Bayern dominuje w Monachium, Borussia zostaje w tyle

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Bayern dominuje w Monachium, Borussia zostaje w tyle
Gnabry trafił do bramki Werderu trzykrotnie
Gnabry trafił do bramki Werderu trzykrotnieAFP
We wtorkowy wieczór lider Bundesligi musiał zrobić tylko jedno: wygrać z Werderem Brema. A że zrobił to z przytupem przy jednoczesnej porażce Borussii Dortmund, to tylko dodatkowy powód do świętowania w Bawarii.

Ostatnie trzy ligowe mecze Bayernu na Allianz Arenie były dla kibiców prawdziwą ucztą. FCB strzelali średnio pięć bramek na spotkanie, również przeciwko świetnemu w tym sezonie Freiburgowi. Czego więc było się spodziewać w starciu z siódmym Werderem Brema?

Chyba nie tego, że po 10 minutach będzie już 1:1. Bo choć Bayern strzelił pierwszy (Jamal Musiala), to Anthony Jung szybko odpowiedział. Po ponad kwadransie gospodarze mieli rzut karny, którego z kolei nie zdołał wykorzystać Eric Maxim Choupo-Moting.

Mogło się wydawać, że nie wszystko pójdzie po myśli Bawarczyków. Ale mogło przez najwyżej kilka minut. Pomiędzy 22. a 28. minutą trafił Gnabry, po nim Goretzka, a później jeszcze raz Gnabry. Od stanu 1:1 do 4:1 minęło niespełna 6 minut, więc trudno było oczekiwać, że Werder zdoła się podnieść.

I się nie podniósł – strzał na 1:1 pozostał jedynym celnym w wykonaniu gości z Bremy. Do przerwy Bayern już się nie pastwił, choć statystyki z całego meczu są boleśnie jednostronne. Przed końcem meczu Werder dostał kolejne dwa ciosy, oba po asystach Noussaira Mazraoui. Najpierw pomógł Gnabry’emu skompletować hattricka w 82. minucie, a następnie 17-letniemu Mathysowi Telowi trafić po raz czwarty w sezonie.

BVB przegrywa i traci już sześć punktów

Borussia przed 14. kolejką zajmowała czwarte miejsce i musiała szukać sposobu, by skrócić dystans do Bayernu. Nawet jeśli nawiązanie bezpośredniej rywalizacji było poza zasięgiem w tym tygodniu, to przynajmniej chwilowe przeskoczenie Freiburga i Unionu wydawało się realne.

Zawodnicy BVB nie przegrali sześciu ostatnich meczów, a ostatnim ich pogromcą był Union Berlin. Wolfsburg co prawda też ostatnio uległ tylko Unionowi, ale miało to miejsce jeszcze w połowie września, 10 spotkań temu.

Dlatego dortmundczyków musiała czekać trudna przeprawa na Volkswagen Arenie. Dokładnie o tym goście z Westfalii przekonali się w 6. minucie, gdy byli już o gola do tyłu po strzale Van de Vena. I choć to oni strzelali znacznie więcej, rzadko udawało się trafić w bramkę (6 celnych przy 14 poza światło). Na drodze stawał słupek albo Casteels.

Przez większość meczu piłkarze w czarno-żółtych barwach byli przynajmniej skuteczni w obronie, aż sześciokrotnie łapiąc Wolfsburg na spalonym. Ale gdy nie upilnowali kontry w doliczonym czasie gry, Nmecha wykorzystał to idealnie, dokładając nogę i zamykając mecz wynikiem 2:0.

Warto nadmienić, że na skrzydle w wyjściowym składzie ponownie mogliśmy oglądać Jakuba Kamińskiego. 20-latek nie zaliczył wprawdzie strzału ani asysty, a w 88. minucie został zmieniony, ale to już jego czternasty pojedynek w barwach Wilków. Skoro dostrzega go Bundesliga, dostrzegamy i my.

Kto jeszcze skorzysta z potknięcia Borussii?

Uciekający Bayern nie musi się oglądać na Borussię, przynajmniej w najbliższym czasie. Za to znacznie bliżej we wstecznym lusterku może się wyłonić Freiburg lub Union Berlin. Wszystko zależy od wyników środowych meczów. Union podejmie u siebie Augsburg, podczas gdy zawodników z Freiburga czeka zadanie poskromienia czerwonych byków z Lipska.