Ilekroć Barcelona gra z Rayo Vallecano, cierpi niemiłosiernie i ma problemy ze zdobywaniem punktów. Żadnego z czterech ostatnich meczów wygrać się nie udało, dlatego sobotnia wizyta w madryckiej dzielnicy Vallecas zapowiadała się ciężko.
Tak też wyglądała od pierwszych minut. Barcelona nawet bez Gaviego, Ter Stegena i Gundogana dysponuje co prawda wielokrotnie większym potencjałem, ale nie było tego widać na starcie spotkania. Blaugrana absolutnie dominowała w posiadaniu, lecz poza wejściem w tercję ofensywną nie miała wielkich sukcesów.
Robert Lewandowski najpierw faulował w ataku w 4. minucie, by chwilę później zgubić piłkę między własnymi nogami, próbując minąć rywali. Bez niepotrzebnych złośliwości można powiedzieć, że to był niezły obraz gry Barcy w pierwszej połowie: zbyt dużo prostych błędów (w tym bardzo niepewny Inaki Pena w bramce), które umożliwiały zdeterminowanym gospodarzom wychodzenie z szybkimi akcjami.
Długo nieporadność Dumy Katalonii uchodziła płazem, ale szczęście wyczerpało się w 39. minucie, gdy Unai Lopez ze sporego dystansu fenomenalnie posłał odchodzącą piłkę pod bliższy słupek. Inaki Pena nie dał rady, gospodarze świętowali, a Barca znów musiała gonić wynik.
Do przerwy rezultatu nie udało się zmienić, ale powrót z szatni pokazał zupełnie nowe oblicze Katalończyków: zdeterminowanych i skuteczniejszych. Weszli Gundogan, Joao Felix, a później Raphinha, by potwierdzić dominację ofensywną i przełamać impas. Zanim zmiennicy dostali szansę, w 56. minucie Robert Lewandowski wrzucał piłkę na głowę niepilnowanego Pedriego, ale ten uderzył nad poprzeczką. Polak z kolegami dwoili się i troili, rzadko pozwalając Rayo wychodzić z własnej połowy.
Minutę po wejściu na boisko okazję na wyrównanie miał z rzutu wolnego Raphinha, ale huknął w słupek. Piłka poleciała w stronę Lewandowskiego, ale ten – pod opieką obrońcy – nie miał możliwości skutecznie dobić. Dopiero szybka akcja od bramki w 82. minucie pozwoliła Balde na wrzutkę w pole karne. Tam ofiarnie szczupakiem pod piłkę wskakiwał polski napastnik, ale nogą z głowy piłkę zdjął mu Florian Lejeune. Gol padł, tyle że nie pójdzie na konto RL9.
Po wyrównaniu przyjezdni liczyli na wydarcie kompletu punktów, jak to miało miejsce z Deportivo Alaves, jednak do końca meczu żadna bramka już nie padła. W znacznej mierze dzięki dużo wyższej destrukcji gospodarzy. A być może powinna była paść, ponieważ w doliczonym czasie Espino najpewniej faulował Raphinhę w polu karnym, na co nie zareagował ani arbiter, ani VAR.
Potwierdza się więc klątwa Rayo, z którym Barcelona nie potrafi wygrać w lidze od 2019 roku. Strata dwóch punktów komplikuje sytuację w tabeli, ponieważ Blaugrana nie nadrobi dystansu do Realu i Girony, a może już dziś stracić i tak skromną przewagę nad Atletico.