Było dużo ciężej niż można było oczekiwać, ale Hurkacz awansował do drugiej rundy w Paryżu

Reklama
Reklama
Reklama
Więcej
Reklama
Reklama
Reklama

Było dużo ciężej niż można było oczekiwać, ale Hurkacz awansował do drugiej rundy w Paryżu

Było dużo ciężej niż można było oczekiwać, ale Hurkacz awansował do drugiej rundy w Paryżu
Było dużo ciężej niż można było oczekiwać, ale Hurkacz awansował do drugiej rundy w ParyżuAFP
Hubert Hurkacz po raz kolejny męczył się w swojej karierze w Wielkich Szlemach, ale finalnie uporał się z dużo niżej notowanym Shintaro Mochizukim i wygrał 4:6, 6:3, 3:6, 6:0, 6:2 w pierwszej rundzie Rolanda Garrosa.

Hurkacz był zdecydowanym faworytem spotkania z 21-letnim Japończykiem, który wciąż ma bardzo małe doświadczenie na najwyższym poziomie. W turniejach wielkoszlemowych przed dzisiejszym pojedynkiem nie wygrał jeszcze seta, a rzadko grywa nawet w turniejach rangi ATP. Był jednak w rytmie meczowym, ponieważ do głównej drabinki w Paryżu dostał się przez trzyetapowe kwalifikacje.

Na początku spotkania w jego grze było widać dużą nerwowość. Po dwóch gemach Polak prowadził 2:0, a Mochizuki popełniał bardzo proste błędy, za które mógł być odpowiedzialny stres. Dla Japończyka wielkoszlemowe starcie z zawodnikiem czołowej dziesiątki światowego rankingu było świętem. Szybko jednak odnalazł swój rytm i mimo że Hurkacz miał sporą szasnę, żeby powalczyć o wyjście na 3:0, Japończyk go przełamał. 

To mogło zwiastować kłopoty i faktycznie okazało się, że Hurkacz nie jest w stanie narzucić rywalowi swojego stylu gry i ma z nim spory problem. Pierwszy serwis często ratował wrocławianina, ale też nie był na tyle regularny, żeby tylko przy jego pomocy dobrnąć do tie breaka. Dowodem tego był siódmy gem, w którym Mochizuki przełamał Hurkacza, który należy do czołówki tenisistów, którym najtrudniej odebrać swoje podanie. 

163. Zawodnik rankingu ATP dobrze czuł się na korcie, dobiegał do wielu piłek i często popisywał się bardzo ładnymi winnerami przy liniach bocznych. Na początku można było podejrzewać, że wychodzą mu tylko pojedyncze zagrania, ale z czasem stały się one regularne. Hurkacz nie miał za to żadnego wypracowanego stylu gry, za który moglibyśmy go chwalić. Ostatecznie nie był w stanie odebrać przeciwnikowi serwisu i niespodziewanie przegrał pierwszą partię. 

Statystyki z meczu Hurkacz - Mochizura
Statystyki z meczu Hurkacz - MochizuraFlashscore

Na drugą odsłonę na szczęście Polak wyszedł z nieco inną energią, choć nie można powiedzieć, by był w swojej najlepszej formie. Wiele dłuższych piłek wciąż wygrywał Japończyk, który potrafił znaleźć sposób na Polaka. Zaskakiwał go i prowokował do błędów. W piątym gemie wróciły demony z pierwszej partii i Mochizuki miał dwa break pointy, co naprawdę nie wyglądało dobrze z perspektywy ósmego zawodnika rankingu. 

Wtedy jednak wyszło doświadczenie Polaka, który nie tylko obronił piłki na przełamanie, ale także poszedł za ciosem i sam przełamał rywala, który zaczął mieć spore problemy na linii serwisowej, gdzie bardzo często jak na spotkania na najwyższym poziomie popełniał podwójne błędy. W ósmym gemie Hurkacz miał aż trzy piłki setowe na 6:2, ale ostatecznie do takiego wyniku nie doszło, bo Japończyk przedłużył swoje nadzieje w drugiej odsłonie. Hurkacz błyskawicznie rozprawił się z nim jednak przy pomocy mocnego serwisu i wyrównał stan meczu. 

