Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Lech pisze historię, choć stylu nie będziemy wspominać

Michał Karaś
Zaktualizowany
NA ŻYWO: Lech walczy o pierwszy polski awans of 32 lat
NA ŻYWO: Lech walczy o pierwszy polski awans of 32 latLech pisze historię, choć stylu nie będziemy wspominać
Po 32 latach doczekaliśmy się, za trzecim razem Lech Poznań awansował do dalszej gry w europejskich pucharach. Wygrana skromna, styl dyskusyjny, ale radość w Wielkopolsce w pełni uzasadniona!

O ciężarze gatunkowym tego meczu – nie tylko dla Lecha Poznań, ale całej polskiej piłki – powiedziano już chyba wszystko. Nie bez przyczyny przecież prawie 40 tysięcy ludzi pojawiło się przy Bułgarskiej w lutym, choć rywal do elektryzujących nie należał. Potwierdził to huraganowy doping od pierwszych minut, ale i ochota do gry piłkarzy Kolejorza.

To zdecydowanie nie był ten sam nieporadny zespół, który gubił się w niedzielę przeciwko Zagłębiu Lubin. Ofensywne wysiłki na początku 12. minuty dały bardzo dobrą okazję Skórasiowi, którego strzał z pola karnego zablokował wbiegający w ostatniej chwili obrońca. Kolejorz nie miał problemów z przejściem pod pole karne Bodo/Glimt, tam jednak pomysły zwykle się kończyły lub rozbijały o zwartą defensywę.

Norwegowie z kolei, po ostrożnym starcie, zaczęli się rozkręcać, przecinając obronę Lecha i wypracowując przewagę w ofensywie. W golach jednak nie, po skuteczność pozostawała kluczową bolączką każdej z drużyn, podobnie jak w pierwszym pojedynku. Dopiero po półgodzinie padł pierwszy celny strzał, jednak z uderzeniem Berga Bednarek nie miał najmniejszych problemów.

Lech tuż przed przerwą mógłby prowadzić, gdyby lot piłki od Szymczaka przeciął Skóraś. Brak precyzji i indywidualne błędy torpedowały starania gospodarzy, którzy wyglądali, jakby swoje atuty zostawili na drugą połowę. Zresztą i Norwegowie ze swoim jednym celnym strzałem nie brylowali, choć pokazywali lepsze pomysły na otwarcie wyniku. Pomysłów nie brakowało im zresztą również po przerwie, dwa ataki zajęły im niewiele ponad minutę. Statystycznie w liczbie prób przewagę może i miał Lech (8:7), ale jakość akcji pozostawiała bardzo wiele do życzenia.

Po kolejnym nieudanym ataku w 55. minucie Bodo ruszyło z dobrą kontrą, po której w okolicach 11. metra przed bramką świetną pozycję do strzału miał Vetlesen. Na szczęście przestrzelił okrutnie. W odpowiedzi Ba Loua po szybkim rajdzie odpalił z trudnej pozycji, zmuszając Faye Lunda do pierwszej solidnej interwencji. Gra wyraźnie ożywiła się po obu stronach i wydawało się, że to przyjezdni są bliżej otwarcia wyniku. Nic z tego – prosta wrzutka Joela Pereiry w pole karne i dobrze ustawiony Mikael Ishak, czy jest lepsza gwarancja gola w Poznaniu?! Szwed bez problemu dał mistrzom Polski prowadzenie.

Norwegom musiało się spieszyć, mieli niecałe pół godziny na odrobienie strat. Mieli też jednak sporo wysiłku "w nogach" i każda kolejna próba ataku szła jakby mozolniej, nie mówiąc o powrocie na pozycje. Gracze Kolejorza doskonale wykorzystywali frustrację i odpływ sił rywali, konsekwentnie wybijając ich z rytmu, a tylko decydującego ciosu brakowało. Końcówkę cały stadion oglądał już więc na stojąco, wyczekując ostatniego gwizdka. Pięknej piłki w tym nie było, ale strategia Johna van den Broma okazała się skuteczna, nawet jeśli w doliczonym czasie piłka przeszła centymetry od słupka poznańskiej bramki.

W piątkowe popołudnie Lech pozna swojego kolejnego rywala w 1/8 finału Ligi Konferencji.

Statystyki meczu Lech-Bodo/Glimt
Statystyki meczu Lech-Bodo/GlimtFlashscore
Wil jij jouw toestemming voor het tonen van reclames voor weddenschappen intrekken?
Ja, verander instellingen