia, ale dogonić się nie udało
Polacy gonili mistrzów w meczu otwarcia, ale dogonić się nie udałoAFP
Może po wyrównanym meczu, może tylko dwiema bramkami, ale jednak reprezentanci Polski przegrali z Francją na inaugurację Mistrzostw Świata 2023.

Mecz otwarcia w katowickim Spodku Polska zaczynała od obrony, jednak to Francuzi mieli się przed czym bronić. W końcu to od nich wszyscy oczekiwali walki o najwyższe cele, nie od gospodarzy turnieju. Przez godzinę musieli uciekać przed goniącą ich Polską, która momentami była blisko sprawienia niespodzianki. Mecz zaczął się w bardzo dobrym tempie, choć początkowo bez przełożenia na gole – w pierwszych czterech minutach udało się trafić tylko dwukrotnie i dopiero po remisie 1:1.

Ku uciesze pełnego Spodka Polacy zdołali wyjść na prowadzenie 4:2, jednak faworyci odrobili błyskawicznie i przed upływem 10. minuty było już 5:4 dla Francuzów. Polacy po dobrym starcie stracili impet w ofensywie, zbyt długo i nieskutecznie szukając otwarcia. To, z czym gospodarze się męczyli, gościom przychodziło znacznie łatwiej. W pierwszym kwadransie na każdą bramkę Polski znajdowali odpowiedź. Na szczęście tuż po upływie 16. minuty szybka kontra Moryty pozwoliła doprowadzić do wyrównania 8:8.

Niestety, od tego momentu Francuzi ponownie przejęli inicjatywę i w kilka minut wypracowali przewagę, zmuszając trenera Rombla do wzięcia czasu. Efekt? Tuż po przerwie najpierw Arkadiusz Moryto wykorzystał drugiego już karnego, by następnie kolejną błyskawiczną kontrę zamienić na gola. Gdy Szymon Sićko wrzucił na niecałe 10 sekund przed końcem pierwszej połowy i dał 14:13, to Francja poprosiła o czas. I choć goście trafili w ostatniej akcji, to było już po czasie.

Druga połowa zaczęła się od gola Francji i nietrafionego karnego Moryty. Nic dziwnego, że gdy chwilę później zawodnik miał drugą szansę z siódemki, trener Rombel aż odwrócił wzrok i czekał na reakcję trybun. A że te wybuchły radością – znaczyło, że Francja miała już tylko gola przewagi (15:14). I choć faworyci wciąż byli faworytami, a umiejętności były po ich stronie, to doskonałe interwencje Morawskiego w bramce i determinacja zawodników z pola pozwoliły dogonić Francuzów przed upływem 42. minuty (17:17).

Gdy jednak Trójkolorowi potrzebowali przewagi, od tego mieli Dikę Mema, któremu zawdzięczali co trzecią bramkę. Na niecałe osiem minut przed końcem spotkania mistrzowie olimpijscy mieli już trzy punkty przewagi (24:21). Polakom – mimo gry w przewadze i przy Memie poza boiskiem – nie udało się nadgonić.

Niezależnie od wyniku cieszy, że reprezentacja Polski szukała sposobu na pokonanie napotkanych przeszkód. Skoro defensywa Francji momentalnie budowała mur przed Sićką, to Biało-Czerwoni zaczęli to wykorzystywać na jej absorbowanie, a piłka szła do Macieja Gębali czy Jędraszczyka. Rzecz jasna, Francuzi okazali się znacznie bardziej wszechstronni w rozegraniu - tego jednak się spodziewaliśmy. Martwić musi z kolei niewykorzystana gra w przewadze. Trójkolorowi dwukrotnie tracili zawodnika, ale jednocześnie umieli nie dopuścić do narzucenia swojego rytmu przez Polaków.

Wynik pozostawia niedosyt, ale wstydu nie
Wynik pozostawia niedosyt, ale wstydu nieFlashscore