Juventus miał w sobotę pozornie łatwe zadanie: w 28. kolejce Serie A na Allianz Stadium przyjechał Hellas Verona z drugiego bieguna tabeli Serie A. Jednak Juve jeszcze przed pierwszym gwizdkiem miało sporo problemów. Pełni sprawności nie mają Bonucci, Chiesa i Pogba, a pauzowali Rabiot i Paredes.
W tej sytuacji ponownie szansę w pomocy otrzymał Argentyńczyk Barrenechea, a za atak odpowiedzialność mieli wziąć Moise Kean i Arkadiusz Milik. Ten pierwszy dopiero co wrócił po zawieszeniu za kuriozalną czerwoną kartkę, a jego polski kolega – po kontuzji, która wyeliminowała go z 12 kolejnych meczów.
O ile dla Milika to był mecz rozruchowy (po godzinie zastąpił go Di Maria), o tyle dla Keana szansa na rehabilitację za niefortunny wybryk z Rzymu. I wykorzystał ją, gdy zwieńczył akcję zespołową z 56. minuty, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie w idealnym momencie. Hellas z Pawłem Dawidowiczem w składzie zaczynał bowiem poczynać sobie coraz śmielej.
Bramka uspokoiła przede wszystkim nastroje w Juventusie, który zaliczył przyzwoity mecz i zgarnął całą pulę. Choć spotkanie było wyrównane, to Juve mogło prowadzić wyżej, choćby po uderzeniu Danilo w poprzeczkę. Z kolei Wojciech Szczęsny zanotował czwarte czyste konto z rzędu.
Dzięki sobotniemu zwycięstwu Stara Dama awansowała na siódmą lokatę z 44 punktami i jest już w zasięgu paru kolejek (4-6 punktów) od awansu na miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. Gorzej sytuacja wygląda dla klubu Dawidowicza. Hellas tkwi w strefie spadkowej z pięcioma punktami straty do pierwszej bezpiecznej pozycji. Werończycy nie wygrali od połowy lutego.
