22-latek z USA od pierwszych chwil był bezlitosny dla turniejowej siódemki na Rod Laver Arena, posyłając zwycięskie piłki z każdej strony kortu i ogrywając faworyta 3:0 w setach. Zapytany na gorąco po wygranej o swój plan na ten mecz odparł "po prostu to zrobić".
Wygrana z Daniłem Miedwiediewem to największe zwycięstwo w karierze młodego Amerykanina, dlatego trudno dziwić się jego radości. "To był niewiarygodny mecz. W pewnym sensie wiedziałem, co muszę zrobić, a potem tylko się tego trzymałem niezależnie od poziomu emocji. Jestem podekscytowany, grałem niesamowicie, to było naprawdę niewiarygodne" – cieszy się Korda.
Rozstawiony z numerem 29, syn zwycięzcy Australian Open z 1998 roku Petra Kordy i byłej tenisistki Reginy Rajchrtovej wyszedł w pierwszym secie na prowadzenie 4:1, by następnie przegrać trzy własne serwy i dać się dogonić. Pod koniec seta udało mu się jednak utrzymać nerwy na wodzy i po aż 85 minutach ekscytujących wymian zapisał seta na swoim koncie.
Miedwiediew stawiał czynny opór jeszcze tylko w pierwszych dwóch gemach drugiego seta, później grając stanowczo zbyt pasywnie. W trzeciej partii Rosjanin zdołał jeszcze wyjść na prowadzenie 5:4 i doprowadzić do tie-breaka, ale również w nim Amerykanin miał więcej zimnej krwi i pomysłu na grę. Finisz był prawdziwą ucztą, która dała Kordzie 50. wygraną w karierze.
W czwartej rundzie Korda znów stanie przeciwko znacznie wyżej notowanemu rywalowi – będzie nim Hubert Hurkacz. Gra z pozycji niżej rozstawionego ewidentnie mu nie przeszkadza, zatem zapowiada się emocjonująca walka 22 stycznia (o 1 w nocy polskiego czasu).
Jak Korda sam przyznał, ma jeszcze sporo do udowodnienia i zamierza walczyć o jak najwyższe pozycje. "Nie mam jeszcze pojęcia, na którym miejscu skończę turniej. Ale moja mama najwyżej była 26., tata drugi, siostra Nelly pierwsza, a starsza siostra Jessica szósta, więc jak dotąd jestem najgorszym sportowcem w rodzinie" – śmieje się Amerykanin.