Po bardzo udanym starcie indywidualnym apetyty na wynik w drużynie mogły się polskim kibicom nieco wyostrzyć. Skład drużyny różnił się od tego z konkursu indywidualnego o tyle, że Andrzeja Stękały brakło, a zgłoszony został Paweł Wąsek.
Solidna pierwsza seria, ale nie na medal
W pierwszej grupie skoczków z dziewięciu krajów reprezentowanych w Planicy skakał Aleksander Zniszczołnica, który był bliski powtórzenia wyniku z porannych zawodów indywidualnych. W charakterystyczny sposób podgiął jeszcze nogi przed kontaktem z zeskokiem, by walczyć o odległość, a jego lądowanie na 219,5 m oznaczało piątą lokatę, ale ze stratą tylko 7,5 pkt do pierwszego miejsca.
Większą niewiadomą od skaczącego równo Zniszczoła był Paweł Wąsek skaczący w drugiej grupie. Do stylu trudno mieć zarzuty, pułap lotu też niezły, ale odległość… tylko 204 metry. Zwłaszcza przy rywalach z czołówki skaczących w okolice 230. metra. Najlepszy Domen Prevc osiągnął aż 240,5 metra i Polacy drugą grupę zamknęli na czwartej lokacie, z dużą już stratą do podium (46,6 pkt do trzeciej Norwegii).
Skaczący jako trzeci Kamil Stoch – jak rzadko – trafił w nieco lepsze warunki niż o poranku i poszybował na 233,5 metra. Mogło się wydawać, że uda się nadrobić trochę punktów do podium, ale nic z tego – najlepsza trójka (Zajc, Johansson i Hoerl) co najmniej równie dobrze i różnica punktowa nie ruszyła się ani o jotę – 46,6 pkt do trzeciego miejsca.
Przy coraz mocniejszym wietrze pod narty sędziowie skrócili Piotrowi Żyle rozbieg do 8. belki, ale to nie powstrzymało go przed uzyskaniem imponującego wyniku 239,5 metra! Dokładnie tyle samo (ale z jeszcze niższej belki) uleciał Anze Lanisek, pieczętując dominację Słowenii na pierwszym miejscu przed drugą serią. Polska została już bez wielkich szans na podium, ze stratą 65,2 pkt do trzeciej Austrii, która miała ledwie 0,1 pkt mniej od drugiej Norwegii.