Gdy wydawało się, że Polak ma wszystko pod kontrolą i wróci do meczu, jego rywal zaczął trzecią odsłonę od stanu 3:0, przez co polscy kibice naprawdę mogli zacząć poważnie się obawiać o dyspozycję swojego najlepszego zawodnika. Mochizuki zaskakiwał, dość często korzystał ze skrótów i tak naprawdę się w nich nie mylił. 

Skutecznie ukrywał to zagranie, widział dużo na korcie, patrzył gdzie jest ustawiony Polak i w odpowiednim momencie posyłał skrót pod samą siatkę, do którego Hurkacz często nie był w stanie zdążyć lub odpowiadał w aut, zagrywając piłkę w ostatnim możliwym momencie. Sam Japończyk był za to bardzo wybiegany i ciężko było go zaskoczyć podobnym zagraniem.

Do końca seta obaj zawodnicy grali już bez przełamań, a jedyną szansę na odebranie serwisu przeciwnikowi miał Hurkacz w samej końcówce seta. Jego rywal nie wykorzystał dwóch piłek setowych przy własnym serwisie, a Hurkacz dostał cennego break pointa, który mógł go przywrócić do seta. Nie udało mu się go jednak wykorzystać, a Mochizuki skończył partię przy następnej okazji. 

Czwarty set zupełnie wymknął się logice i wszystkim przewidywaniom, ponieważ Hurkacz wygrał go 6:0 w… 17 minut, a tak naprawdę powinien uwinąć się w kilka minut szybciej Końcówka zaskakująco długo się przeciągała po nagłej chęci dalszej walki ze strony Japończyka oraz zupełnie nietypowym błędzie Hurkacza, gdy mógł zamknąć seta chwilę szybciej. 

Mochizuki przespał kilka wymian i obudził się w piątej partii. Polak wreszcie grał swój tenis, skutecznie operował serwisem i kończył wymiany, a Japończyk zanim wrócił myślami na kort i chciał dalej rywalizować, był już w kolejnym secie. 

Piąty set zaczął się od dobrej gry z obu stron. Oglądaliśmy naprawdę ładnie techniczne wymiany, a obaj zawodnicy utrzymywali swój serwis. W czwartym gemie Hurkacz miał szansę wygrać punkt, który dawałby mu break pointa, ale posłał piłkę w siatkę w łatwej sytuacji. W szóstym gemie dopiął jednak swego i przełamał Japończyka na 4:2. 

Po chwili wygrał jeszcze własne podanie i wydawało się, że czeka nas tylko formalność i za kilka minut Hurkacz będzie mógł cieszyć się z awansu do drugiej rundy. Tak się jednak nie stało, bo sędzia nagle poinformował zawodników, że momentalnie przerywamy mecz z powodu zbliżających się opadów deszczu. Hurkaczowi trudno było zaakceptować tę decyzję na takim etapie meczu, ale nagle w dosłownie kilka sekund cały kort padł ofiarą wielkiej ulewy, a publiczność zaczęła uciekać, by skryć się przed wodą. Kort został szybko zakryty, a Polak musiał czekać na kontynuację, by dokończyć dzieła. 

Ostatecznie obaj zawodnicy wrócili do gry aż po godzinie przerwy. Mochizuki wygrał swojego gema do 15, ale wtedy Hurkacz miał okazję, by nagle w jednym gemie po ponad 60 minutach przerwy wygrać spotkanie. Na szczęście Polak nie dokładał jezcze więcej dramaturgii do scenariusza tego spotkania i pokonał Japończyka w gemie do 15, wykorzystując drugą piłkę meczową. 

W drugiej rundzie wrocławianin zagra z Amerykaninem Brandonem Nakashimą, który po niemal trzech godzinach pokonał 6:1, 6:7(6), 6:3, 6:2 Nicolasa Moreno De Alborana.