Real Madryt, w obliczu tragedii, wyrównał stan rywalizacji z Partizanem

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Real Madryt, w obliczu tragedii, wyrównał stan rywalizacji z Partizanem

Spotkanie zostało poprzedzone minutą ciszy ku pamięci ofiar masakry w belgradzkiej szkole
Spotkanie zostało poprzedzone minutą ciszy ku pamięci ofiar masakry w belgradzkiej szkole AFP
Real Madryt rozpoczął rywalizację w ćwierćfinale Euroligi od dwóch porażek przed własną publicznością. Wydawało się, że w "serbskim kotle" będzie jeszcze trudniej o zwycięstwo, jednak Królewscy pokazali charakter i doprowadzili do decydującego meczu w Madrycie.

Czwarty mecz ćwierćfinałowy został poprzedzony uczczeniem ofiar zamachu w jednej z belgradzkich szkół. 13-letni uczeń zabił osiem osób, głównie dzieci. Była nawet możliwość przełożenia tego meczu, jednak zdecydowano się na godne upamiętnienie ofiar podczas spotkania.

Luka Doncić, były gracz Real Madryt, którego ojciec jest Serbem, zadeklarował się, że pokryje koszty związane z pogrzebami ofiar i opieką psychologiczną nad rodzinami.

Mecz wyglądał inaczej niż poprzednie, ponieważ w pierwszej połowie nie było oprawy muzycznej. Kibice ograniczyli się jedynie do braw i gwizdów.

Pierwsza kwarta to był popis Realu Madryt, a w szczególności Adama Hangi, który trafił trzy rzuty z dystansu, czym wypracował przewagę Królewskich. Po dziesięciu minutach gry było 27:15 dla gości. Partizan po słabszym początku ruszył do obrabiania strat. Dużą rolę odegrał w tym Zach LeDay, który był niesamowicie skuteczny w grze pod koszem. Real nie miał już takiej przewagi, nie trafił rzutów za 3 punkty i na przerwę schodził ze skromnym prowadzeniem 45:42.

Na drugą połowę oba zespoły wyszły z myślą o szczelnej defensywie. Atakujący popełniali sporo błędów i oglądaliśmy mało efektownej gry. Decydujący w tej części gry okazał się Walter Tavares. Gracz Realu Madryt wykorzystywał swój wzrost i był często faulowany pod koszem, zamieniając rzuty osobiste na punkty. Ogromne znaczenie miał trafiony rzut za 3 punkty, którego pod koniec kwarty dokonał Gabi Deck i goście zdołali nieco odskoczyć. Przed decydującą odsłoną Real prowadził 61:55.

Podczas czwartej kwarty Królewscy starali się kontrolować przebieg mecz, co nie było jednak łatwym zadaniem. Mimo to nie pozwolili Partizanowi nawet na chwilę doprowadzić do remisu. Gospodarzy przy życiu trzymał LeDay, który w całym spotkaniu trafił 12 z 14 rzutów za dwa punkty.

Końcówka była bardzo nerwowa dla Realu Madryt. Na trzy minuty przed końcem z powodu kontuzji plac gry musiał opuścić Gabriel Deck. Za niego pojawił się Nigel Williams-Goss, który był jednym z bohaterów pierwszego meczu w Belgradzie, ale w drugim był cieniem samego siebie. Przy stanie 80:74 najpierw stracił piłkę po przechwycie, a następnie przy wznowieniu gry tak nieudolnie próbował podać piłkę, że po rykoszecie trafił ją do własnego kosza. Na nieco ponad minutę do zakończenia ze spokojnego prowadzenia zrobiło się 80:78.

Końcowe fragmenty należały jednak do gości, którzy wygrali 85:78 i wciąż są w grze o Final Four. Bohaterem wśród gospodarzy był na pewno Zach LeDay (25 pkt). Real grał natomiast kolektywem i w zależności od fragmentu meczu, ktoś inny wyjawiał się na kluczową postać. W rzutach z dystansu panował Hanga, defensywą rządził Tavares, decydujące podania notował Sergio Redriguez, a Gabi Deck i Dzanan Musa byli skuteczni pod koszem.

Piąty, decydujący mecz, odbędzie się w środę 10 maja w Madrycie. Tam Królewscy postarają się potwierdzić zwyżkującą formę i po raz kolejny zakwalifikować się do Fina Four Euroligi. Na ten moment awans do tej fazy wywalczyła tylko Barcelona, która 3:0 pokonała Żalgiris Wilno.