San Antonio Spurs przystępowali do tego meczu podbudowani triumfem nad Portland Trail Blazers, ale mało kto przypuszczał, że podopiecznych Gregga Popovicha będzie stać na zwycięstwo z Minnesotą Timberwolves.
Początek meczu był dobry dla Spurs, ale run 17-1 Wolves ze stanu 17:20 na 34:21 sprawił, że Spurs zdecydowanie przegrywali. Po pierwszej kwarcie było to 23:36, a do przerwy 52:64.
Sytuacja odmieniła się w drugiej części meczu. Spurs częściowo zaczęli odrabiać stratę w trzeciej kwarcie, ale wciąż było to za mało i przed ostatnimi dwunastoma minutami przegrywali dziesięcioma punktami – 80:90.
Znakomity run 13-2 sprawił, że już na początku decydującej kwarty Spurs wyszli na prowadzenie 93:92. Kolejne fragmenty meczu były bardzo wyrównane i nikt nie potrafił odskoczyć. Decydujący okazał się rzut osobisty Keldona Johnsona przy stanie 112:112, który ustalił wynik meczu. Ostateczny cios mógł zadać Anthony Towns, ale nie trafił wraz z syreną rzutu z dystansu.
Najlepiej punktującym graczem meczu był Anthony Edwards, który rzucił dla Wolves 32 punkty i zanotował 12 asyst. Po stronie Spurs double-double zanotował Victor Wembanyama. Francuz zaliczył 23 punkty i miał 10 zbiórek.
Jeremy Sochan spędził na parkiecie 30 minut i w tym czasie uzyskał 13 punktów, miał 4 zbiórki i 2 asysty. Polak trafił do kosza 5 z 9 rzutów.
Dla San Antonio Spurs była to dziesiąta wygrana w tym sezonie i 3 w ostatnich 5 meczach. Wciąż nie zmienia to ich położenia w tabeli Konferencji Zachodniej, gdzie znajdują się na samym dnie tabeli. Minnesota Timbewolves mimo niespodziewanej porażki wciąż zajmuje drugie miejsce.
Kolejnym rywalem podopiecznych Gregga Popovicha będzie Washington Wizards.