MŚ 2022. Nie ta liga, waleczna Koreo. Brazylia idzie dalej

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
MŚ 2022. Nie ta liga, waleczna Koreo. Brazylia idzie dalej
Zaktualizowany
MŚ 2022. Nie ta liga, waleczna Koreo. Brazylia idzie dalej
MŚ 2022. Nie ta liga, waleczna Koreo. Brazylia idzie dalej
Opta by Stats Perform
W pierwszej połowie Brazylia urządziła degustację indywidualnych umiejętności, widowisko było pyszne. Obyśmy takich Canarinhos oglądali w kolejnych meczach. Koreańczykom trzeba jednak oddać, że nawet przy wyniku 4:0 walczyli o każdy kawałek boiska i nie dali pogrzebać swojego ducha do końcowego gwizdka.

Po odpadnięciu Japonii w karnych już tylko jeden azjatycki kraj reprezentował Azję w mundialu. I akurat ten kraj miał stanąć przeciwko Brazylii z Neymarem wracającym do składu. Najsilniejsza drużyna świata kontra zespół, który nigdy jeszcze w meczu tej rangi z nikim z Ameryki Południowej nie wygrał. Po efektownej grze w fazie grupowej Korea nie była skazywana na pożarcie, zresztą pokazała już, że nie boi się mocniejszych rywali.

Nokaut w pierwszej połowie

Pierwsze pięć minut pokazało, że obu drużynom zależało na mocne wejście w mecz. Brazylijczycy dwukrotnie podchodzili pod pole karne Korei, ale niecelne ostatnie podania wyrzucały piłkę na aut. Koreańczycy z kolei dwukrotnie dali się złapać na spalonym. Nominalni gospodarze szybko jednak zdołali przejąć inicjatywę i w 7. minucie Raphinha posłał piłkę w pole karne pomimo agresywnych wślizgów obrony. W okolicach bramki nikt futbolówki nie przyjął, ale na skraju pola karnego dopadł do niej Vinicius Junior, pewnie strzelając gola.

Koreańczycy nie zdołali jeszcze odzyskać rytmu, a Brazylia już szła z kolejnym atakiem. Agresja i bezkompromisowość Woo-Young Jung tym razem nie opłaciły się, w polu karnym faulowany był Richarlison. Piłkę do ręki dostał Neymar, ucałował ją i – pomimo prób wytrącenia z równowagi przez Seung-Gyu Kim – nie zawahał się.

Dwie bramki straty po mniej niż kwadransie to koszmarny start dla Korei Południowej, dlatego Azjaci najpierw musieli uspokoić grę, przytrzymać piłkę, a później to oni ruszyli odrabiać straty. Cudowny strzał In-Beom Hwanga szedł pod poprzeczkę, ale Alisson wyciągnął się i wypchnął piłkę nad bramkę. Była 21. minuta, a Korea oddała pierwszy celny strzał na bramkę, by po chwili dołożyć kolejny. Nie minęło jednak pół godziny meczu, a Canarinhos mieli już trójkę z przodu: w 29. minucie Richarlison popisowo wszedł w obronę Korei, zagrał klepkę z Thiago Silvą i był przed bramką. Nawet nie mrugnął okiem, piłka była już w siatce.

Mecz nie tyle stał się jednostronny, co wręcz okrutny. Brazylijczycy dawali po każdej bramce trochę miejsca zawodnikom Korei, ci łapali oddech i ruszali na połowę rywali, a później członkowie Seleção zabierali im futbolówkę i ładowali kolejnego gola – każdym razem kto inny, każdego inaczej. Czwarty padł łupem Paquety, którego sprytnie dostrzegł Vinicius. Cztery strzały, cztery bramki.

W obronie Koreańczycy wciąż naciskali, w ataku wciąż próbowali dojść do sytuacji bramkowej. Nie stanęli pomimo dramatycznych okoliczności. Potrafili nawet na chwilę zamknąć Brazylię w jej polu karnym, jednak bez efektów. Brazylia nie musiała po odbiorze przechodzić do ataku pozycyjnego – indywidualne, radosne i szybkie przejścia pod pole karne kończyły się efektownym wykończeniem, którego Koreańczycy nie mieli. Do przerwy mogło być i 5:0, ale Seung-Gyu Kim genialnie zablokował strzał Richarlisona.

Druga połowa o honor Korei

Na drugą połowę Koreańczycy wyszli pierwsi, gotowi do walki choćby o honorowe trafienie. I blisko spełnienia tego zamiaru było już w 47. minucie, gdy Heung-Min Son pięknie próbował pokonać Alissona. Ten końcem palców sparował strzał na rzut rożny.

Do 60. minuty obraz gry zdecydowanie się wyrównał. Brazylia nie potrzebowała już utrzymywać wysokiego tempa. Zwolnili więc i – podobnie jak Korea – znacznie więcej energii skierowała na atak pozycyjny oraz defensywę. Wojownicy Taegeuk zdołali odzyskać równowagę w posiadaniu piłki, ale na telebimach wciąż było 4:0. Nawet w akcji z 68. minuty, gdy Korea oddała trzy strzały jeden po drugim, futbolówka za nic nie chciała wejść do bramki. Od ręki Alissona, od pośladka leżącego Gue-Sung Cho, od nogi obrońcy – byle nie do bramki.

W końcu, w 75. minucie brazylijskiej defensywie skończył się limit szczęścia. Po wrzutce z rzutu wolnego piłka do bramki nie weszła, ale wyleciała poza pole karne, wprost pod nogi wprowadzonego 10 minut wcześniej Seung-Ho Paika. Jego strzału z dystansu broniący dziś naprawdę świetnie Alisson nie był w stanie wyciągnąć.

Honorowy gol już był, teraz Koreańczycy szukali drugiego przy akompaniamencie śpiewających cały mecz kibiców. Czego by o zawodnikach i kibicach Korei nie mówić – wynik w żadnym stopniu ich nie zrażał, robili swoje. Zresztą, na trybunach było podobnie jak na murawie: przewaga Brazylii, a mimo to doping Korei niósł się donośnie długimi partiami meczu.

I choć Canarinhos próbowali zdobyć piątego gola (chrapkę mieli zwłaszcza Richarlison i Dani Alves), to Korea nie pozwalała, by mecz był równie jednostronny, jaki był jego wynik. Dla ostatniego zespołu z Azji w tegorocznych rozgrywkach to wciąż jeden z największych sukcesów w historii. Brazylia pokazała dziś z kolei, że Chorwacja musi przygotować coś specjalnego na ćwierćfinał, jeśli chce zatrzymać Seleção.

Brazylia - Korea Południowa | statystyki
Opta by Stats Perform